CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

08 września 2015

JARMARK NIEZWYKŁOŚCI (2)

PROLOG (cd)
6) Pawełek i właścicielka warzywniaka
- Pawełku, ty śpisz jeszcze? Dzień taki piękny wstaje. Nie chwalisz go? Szczęście nam przyniesie.
Stanęła w drzwiach pakamery, takiej przybudówki do szklarni. Nawet nie bardzo ją zagracił. Ogrodniczki pięknie na na oparciu krzesła złożone, sportowe buty nie opodal, koszula na wieszaku zahaczonym o szczyt szafy. Posprzątane, pozamiatane wszędzie, nie jak u chłopaka. Tylko ta pościel poskręcana i on w niej jak ten wąż, w spiralę wpięty.
- A gospodyni to zawsze pierwsza wstawać musi? Kiedy ja już cały furgon załadowałem.
- A kochaneczku mój uroczy, ileż to skrzynek z pęczkami świeżej cebulki przygotowałeś?
- Jedna, pani gospodyni.
- Jedną? To za mało. Mówiłam o dwu.
- Oczy piekły mnie strasznie, na płacz mi się miało, ale na miejscu sporządzę drugą skrzynkę. Z rana ludzi mało.
- No myślę, że się poprawisz. Za kwadrans chce cię widzieć na nogach.
Gospodyni jak zwykle uprzejmie do młodej siły najemnej się odzywała, choć u niej wszystko zgadzać się musiało z tym, co sobie umyśliła, ale do Pawełka to jakąś nadzwyczajną słabość miała. Pewnie dlatego, że tak rezolutnie jej kram warzywno-owocowy prowadził. Miły, uprzejmy, potrafił z klientem rozmawiać i tak długo za nos go prowadził, aż ten w końcu ulegał najsmaczniejszym na świecie wiśniom, poziomkom czy pomidorom i ważyć je kazał. A pani gospodyni bez obawy, że Pawełek coś zawali, często wybierała się na godzinkę - dwie do fryzjera, skąd wracała odmienioną i jakby z dnia na dzień piękniejszą.
Teraz wciąż w drzwiach pakamery stała, szykując się do dalszej rozmowy.
- Pani gospodyni raczy się teraz na chwilę odwrócić - wyrzekł Pawełek - bo z tej pościeli nigdy nie wylezę.
- Ech, ty psotniku. Piżamę byś ubrał, a nie tak, jak do małżeńskiego łoża się pakujesz.
- Kiedy myślałem...
- A umiesz ty dni liczyć, czy mam cię posłać na nauki? Czwartek dzisiaj. Do soboty kochaneczku nie wytrzymasz?
Pawełek nie tęgą miał minę, nie tęgą.
- I o tej cebulce pamiętaj!

7) Ksiądz i Staroniowa
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
- I....?
- ... i kazdy dzień łaskawie do życia nam dany.
- Już lepiej. Na wieki wieków.
- Nie namówię księdza na kawę przed mszą?
- Staroniowa wie, że mnie nie namówi. Pół szklaneczki przegotowanej wody. Józek przyszedł?
Podsunęła mu pod nos karafkę z wodą. Próbowała nalać z niej.
- Ja sam się obsłużę. Staroniowa nie wie? Co taka dzisiaj rozbiegana?
- Nie mogłam w nocy spać. Za to ksiądz jak zwykle precyzyjny. Przyszedł, przyszedł. Już do posługi gotowy.
- Jak to powiedziałaś: "precyzyjny"?
- Tak, precyzyjny. Rzekłabym jeszcze: "pedantyczny". Nic u księdza nie zmienia swego miejsca i czasu.
Wypełnił szklankę woda do połowy, nieznacznie przechylił i duszkiem jednym wypił haustem. Odstawił szklankę w miejsce, gdzie stała.
- Staroniowa, dzisiaj zrobimy wyjątek. Dzisiaj na targ ja idę. Owszem, Staroniowa może mi towarzyszyć. Nawet byłoby lepiej, gdybyśmy poszli we dwoje.
- To już do tego doszło, że ksiądz moim zakupom nie ufa? Tyle razy robiłam je sama...
- Nic podobnego, moja droga, ja tobie ufam. Mało to razy owoców nakupujesz po okazyjnej cenie.
- Bo wiedzą, że ja dla księdza kupuję - oznajmiła Staroniowa złość udając. A bo to księdza szanują, to szczera prawda... a i ja czasami na tym korzystam.
- W jaki sposób? Zdradzisz?
- W taki sposób, że jak kupuje dla siebie, to myślą, że ja dla księdza...
- Tak to się nie godzi, moja droga.
- A co ksiądz myśli! Mam uprzedzać, krzyczeć, że nie dla księdza kupuję?
- Ale parafianie skłonni pomyśleć, że nazbyt rozrzutne życie prowadzę.
- Oj, tam. Pomyślałby kto, że i ja szastam groszem. U mnie też kuchnia skromna.
I tak oto, jakby od niechcenia, pierwsze uderzenie dzwonu na godzinę szóstą nastąpiło. Ksiądz sprężył się i rzucił na odchodne:
- Staroniowa pomoże mi na targu sandały nowe wybrać, a ja przymierzę. Rozumiesz teraz, moja droga, dlaczego swoją dzisiejszą obecność na targowisku uważam za konieczną?

8) Majster, Maniek i Szef
- Panowie, piękny dzień się zapowiada - odezwał się szef.
- Oby nie przechwalić, a nuż jakaś burza się przytrafi - majster w stolarskim fachu sceptycznie spojrzał na rozognione porannym, słonecznym płomieniem niebo.
- Panie majster, ani jedna kropla deszczu dziś nie spadnie, bo inaczej łupałoby mnie w plecach - wtrącił się do rozmowy pomocnik majstra.
Szef spojrzał na obu surowym wzrokiem.
- Jak by nie było, punkt osiemnasta macie skończyć z tym kramem.
- Zrobi się, szefie. Dwanaście godzin nam wystarczy.
- Nie będzie problemów z podłączeniem się pod miejską kanalizację?
- Tych parę rurek skręcić? Drobnostka. Gorzej, że trzeba na chwilę odciąć wodę.
- Wiem o tym. Kiedy będziecie podłączać, telefon do mnie. Pół godziny wam wystarczy?
- Co ma nie starczyć, szefie. Maniek to pierwszorzędny spec od wodociągów i szybki w układaniu kafelków - pochwalił młodego.
- Trochę się z tym zejdzie, panie majster - przyznał Maniek.
- Jak by nie było, macie zdążyć. To robota na czas... i dokładnie ma być. O szóstej przyjeżdżam i sprawdzam. Potem odbiór.
- Zrobi się, szefie. Pomalujemy na czas i te dwie wanny zainstalujemy nie gorzej niż u tej damulki na Sienkiewicza. Była zadowolona, co nie?
Szef dla potwierdzenia pokiwał głową.
- Nie powiem, udało wam się. I jak to przyjemnie, kiedy klient zadowolony. Tak trzymać. No, panowie, za dziesięć szósta. Pora na was. Aha, tak jak uzgodniliśmy, elektrykę podłączę już po odbiorze, przy właścicielu.
- Szefie, a na te rybki to powinniśmy dostać jakiś upust. Rozmawiał pan?
- Porozmawiam przy odbiorze.
 Zapuścili silnik furgonetki i pojechali. Maniek prowadził, a majster, choć przecież jeszcze nie zaczęli roboty tego dnia, już cieszył się, że w pierwszym na targowisku kramie, który zbudują własnymi rękoma, w niklowanych wannach kąpać się będą świeże karpie, karasie i pstrągi, a w chłodniczej ladzie cieszyć będą oko śledzie i karmazyny, a może nawet i halibuty.

3 komentarze:

  1. Rozumiem, że już na dłużej JESTES...
    Wiesz przecież że lubię czytać Twoje teksty.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro mi, ale niebawem znów wyjeżdżam... taka praca :-( Jak zauważyłaś wpisy zostają b. często popełniane za rubieżami, a w kraju puszczam je hurtem. Może tym razem uda mi sie odnaleźć jakiś zagraniczny, internetowy zasięg... wtedy byłbym bardziej na bieżąco

    OdpowiedzUsuń
  3. Te obrazkowe portrety plastycznie przedstawione mają tyle życia w sobie. Pozdrawiam i zasyłam serdeczności na drogę.

    OdpowiedzUsuń