CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 września 2022

MINIATURY (8) MAZURKI I INNE

 



MAZURKI I INNE


Marianna miała szczególny talent do wypieków. Ciotka Hanka opowiadała Adasiowi o tym, że onegdaj, jeszcze przed wojną Jabłońscy mieli wcale okazałą posiadłość ziemską, po której do dzisiejszego dnia nic nie zostało – jakieś zakłady przemysłowe tu rozlokowano, jakieś bloki, gdyż miasto podeszło do wsi, rozpanoszyło się na dobre i tak już zostało do powojnia. Ciotka nie bardzo wiedziała z jakiego powodu majątek ziemski należący do rodziców Marianny podupadł, czy to z braku dozoru ze strony państwa - ziemiaństwa albo wynajętego ekonoma, czy też powodem były długi, dość powiedzieć, że z początkiem lat trzydziestych ubiegłego wieku Marianna poślubiwszy Józefa opuściła rodzinny majątek, który sprzedano czy też najpierw podzielono pomiędzy spadkobierców i od tej pory nic a nic Hance nie było wiadome, jaki był los familijnej schedy Jabłońskich, która ostatecznie po powojennej reformie rolnej w znacznej części została rozparcelowana pomiędzy małorolnych chłopów. Marianna zaś po poślubieniu Józefa, popełniając przy okazji mezalians, zamieszkała z mężem, a że ten – wysokiego stopnia urzędnik, buchalter cukrowniczy zmieniał często jeszcze przed wojną miejsce pracy, to i kobieta miała sposobność odbyć z nim sporo podróży w swoim życiu, co kontrastowało z jej panieńskim życiem, kiedy to nieczęsto oddalała się od dworku swoich rodziców, prowadząc głównie domowe życie obfitujące w czytanie książek, tudzież przyjmowanie gości – sąsiadów i rodziny.

Państwo Jabłońscy mieli niewielką służbę, pośród której rej wodziła kucharka – cud kobieta potrafiąca w dziedzinie kulinarnej zadowolić najwybredniejsze podniebienia tak domowników, jak i też przyjmowanych we dworze gości. Ciotka Hanka nie miała szczegółowych informacji o tej pani poza tą, że znane było jej mistrzostwo w prowadzeniu domu na wysokim poziomie.

Marianna, choć jako córka zamożnych obywateli ziemskich poruszała się w kręgu osób wykształconych, nie omieszkała zaprzyjaźnić się z panią kucharką, śledząc jej każdy kulinarny ruch, ucząc się przyrządzać posiłki gotowane, smażone i wypiekane, pobierając praktyczne nauki w pieczeniu ciast, słowem kucharka znalazła w Mariannie pilną uczennicę, której krok po kroku przekazywała swoją wiedzę i umiejętności w dziedzinie zaspokajania wykwintnych potrzeb smakowych i żołądkowych najbliższych.

Po śmierci kucharki, co zbiegło się z małżeństwem Marianny, małżonka Józefa dysponowała już wystarczającymi danymi, aby móc sprostać jednemu z najważniejszych zadań – żywić męża w sposób rozmaity, wysublimowany, acz niekoniecznie drogi.

Adaś, wnuczek Marianny przekonywał się o tym osobiście, podobnie jak jego rodzice, a wcześniej dziadek. Obiady zwykle były wielowariantowe, dopasowane do gustów członków rodziny. Jako że Marianna była praktykującą katoliczką, piątki w jej jadłospisie zawierały się potrawy postne, a obecność warzyw, owoców, sałatek nie ustępowała rodzajom przyrządzanych potraw mięsnych, ryb, czy też dań mącznych. Babcia Marianna doskonale wiedziała, że mały Adaś nie znosi rosołu i znalazła na to sposób, wciskając do rosołku wnuczka trochę kropli soku z buraków, dzięki czemu powstawała „czerwona zupką”, którą z kolei Adaś uwielbiał.

Prawdziwa uczta czekała domowników w porach świątecznych, a szczególnie w okresie Bożego Narodzenia. Tu dopiero można było poznać pełnię niejako odziedziczonych po zmarłej kucharce państwa Jabłońskich talentów Marianny. Wydawałoby się, że w nierzadko siermiężnych latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku trudno było pochwalić się pełną, smaczną i kunsztownie przygotowaną kuchnią, a tymczasem postne i obfite w mięsiwa wszelkiego rodzaju dania były obecne na wielkim, dębowym, czarnym stole nakrytym bieluśkim haftowanym obrusem. Szczególnym powodzeniem, nie tylko u Adasia, cieszyły się też wypieki, w tym serniki, pierniki, makowce, keksy i mazurki, których trwałość dochodziła do dwóch miesięcy, choć nie były przetrzymywane w lodówce, a w spiżarni będącej właściwie szafą z poprzecznymi półkami wciśniętymi w obręb grubych ceglanych murów ściany nośnej kamienicy.

Sława o Mariannie i jej kulinarnych przysmakach trwała jeszcze wiele lat po jej śmierci. Odeszła z tego świata w pewien październikowy piątek, zabrana wcześniej do szpitala z podejrzeniem rozlania się żółci z woreczka, na co ostatnimi czasy cierpiała.

Niestety nikt w rodzinie nie przejął pałeczki po babci Mariannie, choć ojciec Adasia wykazywał spore umiejętności w sporządzaniu słodkości, w tym wypieków ciast. W rodzinie Adasia powtarzana była po wielokroć anegdota mówiąca o tym, jak syn Marianny a ojciec Adasia potrafił płatać psikusa matce, psikusa polegającego na tym, że korzystając z nieuwagi Marianny zakradał się do piekarnika, w którym dopiekał się sernik i oblewał go zimną wodą, wskutek czego powstawał zakalec – ulubiona przez ojca forma sernikowego ciasta. Marianna po wyjęciu nieudanego ciasta dziwiła się niepomiernie, czemu przypisać powstanie owego skażonego niezdarnością wyrobu, chociaż wybór składników i procedury był właściwy. Nie dowiedziała się tego nigdy. Ale do innego typu ciast syn Marianny wody nie dolewał tuz przed wyjęciem z pieca.

Natomiast mazurki… mazurki wypiekane przed Bożym Narodzeniem jadało się w Wielkanoc.


[09.09.2022, Toruń]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz