Towarzystwo było doborowe. Nawet sam
profesor akademik zaszczycił swą obecnością kawiarenkę, a to z powodu otwarcia
kolejnego pleneru i pochwalenia się tym, że część dworu w Woli Dąbrowskiej
została otwarta, a właściwie zdołano na czas doprowadzić do użytku tę
stodołę-oborę z przeznaczeniem na pomieszczenia mieszkalne. W nich to
zakwaterowano studentów Akademii Sztuk Pięknych, których pan profesor podzielił
na trzy grupy. Pierwsza podjęła się zadania z precyzją godną Durera naszkicować
sporych rozmiarów obrazy przedstawiające osobliwości przyrodnicze lasu -
rośliny warte upamiętnienia. Pan profesor akademik skorzystał był z podpowiedzi
leśniczego Gajowniczka, który zamarzył sobie rzeczone obrazy umieścić za szkłem
w wodoodpornych gablotach, które miał zamiar zainstalować na szerokiej leśnej
polanie w celach edukacyjnych. W ten oto sposób przebywająca w lesie
wycieczkowa dzieciarnia i młodzież, zanim wstąpi w leśne ostępy, miałaby
zapoznać się z roślinami (pośród nich były także drzewa), obok których
najczęściej przechodzi się nie zwracając na dobrodziejstwa natury uwagi. Pan
Gajowniczek nie ukrywa, że rad będzie z tego, aby w roku następnym studenci w
podobny sposób potraktowali świat zwierzęcy.
- Fotografie i filmy swoją drogą, ale w
sposób plastyczny odtworzyć piękno lasu to co innego - miał się wyrazić pan
leśniczy. Co z tego wyjdzie, powiedzieć trudno. Z pewnością jednak przed
młodymi artystami takie zmierzenie się z naturą to z warsztatowego punktu
widzenia zadanie trudne i pracochłonne.
Druga grupa studentów (to i następne
zadanie uzgodniono z panem burmistrzem) miała się zająć przyjazną dla oka
malarską dekoracją miejskich przystanków autobusowych, aby każdy z nich
wyglądał inaczej i przyciągał uwagę mieszkańców.
- Obcowanie ze sztuką nie musi się
ograniczać do wizyt w muzeach i galeriach. Sztuka powinna trafiać do ludzi
niekoniecznie znających się na malarstwie, ale poprzez bezpośredni i częsty z
nim kontakt powinna przyjaźnie ich edukować, a przy okazji upiększać pejzaż miejski.
Tymi oto słowy argumentował rajcom
miejskim artystyczne przedsięwzięcie pan burmistrz.
Trzecia grupa studentów miała z kolei
zadanie zaprojektować ujednolicone formy graficzne miejskich reklam. Ten pomysł
spodobał się szczególnie jednemu z rajców opozycji.
- Jestem całym sercem za tym projektem -
mówił na posiedzeniu Rady. - Dość z samowolką w reklamach, dość wolnoamerykanki
w szyldach reklamowych. Doceniam, panie burmistrzu projekt obywatelski
renowacji starówki, który wsparł pan dodatkowo ze środków publicznych, tym
bardziej popieram próbę uporządkowania wizerunku miejskich reklam.
Pan burmistrz z panem profesorem
akademikiem uzgodnili, że studenci przedstawią kilka wizerunkowych wersji
szyldów reklamowych, które następnie poddane zostaną osądowi publicznemu i to
mieszkańcy Różanowa przy okazji nadchodzących wyborów samorządowych
rozstrzygną, który projekt spodobał im się najbardziej.
Tyle pan profesor akademik.
Pozostali stali bywalcy kawiarenki,
czyli pan inżynier Bek, pan doktor Koteńko z żoną Zofią, państwo Szydełkowie,
stary pisarz i redaktor Pokorski, drukarz Romski, panowie Gnacik i Laskowski,
pan Gaworzewski dyrektor cukrowni i pan leśniczy Gajowniczek, profesor
Karbowiak i państwo Majewscy, pan Iłowiecki i pani Różańska, młodzi mieszkańcy
Ciżemek i wielu, wielu innych oczekiwało nadejścia pana radcy Kracha i
towarzyszącego mu pana burmistrza.
Nareszcie kawiarennik Adam otworzył
szeroko drzwi przed wchodzącymi. Najwidoczniej wtajemniczony był w całą sprawę,
gdyż po wprowadzeniu obu szacownych gości do tłumnej sali, w której wszyscy bez
wyjątku stali, to właśnie właściciel kawiarenki zabrał głos.
- Drodzy przyjaciele - zaczął dziarsko
kawiarennik - mam wielki zaszczyt zakomunikować państwu o dwu ważnych
decyzjach, jakie niedawno zapadły. Pierwsza nie będzie dla nas wszystkich
zaskoczeniem, ale też ucieszy nas ogromnie - pan burmistrz Różanowa Wojciech
Pilarski wystartuje w nadchodzących wyborach na fotel ojca miasta…
Tu rozległy się oklaski. Jedynie stary
pisarz, żmudnie opisujący historię i teraźniejszość miasta nie klaskał, bo
prawą rękę zajętą miał sporządzaniem
notatki.
A gdy wrzawa ucichła, ponownie przemówił
kawiarennik.
- Drodzy przyjaciele (z naciskiem na
„przyjaciele), sprawa kolejna. Zapewne my wszyscy, którzyśmy się tutaj zebrali,
pamiętają, z jaką determinacją oczekiwaliśmy na decyzję naszego wspólnego
przyjaciela, pana radcy Kracha. Jeszcze dwa lata temu nikt z nas nie dopuszczał
do siebie myśli, że oto stojący przed państwem panowie pojawią się obok siebie
na wyciągnięcie nie ręki lecz dłoni. Było nam wiadome, że swego czasu obaj
panowie należeli, że się tak wyrażę, do przeciwnych sobie obozów, krytykując
się nawzajem, choć zawsze odnosili się do siebie bez złośliwej zajadłości.
Czas, który, jak przypomina pan doktor Koteńko, jest jednak najlepszym
lekarstwem i on to właśnie plus chęć i dobra wola porozumienia po obu stronach
sprawiły, że pan burmistrz i pan radca wystąpią w samorządowych wyborach w
jednej ekipie - „Dla Różanowa”. Słowem, pan radca Krach zgodził się kandydować
na miejskiego rajcę i w przypadku zwycięstwa naszej formacji, w co nie wątpię,
zostanie Przewodniczącym Rady Miejskiej Różanowa.
„Burzliwych oklasków ciąg dalszy
nastąpił po tej wypowiedzi” - zanotował stary pisarz - „a przecież jeszcze rok
temu mówiono, że jeśli pan radca zgodzi się kandydować, to właśnie po to, aby
odebrać panu burmistrzowi głosy, bo cieszy się w mieście kto wie, czy nie
większym od burmistrza zaufaniem. Ale stało się może, ba, na pewno lepiej, że
te wybitne postaci, zasłużeni dla miasta obywatele postanowili połączyć swoje
siły, bo co dwie rozumne głowy, to nie jedna. Wypada więc pogratulować obu
panom śmiałej i korzystnej dla miasta decyzji i chociaż wynik wyborów nie jest
jeszcze znany, bo znanym być nie może, mamy prawo cieszyć się z tego, że
przyszłość Różanowa pozostanie w dobrych rękach”.
Takie oto słowa zapisał stary pisarz w
swoim notatniku. I dopiero gdy wrzawa ponownie ucichła, poczynił dopisek, w
którym zakomunikował, że w ekipie „Dla Różanowa” znalazły się miejsca na
listach wyborczych dla kilku jeszcze obracających się w kawiarence kandydatów,
a w tej liczbie dla pani Michaliny Boguckiej wychowującej samotnie dziecko, dla
pani Wandy Jakubowskiej, bibliotekarki z liceum, dla młodziutkiej Natalii
Potulickiej, nawiasem mówiąc chrzestnej Róży, dla pani Dominiki Curyłło, młodej
nauczycielki wychowania fizycznego w szkole podstawowej oraz dla statecznego i
zasłużonego wiekiem archiwisty pana Olesińskiego, tudzież o wiele lat młodszego
od niego właściciela piekarni pana Adamczyka.
Impreza zakończona została wzniesieniem
toastu szampanem, a pan radca Krach, kiedy zagasły światła, przyjaciele udali
się na zasłużony nocny wypoczynek, opowiedział już na osobności kawiarennikowi,
w jaki sposób zamierza uregulować swoje zawodowe sprawy w przypadku gdyby
jednak w wyniku wyborów został miejskim rajcą.
- Czy ty wiesz, Adamie, że do emerytury
zostało mi niecałe dwa lata, a tu przyjdzie mi, oczywiście gdy wybory okażą się
zwycięskie, popracować dłużej niż miałem taki zamiar - westchnął. - Wiesz, zrób
mi jeszcze jedną kawę. I tak będę miał noc nieprzespaną.
Sztuka na wyciagnięcie reki jest swietnym pomysłem, reklamom ulicznym mówię nie w ogóle, bo często zasłaniają piękno miejscowości, o przydrożnych strach wspominać.
OdpowiedzUsuńU nas podobno w wyborach startuje dyrektor miejskich cmentarzy, ale nie rokują mu wielkich szans, bo o cmentarze kiepsko dba, a ludzie to widzą...
... niezależnie od tego, że "kawiarenka" jest swego rodzaju baśnią, to staram się przemycać w niej pewne bliskie mi poglądy. To, co napisałaś w pierwszym akapicie, jak widzę, oznacza, że podzielasz moje zdanie...
Usuń... może ten pan nareszcie sprawdzi się jako rajca miejski?:-)