Z rękopisu znalezionego w komodzie
„Jest
ulica, którą można poruszać się w obu kierunkach. Co więcej, ulica ta krzyżuje
się z innymi mniejszymi ulicami. Każda ulica otwarta jest o dowolnej porze dnia
i nocy dla wszystkich obywateli miasteczka i przyjezdnych, bez względu na tę
całą paletę barw różniących ludzi od siebie.
W
miasteczku są urząd i kościół. W urzędzie pracują obywatele, którzy
przechadzają się ulicami miasta. Raz są to urzędnicy idący lewym skrajem
głównego komunikacyjnego szlaku miasta, innym razem są to urzędnicy spacerujący
prawym poboczem drogi. Wszyscy urzędnicy dbają o to, aby wzdłuż ulic brzęczące
rojami pszczół lipy rzucały chłodny cień na jasne, kremowe fasady kamieniczek.
Kościół,
choć jedyny w mieście otwiera swe furty przed wyznawcami różnych religii, jak i
też przed tymi, którzy postradali wiarę lub jej nie doświadczyli.
Ważne
jest to, że w miasteczku nazywa się rzeczy po imieniu. Przymiotniki określające
rzeczowniki i przysłówki, które określają czynności dla każdego obywatela
znaczą to samo. Chociaż obywatele miasteczka posiadają całą masę cech
wyróżniających ich od siebie, wykazują oni zdumiewający szacunek dla
odmienności poglądów i jednocześnie postępują według przyjętych zasad, nie
zawsze spisanych w formie praw nabytych, lecz takich, które tkwią głęboko w
pamięci zbiorowości.
Miasteczko
nie jest na tyle biedne, aby uciekali z niego młodzi; nie jest też na tyle
bogate, aby przyjezdni chcieli w nim prowadzić interesy dla osiągnięcia
spodziewanego, wysokiego zysku. Nikt z przyjezdnych nie zobaczy tutaj ludzi,
którym z powodu braku pracy świat wymyka się z rąk. Obywatele miasteczka
wiedząc o tym, że każdego z nich może spotkać okrutny los w postaci choroby,
śmierci najbliższych, utraty pracy i towarzyszącej jej apatii, gotowi są nieść
pomoc wszystkim znajdującym się w potrzebie. W szkołach pierwszym i
najważniejszym nauczanym przedmiotem jest ten, dzięki któremu człowiek uczy się
szacunku dla drugiego człowieka.
Przy
kuflu piwa opowiadał mi o tym miasteczku pewien jegomość w słusznym wieku,
wyglądzie często zaglądającego do szklaneczki bywalca zajazdów i szynków, lecz
wzroku przenikliwym, zdradzającym jasność umysłu. Kiedym słuchał tej opowieści
i już gotowy byłem ostatni swój grosz oddać na podróż do tego miasteczka,
aby, jako przyjezdny, móc doświadczyć na
sobie specyficznego uroku tego miejsca, jegomość z pianą piwną na wąsach
potrząsnął głową i zachłysnął się śmiechem.
-
Dobry człowieku – odezwał się po chwili – czyżbyś przypuszczał, że miasteczko,
o którym ci opowiadałem, istnieje? Nic bardziej fałszywego. Widzę, że się
nabrałeś na tę projekcję, nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością. Zdaje
się, że pozostawiam cię w nie lada kłopocie i konsternacji. Przeczuwam, że
oczekujesz ode mnie wyjaśnień. Skąd we mnie ta pewność, że miasteczko nie
istnieje? Odpowiedź jest dziecinnie prosta.
Człowiek
może zdobyć bieguny zimna i wspiąć się na najwyższe szczyty; może odkryć lek na
najstraszniejszą chorobę i stać się armatnim mięsem na polu walki. A jednak
człowiek nie zdoła nigdy zrozumieć najprostszych spraw. Zbudowanie takiego
miasteczka jest dla człowieka zbyt trudne.”
"Łacniej czasem samemu gwoździa połknąć, niż rzeczonej osobie przepraszam powiedzieć, lub ją pozdrowić" - to akurat z moich szkiców. :-)
OdpowiedzUsuńOwszem.. zbudowanie takiego miasteczka jest dla człowieka zbyt trudne.. Mimo tylu wieków humanizmu, chrześcijaństwa.. Ani religiom, ani marksizmowi, ani egzystencjalizmowi nie udało się uczynić Człowieka z człowieka.. Jeśli spojrzeć na wiek XX wydaje się że wręcz przeciwnie..Zresztą Nietzsche widział to tyle lat temu i napadał z furią na kościół, szkołę i politykę.
OdpowiedzUsuńPowoli zaczynam myśleć, że rację mają ci, którzy uważają, że ludzkie ego jest tylko stopniem w ewolucji. Że albo wyjdziemy ponad ego, albo zginiemy. Że rzeczywisty humanizm osiągniemy nie nakazami, nie zewnętrzną moralnością lecz dopiero wtedy, gdy dotrzemy do naszej prawdziwej istoty, do bliskiemu mistyce doświadczenia jedności ze wszystkimi istotami. Ja wiem, że to ma posmak bardzo "nawiedzony". Ale właściwie to jest to, co obiecywały ludziom pierwotnie religie, zanim - u nas np. zatriumfowała teologia, spychając mistykę na dalekie peryferia. Gubi nas dualistyczny sposób widzenia świata i posunięty do granic absurdu egocentryzm.
Wielce mądra myśl, mironqu (w tym miejscu mam fleksyjną wątpliwość), natomiast odradzałbym mimo wszystko łykania gwoździ....
OdpowiedzUsuń:-)
W wiesz, skowronku, że paradoksalnie, stworzenie takiego miasteczka (świata) nie jest zadaniem trudnym, tyle że za Czepcem powiem
OdpowiedzUsuń"A, ja myśle, ze panowie
duza by juz mogli mieć,
ino oni nie chcom chcieć!”"
Otóż i to właśnie, egoizm i to ciągłe nagarnianie do siebie. Najwidoczniej nie pora na "nawrócenie" i jedynie nadzieję taką mam, że ci po nas, co przyjdą, będą mieli ubaw powtarzając: "miałeś chamie złoty róg"
[i kto powiedział, że Wyspiański zaściankowym dramaturgiem był]
:-)