Teatrzyk Niemądrego Misia
miał był zaszczyt przedstawić
komedię ze sfer wyższych
w jednym akcie opowiedzianą
aż tu
Na ukrytej przed publicznością, za kurtyną, scenie, na proscenium, w garderobach, w suflera budce, tu i ówdzie sali, tam i sam, wszędy i owędy hałaśliwe a płaczliwe niemal odzywały się głosy. Darto się wniebogłosy i czupryny na czaszkach darto. Czy to aktorzy, czy reżyser ze scenografem, czy muzyk, czy to kostiumolog ze szwaczką albo majstrem od świateł, wszyscy z wnętrz swoich, z trzewi swoich wydawali dźwięki srodze nieszczęście na myśl przywodzące. Wśród nich takowe nuty słyszano:
- Biada, po stokroć biada nam!
- O nierządne królestwo!
- Gospodi' pomyłuj!
- Jakiż to koniec nastał nam żałosny!
- Na żebry pójdziem, na żebry!
- Sodoma i Camorra!
A że miała to być generalna próba dla prasy, dziennikarz ganiany wte i wewte o zmiłowanie prosił, języka zasięgnąć pragnął i błagał o wytłumaczenie, czemu przypisać tę nagłą eksplozję babelowej wieży.
- Cisza, szaleni!!! - wrzasnął na rozochocony tłum - gadać tu mnie, a żywo, jaki was szatan opętał.
Ucichło niezupełnie.
Podszedł jeden, rumiany na twarzy, wzburzony pianą z pyska, z ramionami wywiniętymi jak skrzydła Pegaza.
- Panie, a toż chleb nam zabierają, wydzierają z ust. My, panie wędrowne ptaki, komedianty. Nam rozśmieszać lud umiłowany, nam grać, swawolić, uszczęśliwiać, błaznować i lekce sobie ważyć nadętą powagę; nam naigrywać się i warcholić, śpiewać sprośne piosneczki i tańczyć, a przy tańcu smiec się do rozpuku.
- Czemuż więc tego nie robicie, a w kłótniach i gwarach marnujecie talenta?
- Panie redaktorze, kiedyż nam zabierają to, co do powiedzenia, wytańczenia i zaśpiewania mamy.
- Prawdę mówi! - czereda głosów jak jeden potężny bas-baryton zabrzmiała.
I wtem przed szereg wyszła skromna, zalękniona, acz o przystojnym obliczu aktoreczka. Dalibóg, znana publiczności kwiaciareczka Eliza Doolittle z Pigmaliona.
Przed szeregiem stojąc, na odwagę się zdobyła w tym oto słowie.
- Proszę pana ... bo my tu wszyscy w teatrze udajemy grając i kiedy nienawidzimy, sztylet w plecy, albo truciznę sypiemy do kielicha ... a innym razem, kiedy obśmiewamy, drwimy, śmiejemy się z kogo, to tak jakbyśmy sami się z siebie śmiali ... my to wszystko, panie redaktorze udajemy. A wszystko po to, aby człowiek śmiejąc się i radując, zamyślił się nad sobą, nad swoim losem, nad swymi wadami, aby wypoczął przy anegdocie i świadom śmieszności, spróbował żyć mądrzej. A tu, proszę pana jedna taka wychodzi na mównicę i odbiera nam cała śmieszność naszych żartów i ośmieszając na poważnie człowieka, znajduje w tym satysfakcję, ubliżając godności ludzkiej. I jeszcze jest to wielka i uczona pani, a nie widzi w sobie zła, które rozsiewa. A my, panie redaktorze, już nie wiemy, czy grać, czy nie grać, bo śmieszność tej pani przerasta nas wszystkich, a komediopisarz to w taką wpadł depresję, że głową uderza o ścianę i tylko nie potrafię, powiada, i płacze, i nie potrafię, powtarza stworzyć postaci śmieszniejszej i równie żałosnej jak pierwowzór.
Hieronim Bosch - Leczenie głupoty
"Pary homoseksualne są bezproduktywne". I to mówi 60-letnia bezdzietna panna. Ręce opadają.
OdpowiedzUsuńW sumie to ja jej współczuję. Strasznie samotna musi być.
Kabarety już od dawna nie mają szans przy naszych politykach.
Przyszedł koniec na komediantów... Udających. W opustoszałe miejsce straszne się gęby pojawiły... Nieudające!
OdpowiedzUsuńPan reżyser jeszcze takich pierwowzorów bez liku ujrzy. A cały teatr słusznie płacze, bo w sali okrągłej z krzesłami zielonemi i balkonami dla gawiedzi jedna trybuna za całą cyrkową arenę robi. Cóż za oszczędność dekoracji. Jeno orzeł na płótnie i krzyż niewielki za całą scenografię. A ile komedyi i tragedii potrafią zagrać. :-)
OdpowiedzUsuńGdybyż ta pani, skowronku, potrafiła słuchać siebie ze zrozumieniem...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, zgago, łatwiej znieść kpinę, szyderstwo, kiedy wymusza to na aktorze scenariusz/rola.
OdpowiedzUsuńa ciekawe jest to, że sami sobie wybraliśmy tych aktorów i śmiejąc się z nich, sami z siebie śmiać się powinniśmy
OdpowiedzUsuń