strumień 21.
Czy już posprzątane? Ma się rozumieć, że po niepodległościowej demonstracji. Ulice pewnie tak, ale głowy?
Zanim dojdę do płonącej stosami czarownic warszawy, wspomnę o obejrzanym filmiku z Wrocławia, gdzie przemawiał wódz, ksiądz-nieksiądz Międlar. Nie obejrzałem do końca. Nie wytrzymałem. Ten młody, nieszczęśliwy, chory na nienawiść człowiek jako żywo przypominał mi pewnego znanego z historii pana z wąsikiem. Podobna demagogia połączona z mowa ciała, z ekspresją właściwą chyba tylko niektórym stanom po zażyciu substancji narkotycznych. Boje się takich ludzi. Wypowiadał się, a winno się powiedzieć: wydawał z siebie ryk torturowanego jelenia… w imieniu katolików? Prawdziwych Polaków? Kogo?
Zapewne tych przybyłych na uroczystość rocznicy dnia niepodległości, którzy „klaskaniem mając obrzękłe prawice” dawali upust swoim emocjom i satysfakcji z posłyszanego bełkotu.
Katolik?
Spróbujmy te nieszczęsna istotę zestawić z Namiestnikiem Piotrowym, papieżem Franciszkiem, ale tez z wieloma polskimi duchownymi, którzy nie ukrywają, jak sądzę, wstydu za słowa swego „pobratymca”. Czy nie daje to porównanie dwóch, a może nawet trzech światów różnicy?
Kto wie, czy przypadkiem nie gorsi od Międlara są jego klakierzy - osoby postrzegające świat w taki sposób, jakby nie wynaleziono telewizji kolorowej. Filozofia ich jest prosta: łapać złodzieja, a złodziejem jest Niemiec, Rusek i Żyd… ostatnio cała Europa.
Międlar to młody człowiek. Młodymi ludźmi są także „patrioci” wrzeszczący faszystowskie hasła na ulicach stolicy. Ignoranci? niedouczeni? Fanatycznie zaślepieni? Pomyliło im się święto narodowe z „ustawką” przed, w trakcie lub po meczu piłkarskim? Frustraci?
To ostatnie mogę zrozumieć, bo nie doczekaliśmy się w wolnorynkowej Polsce pozytywnych wzorów wychowania młodego pokolenia, spotęgowaliśmy różnice społeczne, zatraciliśmy poczucie elementarnej sprawiedliwości społecznej, pasjonujemy się „wyścigami szczurów” przy jednoczesnym powiedzeniu won do Europy, jeśli chcecie w ogóle żyć i na to życie godnie zarobić.
Frustracja frustracją, ale czy mamy akceptować głupotę?
Są tacy, co akceptują, ba hołubią takim zachowaniom, sprzyjają faszyzującej młodzieży, widząc w niej zdrową siłę narodu.
Młodzi ludzie skandujący radykalne, nienawistne hasła, sprzeczne nie tylko z zasadami dobrego wychowania, których im brakuje, ale sprzeczne z boskimi naukami, na które nota bene się powołują, to cudowna, tajna broń pierwszego w kraju konstruktora stosów na czarownice, Macierewicza. To oni stanowić będą opokę stawiającą czoło dzisiaj Ruskom, jutro Niemcom, w dalszej kolejności Europie, a w końcu może i całemu światu.
Tak na człowieczych ziemiach rodził się faszyzm.
Macierewicz wie, że te młodzieżowe, terytorialne wojska, które wymyślił, dzisiaj Ruskim rady nie dadzą, ale przecież wróg już jest i to u nas w kraju, a wróg nie jest po to, aby był; wroga trzeba unieszkodliwić, zabić, ewentualnie wyrzucić z kraju. Oto plany ministra od wojenki i służb, nawołującego dziś do… nie kończę, mądry zrozumie.
Kim jest ten wróg, którego należy skrócić o głowę.
Tego pan Macierewicz, od którego nieprzyjemny zapach czuje, nie powie na głos, publicznie.
Charakterystyczną cechą tchórzy jest to, że nie sypią nazwiskami jak z rękawa. A nuż ten czy ów wytoczyliby mu proces? Dlatego wróg Macierewicza występuje zazwyczaj w liczbie mnogiej - winni i już skazani przez niego to niedookreśleni „oni”, wiadomo którzy, znam ich, ale nie powiem.
Aby faszyzm mógł zafunkcjonować w naszym kraju konieczna jest pożywka w postaci zbójeckich myśli i planów, niedopowiedzeń i uśmieszku kogoś, kto przynajmniej dla mnie, sprawia wrażenie człowieka obłąkanego, chorego z nienawiści, a w rzeczywistości tchórza.
Wciąż nieposprzątane i jakoś nie widzę, aby śmieciarki wyruszały w Polskę.
[pisane w dniu 14.11.2017, w Norget-sur-Vernisson, Loiret we Francji]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz