23.
Sen. Dziwolągi.
Nieznane postaci. Zrywam się, bełkocząc: he made me turn back of my way.
Zawrócić z drogi? Kto to był?
- Zmęczony, och jak
zmęczony. Książka spadła. Podniosłam.
Antonina jednym
ciągiem wypowiada poszczególne słowa i frazy.
Uśmiecham się do niej.
24.
Przyzwyczaiłem się do
uśmiechu na swojej twarzy. Nawet jeśli nie mam do kogo i do czego się
uśmiechać. Ostatnio to już naprawdę nie miałem. Mogłem się jedynie śmiać.
25.
Przeprasza mnie, że
musiałem czekać.
- Grabowski –
przedstawia się, a kobieta, która mu towarzyszy (żona?) odkłania się, ale nie
zmierza w stronę werandy, lecz przechodzi szybko wysypaną żółtym piaskiem ścieżką
w prawo; domyślam się, że obchodząc od frontu stary dom kieruje się do nowego,
do domu „młodych”.
Podałem swoje
nazwisko. Siada obok mnie przy stole w werandzie. W tym samym czasie Antonina,
jego matka chwyta „Lalkę” i wycofuje się do swojego domu.
- Pan z ogłoszenia? –
pyta i nie czekając na odpowiedź, dodaje: - dobrze, że z autem, choć sądziłem,
że będzie to zwykła osobówka, a nie bus.
Próbuję ukryć
zdziwienie i odpowiadam rzeczowo:
- Nie jestem z
ogłoszenia, po prostu przejeżdżałem tędy….
Konsternacja.
Przeprasza.
- A ja cały czas myślałem,
że każę panu czekać na siebie i byłem z tego powodu niepocieszony, ale niestety
musiałem odwieźć krewną na pociąg. A zmyliła mnie też informacja, jaką dostałem
na komórkę, że pan, to znaczy osoba, która się ze mną umawiała, zjawi się tutaj
na pewno pomiędzy siódmą a ósmą rano, a tu tymczasem zbliża się dziesiąta… więc
pan nie szuka pracy?
- Nie szukam. Jestem w
drodze.
- Szkoda, bo poszukuję
pracownika do chlewni i w ogóle do pracy w gospodarstwie, takiego na stałe pan
rozumie, bo nawet maszyny, które posiadam, wymagają ludzkiej obsługi.
Uśmiechnął się i
odruchowo rzucił okiem na dwie zamknięte książki, które leżały przede mną na
stole.
- Teraz rozumiem –
kontynuował – że pan jest jednak z innej branży. „Mieć czy być” czytałem –
wziął do ręki mojego Fromma. – Pan pewnie się dziwi, że znam, ja, zwykły
rolnik, któremu do szczęścia w oborze nie jest potrzebna psychologia, ale
studiowało się przecież, dawne czasy, nie tylko fachową literaturę.
Rozmowny, pomyślałem sobie,
jego matka zresztą też.
- Dlaczego? Nie jestem
zdziwiony. Myślę nawet, że szersze horyzonty… - przerwałem, w porę
zorientowawszy, że jeśli będę ciągnął rozmowę w ten sposób, odezwie się we mnie
duch nauczyciela akademickiego, a w końcu na własne życzenie przestałem nim być
wybierając się w tę podróż.
- Rozumiem, że ten, z
którym się pan umówił w sprawie pracy nie przyjechał?
- Nie przyjechał, a
przecież proponowałem mu godziwą pensję, mało tego, własny pokój w naszym domu
i wyżywienie – Grabowski zdradzał rozczarowanie.
26.
Nie podejrzewałem
siebie o to, że to ja zasugeruję Grabowskiemu na ten próbny miesiąc pracy. Moim
celem była wszakże podróż, trasa; w baku pozostało sporo paliwa, a moja strzała
z pewnością poleciała dalej. To był impuls, nie było w tej nagłej decyzji
przemyślenia, bo gdybym zaczął rozważać plusy i minusy mojego postanowienia,
pewne zreflektowałbym się, że do pracy w gospodarstwie zupełnie się nie nadaję,
co, jak przypuszczałem, prędzej czy później wyjdzie na jaw z niekorzyścią tak
dla mnie, jak i dla mojego pracodawcy.
Spojrzałem na swoje dłonie – czyste, nawet wypielęgnowane, bez stygmatów
ciężkiej, fizycznej pracy. Skonfrontowałem je z dłońmi Grabowskiego. Porażka.[07.11.2018, Dobrzelin]
Przyzwyczajenie do swojego uśmiechu na twarzy jest rozczulające.
OdpowiedzUsuńDialogi doskonałe, oddają klimat szukania dobrych pracowników, co widać wcale nie jest proste. Obecnie także trudno o pracowników, wszyscy mają białe, niespracowane ręce.
Serdecznie pozdrawiam
Uśmiech na twarzy zawsze wygląda lepiej, szczególnie na zdjęciach...
OdpowiedzUsuń