Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

02 września 2018

LETNIE POGWARKI (22) NIE PORA NA PODSUMOWANIE ŻYWOTA, ALE… (2)


2.
W końcu przecież mogłem osiąść na stałe w jakimś podleśnym, na skraju puszczy postawionym, albo w zgoła leśnym domku z dostępem do natury, w której też dzieją się rzeczy spektakularnie krwiożercze, ale wypływają one z naturalnych, biologicznych okoliczności, a nie z ludzkiej zazdrości, pychy, nienawiści i tym podobnych egzemplifikacji kultury stworzonej przez człowieka.
Pracowałbym najchętniej w lesie - bardziej przy nasadzeniach i pomaganiu naturze w czynieniu porządku, aniżeli przy wyrębie drzew dla przemysłu, ale znam ludzkie potrzeby, więc z bólem serca, ale nie odmówiłbym i tej pracy.
Ten mój domek nie musiałby być najparadniejszy, byleby był ciepły na zimę i chroniący od upałów w lecie. Bardzo ważny w tym kontekście są: kominek, porządny piec na domowe wypieki i biblioteczka, którą uzupełniałbym raz na dwa tygodnie, na miesiąc jeżdżąc do pobliskiego miasta po książki i kolekcje płyt, zwłaszcza z muzyką baroku.
Przy kominku, oczywista, miło spędzać czas w późnojesienne i wczesnowiosenne szarugi, w mroźne zimowe noce, a furkające ognie zastąpiłyby mi godnie brednie gadających głów w telewizorze.
Piec musiałby być, albowiem raz na tydzień wypiekałbym w nim drożdżowca z kruszonką, także chleb i inne słodkości albo pieczyste.
Zapuściłbym wokół domku sad z ogrodem i warzywniakiem, niewielki, ale na tyle duży, aby móc cieszyć się kopaniem grządek, siewem, pielęgnacją, a wreszcie owocami natury.
Po sadzie i przydomowym klepisku wałęsałyby się kury i kaczęta, para kóz, kilka prosiaczków, dwie owieczki i koniecznie jedna, nieobjęta unijnym obrączkowaniem mleko dająca krowa. Żyć nie umierać, gdy pije się zdrowe mleko, gdy podkrada się jajka karmionym naturalnie kurom, gdy od wielkiego święta spożywa się (niestety dla stworzeń) rosołek.
A przecież korzystałbym też z owoców leśnej natury, wybierałbym się na połowy ryb, lecz nade wszystko sadziłbym las, ot co.
Że marcowe i listopadowe błotko, że wichry i deszcze? Od czego są kalosze i płaszcz nieprzemakalny? Styczniowo-lutowe mrozy i zamiecie? Od czegóż kożuch wyborny i solidne buty z cholewami?
Taka alternatywa mi się roi i myśli moje ociepla. Ktoś powie: przecież nie byłbyś na tej kwaterze sam? Co z najbliższymi?
W tym miejscu pora na dygresję. Ustaliłem z samym sobą nie poruszać, albo poruszać jak najmniej tematów związanych z moją najbliższą rodziną, znaczy się z żoną i córką (Adela i Masza - nasze suczki - są chlubnym wyjątkiem od tej zasady). Otóż, po pierwsze - nie bardzo wiem, czy obie kobiety życzyłyby sobie swojej obecności w moich opowieściach; po drugie - gdyby jednak to nastąpiło, musiałbym podlegać prewencyjnej cenzurze, wymagać potwierdzonej notarialnie zgody na publikację i tym podobnych zawiłości. A zatem, niech już tak będzie, jak jest, niech zaimek „ja” góruje ponad wszystkim, choć w tym „ja” wcale nie jestem zakochany.
Czy byłoby w tym moim alternatywnym świecie miejsce na pisanie? Jak siebie znam - jak najbardziej. Kto wie, czy nie intensywniejsze i mądrzejsze.
Ale jest jak jest i wypada się zgodzić z życiem, jakie prowadzę, ale też być w wielkiej niezgodzie z czasami, które mądrości nie sprzyjają, a wręcz przeciwnie - wołają o pomstę do Nieba o zesłanie jakiej kary na niektórych spośród współbraci… chociaż ponoć zasadne jest twierdzenie, że jak Pan Bóg chce kogo ukarać, najpierw odbiera mu rozum…, a zatem… może właśnie odebrał???

[01.09.2018, Luttow-Walluhn, na granicy byłych: NRD i RFN w Niemczech]

8 komentarzy:

  1. Pomarzyć zawsze można, ale nie masz pewności czy w tamtym wyśnionym życiu czułbyś się spełniony...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... literatura od zawsze była moją pasję, potem dołączyła do tego muzyka i sztuka. Nie sądzę, abym żyjąc na skraju puszczy, pracując w niej miał problemy z realizacjami tych pasji, a z tego wynika, że czułbym się spełniony. Nauczycielstwo, czy szerzej - edukacja była moją alternatywą, która, jak się okazało nie dała mi poczucia spełnienia... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Za młodu też miałam podobne marzenia, które miał pomóc spełnić narzeczony leśnik. Niestety powiedział "Trzymaj się Genia, charakter mi się zmienia" i na leśniczynę wybrał inną. Jednak doskonale rozumiem Twoje ciągoty-tęsknoty i życzę , żebyś mógł je zrealizować wtedy, gdy jeżdżenie Cię zmęczy. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I teraz ciężko tego żałuje , choc Ci tego nie powie. Dziękuję za wsparcie, choć chyba oboje wiemy , że to marzenia ściętej głowy. .. pozdrawiam

      Usuń
  4. Razem z moimi uczniami zasadziłam kilka lasów i wiem, jak to przyjemność.
    Nie dziwię Ci się, że się rozmarzyłeś, bo nastały takie czasy, że normalny człowiek chętnie zaszyłby się w lesie i rzadko stamtąd wyglądał.
    Pozdrawiam po wyimaginowanych wakacjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę powiadasz. A co to za wyimaginowane wakacje? A tak serio to martwilem sie Twoja nieobecnością na blogu .... pozdrawiam

      Usuń
  5. Masz pojęcie że też kiedyś chciałam drwalem zostać???
    To znaczy drwalką... :-)))
    Ale drzew mi było szkoda.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam. Tyle planów, marzenia, praca, pisanie, czytanie. Jak to pogodzić?
    A mieszkanie w głuszy jest cudowne, gdy człowiek zdrowy, młody i ma dużo siły.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń