(...)
Wciąż zdrowiałem w tym tumulcie obserwacji kierowanych na fabrykę, na miasto, na jego mieszkańców i wkrótce wróciłem do rodzinnego domu, do innego krajobrazu, sielskiego, anielskiego, choć również powiązanego z fabrycznym murem i kominem, który wypluwał z siebie miliardy mikroskopijnych drobinek pyłu jaki pokrywał zmrożoną, grudniową ziemię.
I przyszedł śnieg, tocząc zwycięską walkę z czarną sadzą, i mróz zatykający piersi skuł stawiska z wyjątkiem tych wód, które opuszczały technologiczne kanały fabrycznego obiegu wody. Nad krainą stawów unosiła się gęsta, puszysta pokrywająca wkrótce bezlistne gałęzie drzew i krzewów białą, szklistą szadzią. Nastawał czas świąteczny i na tydzień przed Wiligią wszystkie pomieszczenia mieszkania na pierwszym piętrze przyfabrycznej kamienicy poddawane zostały corocznemu rytuałowi sprzątania. W kuchni malowano podłogę na kolor mahoniowy, prano pościel, firanki i zasłony, a w środkowym pokoju ojciec montował olbrzymią choinkę. Niebawem całe mieszkanie wypełnił zapach pieczonych ciast; wszystkie izby przepełnione były aromatem wędlin, mięsiwa i ryb, i czuło się zapach siana i igliwia. Mróz trzaskał na zewnątrz, a za oknem puszyste zawały nawianego śniegu przytulały się do szyb, lśniących srebrzyście, wyszlifowanych irchą zamoczoną w wodzie z octem.
Czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę.
(...)
[Fragment 4. rozdziału "Prowincji". Całość w zakładce PROWINCJA]
[Dobrzelin, 11.01.2016]
Dodałabym jeszcze własnoręcznie robione orzechy w złotkach, koszyczki, łańcuchy, wycinanki, czyli dekoracje choinkowe. Na choince wisiały pierniczki, jabłka, cukierki, czekoladki. Ile radości było z wyłuskiwania słodyczy, a pomysłowym wypchaniu watą. Mama w każdym razie udawała, że nie widzi tego manewru. Kiedy rozbierało się choinkę, nadal wisiały cukierki, ale jako atrapy. Dziękuję za przypomnienie tych zapachów świąt. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń