CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 września 2015

JARMARK NIEZWYKŁOŚCI (1)

PROLOG
1) Ten, który pisze
Pochwali się dzień zrodzony z przyciemnionych szkieł nocy i dżdżystej wilgoci poranka, co czerpie z krawędzi owalnego horyzontu pomarańczowy sok słonecznych promieni.
Pochwali się tłum, co budzi się o świtaniu i poczyna życie w leniwym pozbywaniu się tajemnic nieodgadnionego snu.
Pochwali się ludzką pracę, ten trud człowieczy powtarzalny, nieskończenie monotonny, którą jedynie śmierć powstrzymać zdoła, lecz śmierci chwalić nie będziemy, niech w taki dzień śmierć skona, nie doczekawszy się ostatniego pocałunku i namaszczenia.
Oto jestem ja - pochlebca i adorator letniego brzasku, poranka i tych godzin dwunastu wydartych wieczności, przed którymi hołd składam i jak skarb nie byle jaki w dębowej szkatułce przechowywać będę na pamięć o tych, co w misterium życia uczestniczą. 
Ja, opisywacz świata rzeczy drobnych i pospolitych, budzę się przedwcześnie i po posileniu się strawą, po obmyciu ciała z resztek przysmaków nocy, po obuciu się i ubraniu, chwytam czystą księgę, a uzbroiwszy się w oręż pióra wieczności, opuszczam swoje gniazdo, kierując się w stronę, gdzie napotkam zbiegowisko, tłum ludzi, którym chcę tę opowieść poświęcić.

2) Pracownik ochrony
Niech będzie ten dzień pochwalony.
- Przysnęło mi się - mówi do siebie pracownik ochrony targowiska i ledwie brzask ugodził jasnością szyby w oknie wartowniczej budki, otworzył oczy.
- Byłbym zaspał - stwierdza i zlękniony podrywa się z fotela, snów przyjaciela, otwiera drzwi i udaje się na pierwszy prawdziwie poranny obchód. Przemierza równym, rytmicznym krokiem alejki pomiędzy zamkniętymi jeszcze budkami. Czeka go tysiąc dwieście pięćdziesiąt kroków - tyle akurat stąpnięć liczy sobie jego droga. Jego oczy uważnie śledzą każdy zaułek, każdą budę jarmarczną, każdy zwinięty na czas nocy stragan i proszą, aby wzrok ich nie napotkał niczego złego.
Lecz cóż złego zdarzyć się może, skoro ludzie już wiedzą, że ochrona czuwa, a jej oczy nie zaszły jeszcze bielmem, o nie, a panowie pilnujący na zmianę dobytku, choć w słusznym wieku, to sumienniejszych ze świecą szukać po świecie.
- Spisały się dobrze, spisały - to o kobietach, które jeszcze przed świtem ogarnęły te nieporządki, jakie zawsze po klientach zostają.
Teraz doganiają przerwany sen i powrócą w to miejsce przed południem, aby być na bieżąco…

3) Babcia Gwiazdowska z wnuczką
Bądź pochwalony dniu! Nie chcesz mnie, Boże, nie wołasz jeszcze do siebie, i dobrze, bo to znak, że tej małej dziecinie potrzebna jestem. Gdy ojciec z nocnej zmiany wróci, zaraz się spać położy, a matka akurat na siódma do pracy, więc zostaniemy same.
Mała w łóżeczku.
Śpij, kochanie. Jeszcze szósta nie wybiła, a ja na pół godzinki do kościółka wyskoczę, na mszę poranną, lecz wrócę i po śniadanku, jak ci obiecałam, pójdziemy na ryneczek. Babcia kupi ci jaką bluzeczkę, na lody pójdziemy nie opodal… i żebym nie zapomniała, warzyw na obiadek kupimy; kapuśniaczek dzisiaj, lubisz, prawda, a na drugie to dla ciebie drobiowe polędwiczki. 
Gwiazdowska pochyla się nad wnusią, w czoło całuje, a ta, choć śpi jeszcze odwzajemnia buziaczka uśmiechem.
Tak mają poranek ułożony, że mała ani przez chwilę nie zostanie sama, bo kościółek blisko, tuż tuż.

4) Anna - nowa ekspedientka
Niech ten dzień wreszcie wstanie, pomyślny będzie i niech się czym prędzej zakończy.
Anna podenerwowana, to widać. Spaprała kreskę przy rzęsach na górnej powiece, a tu czajnik gwiżdże. Podnosi się, trąca łokciem lusterko (dobrze, że się nie stłukło, wiadomo - siedem lat nieszczęścia, a ona za młoda, aby cierpieć), wyłącza gaz i zalewa wrzątkiem kawę. Na śniadanie zje niskokaloryczny jogurt, zamaczając w nim biszkopta dla poprawy smaku, bo Anna tę wrodzoną szczupłość chce zachować do grobowej deski, no i prezentować się musi porządnie przy stoisku, choć matka jej mówi, że jak tak dalej będzie przykładać wagę do własnej urody, to ludzie za nią się rozglądać będą jak za jaką lalą z żurnala, a na to, co sprzedaje uwagi nie zwrócą. Ale Anna wie swoje: będzie porządnie ubrana, to ludzie pomyślą, że ze stoiska ma te ciuchy i w ten sposób zachęci do kupowania.
Oby tylko nie pomyliła się z tą kasą. Niby się uczyła, ale wiadomo to, czy się nie zagapi, nie to, co potrzeba naciśnie. Ojciec, co całe życie w księgowości pracuje przestrzegał ja i napominał… ale przynajmniej zna się na modzie, i to jak się zna, i każdemu doradzi.
Pije tę gorącą kawę, aż parzy sobie wargi; dobrze, ze jeszcze nie pociągnęła ich szminką.
Ech, ten pierwszy dzień w pracy.
- Gdzież ja posiałam klucze?

5) Bezrobotny Romuś i pani Wieczorkowska, sprzątaczka na dworcu kolejowym.
- Romuś, wstałeś już? Skaranie boskie z nim!
A Romuś pojawia się nagle za plecami pani Wieczorkowskiej, co sprząta na dworcu.
- Pięknego dnia pani Madzi życzę i oby tak samo pięknie się zakończył - wrzeszczy za jej uchem, już w formie, ani śladu na twarzy po wczorajszym winku nie zostało.
 Pani Wieczorkowska aż podskoczyła.
- A bodaj cię! Cięgiem ino straszysz! - krzyczy na niego - biegnijże do toalety, prysznic weź, póki nikogo ni ma, a spraw się szybko. Tam ci koszule nową przyniosłam. Ubierz się porządnie - pani Madzia tak jak porusza się błyskawicy lotem, tak i na jednym wydechu zdanie po zdaniu wypowiada.
Romuś zanim pobiegł, to jeszcze na dzień dobry klepną panią Madzię w ten okrąglusieńki tyłeczek, którym, jak mówi, tylko dla niego kręci tak przecudnie.
- Zmykaj już, pieronie - wrzasnęła, ale z uśmiechem, bo na Romusia nie idzie się złościć.
Bezdomny jest, żebrze, ale częściej ludziom pomaga, robi to tu, to tam, każdy go zna, a już na targowisku to wszyscy, i maja z niego wyrękę. 
No pije, prawda, ale w miarę, nie narzuca się innym, nie ubliża, honorowy jest i fason trzyma. A kto by tam nie pił, kiedy chałupy własnej nie ma, kobiety własnej też nie, a rodzina… nic o niej nie opowiada.
Wieczorkowska się nad nim ulitowała i zrobiła mu posłanie w jednym z przedziałów socjalnego wagonu, co to nie podróżuje, a jak ten hotel stoi. Prysznic mu przyszykuje jak robotnicy na swoje odcinki się porozchodzą, z domu coś z ubrania i do jedzenia przyniesie. Robi to w wielkiej tajemnicy, ale nie wie, że robotnicy wiedzą i tylko przez palce patrzą, co się tam w tym wagonie wyprawia.
Romuś zaś swej opiekunce z targowiska czekolady przynosi, od czego ten jej tyłeczek jeszcze krąglejszym się staje. Bywało, że i kieckę jaką dostanie ze stoiska za pilnowanie, albo taki staniczek mu dali, taki modny, z drutami, aby piersi do poziomu doprowadzał, ale pani Madzia to te druty zaraz usunęła, bo piersi jej rozsadzały, a ma ci one wielgachne… ech, szkoda gadać.
(...)
[Bad Tölz, w Niemczech, 25.08.2015]

3 komentarze:

  1. Opisywacz nie tylko świata, ale charakterów ludzkich. Pracownik ochrony - dzień pochwalony, babcia Gwiazdowska - opiekunka wnusi, Anna - spaprana kreska, Romuś - skaranie boskie to portrety z krwi i kości, pełne życia, ciepła.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... to wynik obserwacji i intuicji, choć rzecz niełatwa, bo tych postaci przybędzie... :-)

    OdpowiedzUsuń