(...)Życia przegrodzić tamą nie można, jak się przegradza ospały strumień. Życie wystąpi z brzegów i popłynie nad ludzką zgryzotą, zamknie się nad smutkiem jak morze nad martwym ciałem, bez względu na to, ile miłości poszło na dno.(...)*
W Conradzie jest siła, spokój, honor i praworządność, ale jest też znużenie, zmęczenie życiem, słabość, i jest tęsknota. Słowa płynące na statkach Conrada są pełne i wyraźne, i posiadają moc tworzenia obrazów i wzruszeń. Jego świat jest uporządkowany, choć kołysany południową bryzą, czasem szkwałem lub huraganem, z którym człowiek musi sobie poradzić. I o tym zmaganiu się z naturą świata i własnymi słabościami Conrad opowiada, a opowiadać potrafi. Wydaje się jakbym widział go siedzącego w fotelu, w tawernie, z cygarem w palcach, o zachodzie słońca, które podświetla centralny grotmaszt barku przycumowanego do nabrzeża portu.
Bark mógłby wyglądać tak, jak ten z ilustracji do pierwszego wydania "Zwierciadła morza"
Tak mógłby go widzieć Conrad.
Być może pomiędzy dniem a snem autor "Szaleństwa Almayera" słuchałby nostalgicznej Cesárii Évory.
* op.cit. J. Conrad: "U kresu sił".
Oby rzeczywiście Cesarii słuchał...
OdpowiedzUsuńMyślę, że mógłby słuchać. I pewnie obejrzałby "Casablankę". Kojarzą mi się te byty. :-)
OdpowiedzUsuń