1.
A wtedy obeszła łóżko;
przechodząc obok pieca uścisnęła gładkie, białe kafle obiema dłońmi, wyczuła
ich ciepło i przetransportowała je w zamkniętych piąstkach na drugą stronę
pokoju pod samo okno, a odchyliwszy firanki, docisnęła otwarte już dłonie do
ciemnej, zimnej szyby – smużka skroplonej pary wodnej wstąpiła na jej taflę
wokół odciśniętych na niej dłoni.
W pokoju jarzyło się
czerwone światełko podpięte pod obrazek z Panienką, nienaturalnym blaskiem
rozświetlając to jedno z czterech pomieszczeń mieszkalnych w ich domu. Nie było
ani ciemno, ani jasno. Jej oczy przywykły do nocnej poświaty. Zbliżyła głowę do
szyby, dotknęła jej czołem, potem nosem. Gdyby ktoś z zewnątrz mógł zaobserwować
jej postać, dojrzałby twarz, na którą wstępuje uśmiech, spostrzegłby też radosny
błysk szczęścia w jej oczach.
- Pierwsze płatki,
pierwsze śnieżynki, wstaniesz? – wyszeptała niby to do męża, ale także i do
siebie, pozwalając sobie na odruch naiwnej, dziecięcej prostoliniowości.
Nie doczekawszy się
odzewu ze strony śpiącego na lewym boku wtulonego w poduszkę Adama, przeszła do
sieni, wymacała klawisz przełącznika i zapaliła światło nad schodkami przed
frontowym wejściem do domu, po czym powróciła pod okno i usadowiwszy się przy
stole na jednym z dwóch archaicznie staromodnych krzeseł, poczęła patrzeć, jak
bielutkie kryształki śniegu wirują w żółtawym świetle żarówki otoczonej
kulistym, białym, matowym kloszem.
Nie chciała go
zbudzić. Wiedziała, że Dobry zagnieździł się w jego głowie, aby przypilnować
snu, co po pracowitym dniu sprawiedliwie nasunął powieki na jego oczy, lecz z
drugiej strony chciała się z nim podzielić dobrą nowiną, radością z nastania
zimy, choć właściwie pierwszego śniegu, który przybył wraz z północno-wschodnim
wiatrem już na początku grudnia. Wkrótce jednak pomyślała o tym, że nadchodząca
zima, głównie mróz, spowodują rozłąkę z mężem, rozłąkę, do której bez
przyjemności będzie musiała przywyknąć. Sam leśniczy odwiedziwszy ich ostatnim
razem, przypominał, że kiedy tylko mróz ściśnie, będzie potrzebował Adama do
ścinania trzciny na zamarzłym jeziorze; podobnie będzie z wikliną. A zima to
także najodpowiedniejsza pora na pozbycie się wiatrołomów. Wiosenny huragan
połamał i powywracał z korzeniami stuletnie buki i graby rosnące akurat na
grząskim podłożu i dopiero podczas mrozów jest czas na usunięcie tych martwych drzew,
a wiosną, gdy woda spłynie strugami ku jezioru, trzeba będzie przygotować żyzną
w tym miejscu glebę pod nowe nasadzenia.
Adam będzie wstawał
wcześnie rano, włoży na siebie ocieplane gumowce i sweter z owczej wełny, który
mu zrobiła. Jak to było, kiedy przymierzał go pierwszym razem?
Wiercił się w nim,
dopasowywał do karku, ramion, schylał się i przesuwał dłońmi po bokach.
- Pewnie cię gryzie? –
zapytała. – Jest taki szorstki, co?
- Bądź pewna, że się
zaprzyjaźnimy. Skoro gryzie, muszę go ugłaskać, obłaskawić – odparł.
Naleje mu do termosu
gorącej kawy, albo tej wiśniowej nalewki wzmocnionej spirytusem, ale tylko
tyle, aby leśni ludzie mogli sobie po pół szklaneczki na głowę zapić pod
pieczone nad ogniskiem kiełbaski. Będzie sama, ale przecież zobaczy ten
niedaleki dym, co wzbije się w górę podczas wyżowej pogody, a jeśli nie
zobaczy, to poczuje swąd spalenizny unoszącej się od lasu ponad ciężką, niską, wilgotną
mgłą.
Cała gospodarka będzie
na jej głowie. Gospodarka? – krowa, dwie kozy, tuzin owiec i cztery prosiaki –
nie zarobi się. Adam jeszcze przed pójściem w las nakarmi stworzenia, tylko
krowy nie wydoi, bo nie ma tak delikatnych palców jak ona, a Klementyna to
poznaje, łbem krąży, zadem wierci, a i wierzgnąć potrafi, chyba że mleka w wymionach
ma tyle, że jedynie ulgę chce poczuć i wtedy pozwala gospodarzowi na wszystko.
- A toż do sąsiadów
pójdziesz łuskać fasolę – stwierdził, gdy na to przyszłe rozstanie nietęgą
miała minę. – Co? Już wyłuskana? Pierza drzeć na poduchy, łupać laskowe orzechy
– zdadzą się na świąteczne wypieki, przeciery z renet robić, a w końcu chleb
upiec, ciasto, przy nim porozmawiać, herbatką z rumem się opić, albo… albo
sobie włącz radio, to mi potem zdasz sprawę z tego, co się dzieje na świecie,
no i koniecznie zrychtuj mi wodę na kąpiel.
- Ale tam – pomyślała
spoglądając za okno na śmigające okruszki śniegu – leśniczy przecież nie tylko
Adamowi za pracę zapłaci, ale i tych gałęzi po przecince da na opał tyle, że
oby je tylko do chałupy dowieźć. Przecież, że konia da, jeśli nie traktor, to i
Adaś weźmie mnie z sobą do lasu, bo co dwie ręce do roboty przy ładowaniu wozu
chrustem, to nie jedna, więc pójdę z nim, wezmę placek na drogę, jeszcze
ciepły, bo leśni nie raz i nie dwa chwalili moją szarlotkę i sernik, więc niech
i tym razem, utrudzeni pracą, posmakują. Adam mówi, że najlepiej w ich piecu i
kuchni palą się korzenie – długo i tyle ciepła dają co dwie trudne do
udźwignięcia wiązki chrustu. A takie korzenie, gdy wyrwie się je ziemi, to do
niczego innego nie przydatne jak tylko do palenia w piecu i na ognisku. No
chyba że zajmą się nimi Domagałowie, pierwsi i pewnie jedyni we wsi rzeźbiarze
– samouki. Z dziada pradziada obrabiają drzewo: a to korę, a to wierzbowe kloce,
najchętniej lipowe pniaki, ale też i korzenie. Podejdzie stary Domagała albo
jego dwaj synowie do takiego korzenia i w te migi powiedzą, że to a to z nich
będzie, gdy tylko siekierkę albo dłuto do nich przyłożą. Trzeba będzie Adamowi
powiedzieć, aby choćby dwa takie korzonki przywiózł z lasu Domagałom.
Napełniona pozytywnymi
myślami wstała od stołu i przeszła przez sień do kuchennego pomieszczenia. W
kuchni tlił się jeszcze ogień z węglowego żaru. Przegarnęła ruszt i dosypała
kilka kostek węgla. Przesunęła nad główne palenisko czajnik z wodą. Ciepła była,
choć za chłodna do zaparzenia herbaty. Wszystko robiła po ciemku. W końcu znała
na pamięć rozmieszczenie kuchennych mebli, wiedziała, że trzeba unieść nogę
przekraczając próg w sieni, a za oknem kurzyło białym szaleństwem na tyle, że
zaokienna biel przydawała izbie jasności.
Sięgnęła do szafki po
szklanki i herbatę. Oczywiście po dwie szklanki, bo Adam prędzej czy później
się wybudzi, sięgnie ręką kołdrę, aby przykryć nią żonę (Anna zwykle spała
niespokojnie) i wyczuje, potem zauważy, że połowa łóżka pusta i nawet niewiele
ciepła zostało po jej ciele obok niego. Wtedy się obudzi, powłóczy wzrokiem i
przemówi:
- A cóż to, znów spać
nie możesz?
To dlatego ta druga
szklanka jest potrzebna.
- A cóż to, znów spać
nie możesz? – usłyszała.
- Wiedziałam, wiedziałam
– aż uśmiechnęła się do swych słów wypowiedzianych półszeptem.
(16.11.2018, Drongen w Belgii i 18.11.2018, pod Newark, Linconshire w Anglii)
(16.11.2018, Drongen w Belgii i 18.11.2018, pod Newark, Linconshire w Anglii)
Piękny i spokojny poranek w wiejskiej chacie. Piękni i pracowici ludzie, życzliwi sąsiadom.
OdpowiedzUsuńCzy tak jeszcze bywa?
Serdecznie pozdrawiam.
Hm... u mnie tak bywa, ale mam już w głowie dla przeciwwagi opowieść o Złym, tyle źe muszę się porozumieć z laptopem, aby chciał pracować. .. pozdrawiam
UsuńCudowna opowieść o życiu, za którym tęskniłam w młodości. Dziś ciepło kaloryfera pozostaje.
OdpowiedzUsuńTo nie koniec tej opowieści... ja wiem, to taka bajka... może uda mi sie kiedyś napisać, dlaczego z premedytacją piszę takie "bajki" pozdrawiam
UsuńPrzypomniały mi się zimy spędzane u babci i zimne poranki pod pierzyną, zanim babcia napaliła w piecu :-)
OdpowiedzUsuń...a mnie dwa kaflowe piece wprost idealnie obsługiwane zimą przez ojca i kuchnia, też kaflowa, ktora chyba nigdy nie stygła - u jej otwartych drzwiczek układał się na blasze przymocowanej do podłogi bury, potężnych rozmiarów kot... pozdrawiam
UsuńPiękna ta Twoja bajka Andrzeju...
OdpowiedzUsuńDziękuję, postaram się poprawić :-) pozdrawiam
UsuńJak to wspaniale, że są ludzie, którzy próbują zatrzymać czas, przypominają tamte mijające zwyczaje, sytuacje, smaki. Może wtedy przybliżymy atmosferę czasów tak wyśmiewanych przez niektórych dziennikarzy i polityków.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Owszem, masz rację. Ten tekst to taka odtrutka na tę obecną "smutę"... pozdrawiam
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńPrzyszłam do kawiarni poczytać, a mam sporo tego. Zasiadam więc przy kawie, serdecznie pozdrawiam i biorę się za zgłębianie...
Miło powitać... a ja z kolei czasu mam niewiele i na odwiedzanie sympatycznych blogów go nie starcza... pozdrawiam
Usuń