CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 listopada 2018

DOBRY (1)


1.
A wtedy obeszła łóżko; przechodząc obok pieca uścisnęła gładkie, białe kafle obiema dłońmi, wyczuła ich ciepło i przetransportowała je w zamkniętych piąstkach na drugą stronę pokoju pod samo okno, a odchyliwszy firanki, docisnęła otwarte już dłonie do ciemnej, zimnej szyby – smużka skroplonej pary wodnej wstąpiła na jej taflę wokół odciśniętych na niej dłoni.
W pokoju jarzyło się czerwone światełko podpięte pod obrazek z Panienką, nienaturalnym blaskiem rozświetlając to jedno z czterech pomieszczeń mieszkalnych w ich domu. Nie było ani ciemno, ani jasno. Jej oczy przywykły do nocnej poświaty. Zbliżyła głowę do szyby, dotknęła jej czołem, potem nosem. Gdyby ktoś z zewnątrz mógł zaobserwować jej postać, dojrzałby twarz, na którą wstępuje uśmiech, spostrzegłby też radosny błysk szczęścia w jej oczach.
- Pierwsze płatki, pierwsze śnieżynki, wstaniesz? – wyszeptała niby to do męża, ale także i do siebie, pozwalając sobie na odruch naiwnej, dziecięcej prostoliniowości.
Nie doczekawszy się odzewu ze strony śpiącego na lewym boku wtulonego w poduszkę Adama, przeszła do sieni, wymacała klawisz przełącznika i zapaliła światło nad schodkami przed frontowym wejściem do domu, po czym powróciła pod okno i usadowiwszy się przy stole na jednym z dwóch archaicznie staromodnych krzeseł, poczęła patrzeć, jak bielutkie kryształki śniegu wirują w żółtawym świetle żarówki otoczonej kulistym, białym, matowym kloszem.
Nie chciała go zbudzić. Wiedziała, że Dobry zagnieździł się w jego głowie, aby przypilnować snu, co po pracowitym dniu sprawiedliwie nasunął powieki na jego oczy, lecz z drugiej strony chciała się z nim podzielić dobrą nowiną, radością z nastania zimy, choć właściwie pierwszego śniegu, który przybył wraz z północno-wschodnim wiatrem już na początku grudnia. Wkrótce jednak pomyślała o tym, że nadchodząca zima, głównie mróz, spowodują rozłąkę z mężem, rozłąkę, do której bez przyjemności będzie musiała przywyknąć. Sam leśniczy odwiedziwszy ich ostatnim razem, przypominał, że kiedy tylko mróz ściśnie, będzie potrzebował Adama do ścinania trzciny na zamarzłym jeziorze; podobnie będzie z wikliną. A zima to także najodpowiedniejsza pora na pozbycie się wiatrołomów. Wiosenny huragan połamał i powywracał z korzeniami stuletnie buki i graby rosnące akurat na grząskim podłożu i dopiero podczas mrozów jest czas na usunięcie tych martwych drzew, a wiosną, gdy woda spłynie strugami ku jezioru, trzeba będzie przygotować żyzną w tym miejscu glebę pod nowe nasadzenia.
Adam będzie wstawał wcześnie rano, włoży na siebie ocieplane gumowce i sweter z owczej wełny, który mu zrobiła. Jak to było, kiedy przymierzał go pierwszym razem?
Wiercił się w nim, dopasowywał do karku, ramion, schylał się i przesuwał dłońmi po bokach.
- Pewnie cię gryzie? – zapytała. – Jest taki szorstki, co?
- Bądź pewna, że się zaprzyjaźnimy. Skoro gryzie, muszę go ugłaskać, obłaskawić – odparł.
Naleje mu do termosu gorącej kawy, albo tej wiśniowej nalewki wzmocnionej spirytusem, ale tylko tyle, aby leśni ludzie mogli sobie po pół szklaneczki na głowę zapić pod pieczone nad ogniskiem kiełbaski. Będzie sama, ale przecież zobaczy ten niedaleki dym, co wzbije się w górę podczas wyżowej pogody, a jeśli nie zobaczy, to poczuje swąd spalenizny unoszącej się od lasu ponad ciężką, niską, wilgotną mgłą.
Cała gospodarka będzie na jej głowie. Gospodarka? – krowa, dwie kozy, tuzin owiec i cztery prosiaki – nie zarobi się. Adam jeszcze przed pójściem w las nakarmi stworzenia, tylko krowy nie wydoi, bo nie ma tak delikatnych palców jak ona, a Klementyna to poznaje, łbem krąży, zadem wierci, a i wierzgnąć potrafi, chyba że mleka w wymionach ma tyle, że jedynie ulgę chce poczuć i wtedy pozwala gospodarzowi na wszystko.
- A toż do sąsiadów pójdziesz łuskać fasolę – stwierdził, gdy na to przyszłe rozstanie nietęgą miała minę. – Co? Już wyłuskana? Pierza drzeć na poduchy, łupać laskowe orzechy – zdadzą się na świąteczne wypieki, przeciery z renet robić, a w końcu chleb upiec, ciasto, przy nim porozmawiać, herbatką z rumem się opić, albo… albo sobie włącz radio, to mi potem zdasz sprawę z tego, co się dzieje na świecie, no i koniecznie zrychtuj mi wodę na kąpiel.
- Ale tam – pomyślała spoglądając za okno na śmigające okruszki śniegu – leśniczy przecież nie tylko Adamowi za pracę zapłaci, ale i tych gałęzi po przecince da na opał tyle, że oby je tylko do chałupy dowieźć. Przecież, że konia da, jeśli nie traktor, to i Adaś weźmie mnie z sobą do lasu, bo co dwie ręce do roboty przy ładowaniu wozu chrustem, to nie jedna, więc pójdę z nim, wezmę placek na drogę, jeszcze ciepły, bo leśni nie raz i nie dwa chwalili moją szarlotkę i sernik, więc niech i tym razem, utrudzeni pracą, posmakują. Adam mówi, że najlepiej w ich piecu i kuchni palą się korzenie – długo i tyle ciepła dają co dwie trudne do udźwignięcia wiązki chrustu. A takie korzenie, gdy wyrwie się je ziemi, to do niczego innego nie przydatne jak tylko do palenia w piecu i na ognisku. No chyba że zajmą się nimi Domagałowie, pierwsi i pewnie jedyni we wsi rzeźbiarze – samouki. Z dziada pradziada obrabiają drzewo: a to korę, a to wierzbowe kloce, najchętniej lipowe pniaki, ale też i korzenie. Podejdzie stary Domagała albo jego dwaj synowie do takiego korzenia i w te migi powiedzą, że to a to z nich będzie, gdy tylko siekierkę albo dłuto do nich przyłożą. Trzeba będzie Adamowi powiedzieć, aby choćby dwa takie korzonki przywiózł z lasu Domagałom.
Napełniona pozytywnymi myślami wstała od stołu i przeszła przez sień do kuchennego pomieszczenia. W kuchni tlił się jeszcze ogień z węglowego żaru. Przegarnęła ruszt i dosypała kilka kostek węgla. Przesunęła nad główne palenisko czajnik z wodą. Ciepła była, choć za chłodna do zaparzenia herbaty. Wszystko robiła po ciemku. W końcu znała na pamięć rozmieszczenie kuchennych mebli, wiedziała, że trzeba unieść nogę przekraczając próg w sieni, a za oknem kurzyło białym szaleństwem na tyle, że zaokienna biel przydawała izbie jasności.
Sięgnęła do szafki po szklanki i herbatę. Oczywiście po dwie szklanki, bo Adam prędzej czy później się wybudzi, sięgnie ręką kołdrę, aby przykryć nią żonę (Anna zwykle spała niespokojnie) i wyczuje, potem zauważy, że połowa łóżka pusta i nawet niewiele ciepła zostało po jej ciele obok niego. Wtedy się obudzi, powłóczy wzrokiem i przemówi:
- A cóż to, znów spać nie możesz?
To dlatego ta druga szklanka jest potrzebna.
- A cóż to, znów spać nie możesz? – usłyszała.
- Wiedziałam, wiedziałam – aż uśmiechnęła się do swych słów wypowiedzianych półszeptem.

(16.11.2018, Drongen w Belgii i 18.11.2018, pod Newark, Linconshire w Anglii)

12 komentarzy:

  1. Piękny i spokojny poranek w wiejskiej chacie. Piękni i pracowici ludzie, życzliwi sąsiadom.
    Czy tak jeszcze bywa?
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... u mnie tak bywa, ale mam już w głowie dla przeciwwagi opowieść o Złym, tyle źe muszę się porozumieć z laptopem, aby chciał pracować. .. pozdrawiam

      Usuń
  2. Cudowna opowieść o życiu, za którym tęskniłam w młodości. Dziś ciepło kaloryfera pozostaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie koniec tej opowieści... ja wiem, to taka bajka... może uda mi sie kiedyś napisać, dlaczego z premedytacją piszę takie "bajki" pozdrawiam

      Usuń
  3. Przypomniały mi się zimy spędzane u babci i zimne poranki pod pierzyną, zanim babcia napaliła w piecu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...a mnie dwa kaflowe piece wprost idealnie obsługiwane zimą przez ojca i kuchnia, też kaflowa, ktora chyba nigdy nie stygła - u jej otwartych drzwiczek układał się na blasze przymocowanej do podłogi bury, potężnych rozmiarów kot... pozdrawiam

      Usuń
  4. Piękna ta Twoja bajka Andrzeju...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, postaram się poprawić :-) pozdrawiam

      Usuń
  5. Jak to wspaniale, że są ludzie, którzy próbują zatrzymać czas, przypominają tamte mijające zwyczaje, sytuacje, smaki. Może wtedy przybliżymy atmosferę czasów tak wyśmiewanych przez niektórych dziennikarzy i polityków.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, masz rację. Ten tekst to taka odtrutka na tę obecną "smutę"... pozdrawiam

      Usuń
  6. Klik dobry:)
    Przyszłam do kawiarni poczytać, a mam sporo tego. Zasiadam więc przy kawie, serdecznie pozdrawiam i biorę się za zgłębianie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło powitać... a ja z kolei czasu mam niewiele i na odwiedzanie sympatycznych blogów go nie starcza... pozdrawiam

      Usuń