Wpadła na barszczyk z uszkami,
turkusowe rozbłyski kolczyków
pasowały do jej modrych oczu
niewinnie i niedostatecznie skrywanych
za szybkami okularów.
Na każdym oku czerwonej zupki
unosił się skwarek przysmażonej słoninki,
koniuszkiem języczka
nabierała kawałek po kawałeczku
mocząc karminowe usta
w słodko-słonej czerwieni
dzięki czemu
starannie położona na wargach pomadka
zalśniła dodatkowo iskierkami tłuszczu.
Pocałunek w tych okolicznościach
musiał być długi i smaczny.
Uszka zostawiliśmy sobie na deser.
[04.12.2016, w Paryżu]
Dostrzegam zmianę nastroju i podoba mi się to, dziękuję. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuń... a bo ja lubię tę czerwoną zupkę :-)
UsuńWłaśnie wypiłam taki barszczyk w kubeczku :-)
OdpowiedzUsuń... pewnie taki mocny, treściwy i koniecznie ciepły, by nie powiedzieć gorący...
UsuńJakbym czytała Leśmiana. To niesamowite nasycenie barwami, zmysłowością, erotyką urzeka i czyni barszczyk świadkiem niezwykłych emocji.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności.
... dziękuję... właściwie to zależało mi na wprowadzeniu żartobliwej konwencji, a że lubię puentować to wyszło jak wyszło...
Usuń