A/ KWIATKI DLA MATKI
O trasie z Saint Quentin-Fallavier
pod Lyonem do Brignoles, pomiędzy Marsylią a Niceą niewiele mogę powiedzieć
poza tym, że odbyła się i to szybko, bo cały czas po płatnej autostradzie, a z
nich, jak doświadczenie uczy, niewiele można zobaczyć, choć oczywiście
krajobrazy Prowansji wyśmienite. Za Avinionem po lewej stronie na stromym i
wysokim zboczu górskim jedenastowieczny klasztor, obok pamiętające głębokie
średniowiecze miasto i zamek - to w zasadzie wszystko w kwestii turystycznej.
Przenocowałem na
strefie ekonomicznej w Brignoles, a około dziesiątej dowiaduję się, że jeden z
naszych kierowców ma problemy z autem i w związku z tym mam wykonać kurs do
odległego o ponad 400 kilometrów Perpignan (to ostatnie duże i bardzo ciepłe
miasto nad Morzem Śródziemnym w drodze do Katalonii i Barcelony).
Po odwiedzeniu Lidla
(uzupełnienie zapasów) wyruszyłem niezbyt szybko (miałem być na załadunku
najpóźniej do 18-tej), mając czas pod kontrolą. Najpierw prześwietne pejzaże
okolic Marsylii, potem przeuroczy, choć mijany od południa Aix-en-Provence,
później Arles. Pomiędzy Arles a Montpellier przykuwają uwagę mokradła nadbrzeżne
(na północ od Marsylii był nieskończenie równinny step), zatoki, jeziorko, w
którym żerowały flamingi oraz nasycone wodą pola ryżowe. Przede wszystkim
jednak od Arles, poprzez rejon Montpellier i dalej w stronę Perpignan ogromne
plantacje winorośli. Za Montpellier wjechałem na świetną autostradę A75, by
przed Beziers wjechać na lokalną drogę prowadzącą przez Narbonne i Fitou (tam
są wyśmienite winogrona) dojechać do lekko zachmurzonego Perpignan.
A ładunek miałem
nietypowy. 26-go jest dzień matki - wiozłem zatem rozmaite kwiaty (głównie róże
w kilku gatunkach) do trzech kwiaciarni w rejon Landes w Gaskonii (to taki
obszar położony na południowo-zachodnim skrawku Francji, sąsiadujący
bezpośrednio z Atlantykiem) to Aire sur l’Adour, Mimizan i Biscarrosse - w
takiej kolejności, począwszy od ósmej rano wyładowałem ten, jak się okazało,
całkiem drogi towar. Róże i w ogóle kwiaty to tradycyjny upominek dla kobiet,
zwłaszcza w dniu Święta Matki. Zresztą Francuzi maja absolutnego bzika na
punkcie kwiatów - to jeden z podstawowych produktów jakie kupują. W wiosce czy
miasteczku obowiązkowo jest: rzeźnik (masarniczy), sklep z pieczywem, tabac /
press - kiosk z gazetami, papierosami i pamiątkami, restauracja, oberża,
kawiarenka lub bar oraz kwiaciarnia.
Atlantyk chyba się
wściekł i to akurat w czasie rozładunków, przed południem. Burza połączona ze
straszliwą ulewą i gradem wielkości piłek lekarskich (tu przesadziłem - kule
gradowe były ciut mniejsze) narobiła szkód w drzewostanie, a wody spadło tyle,
ile w tym suchym, bądź co bądź rejonie, spadnie w miesiąc. Ocean ma jednak
swoją siłę.
Kiedy już byłem po
robocie czekała mnie ponad dwustukilometrowa przejażdżka do Lannemezan w
wysokich Pirenejach, do firmy, z której osiem dni temu wiozłem ładunek do
Luwru.
Mam był ładowany o
7.30 w poniedziałek z jakimś towarem do Yves Saint Laurent w Paryżu. Nawigacja
pokazuje mi, że 800 kilometrów dzielące Lannemezan od stolicy Francji pokonam w
12 i pół godziny, a rozładunek ma się odbyć tego samego dnia do 21.30. Znając
już opieszałość firmy, w której się ładuję, nie spodziewam się wyruszyć przed
dziesiątą, co by oznaczało, że nie będzie możliwe zdążyć - wszak nawigacja nie
uwzględnia korków, które wieczorową porą w całej aglomeracji paryskiej są
obowiązkowe. Co będzie, zobaczymy.
B/ INNY BÓG
Ileż to razy
przejeżdżając obok kościoła, czy nawet cmentarza kreślę znak krzyża -
uszanowanie tradycji, pokłon oddany symbolowi naszej cywilizacji? Na pewno nie
księżom, nie tym dwulicowcom, co za skórą diabła noszą.
Tak sobie myślę, że
nie ma jednego Boga. Mój jest inny. Nie jest On okrutny i nielitościwy, nie
jest kapralem, co tylko łajać potrafi, sprawiedliwym dla swoich i tych w
czarnych sutannach, nie jest On tym, o którym grzeszni dewoci gadają.
Nie jest On mściwy i
nienawistny jak kaczyński, niedouczony jak morawiecki, fałszywy i rozmemłany
jak szydło, nie przypomina macierewicza, dla którego w psychiatryku miejsca
zabrakło, nie wyłazi mu słoma z butów jak z pantofelków piotrowiczowej, nie
jest śmieszny do zepsucia jak kurski i obaj marszałkowie, nie przypomina setek
i tysięcy misiewiczów, nierobów i obiboków, którym przynależność do pisu i
przystawek uratowała życie; nie wzoruje się na nim biznesmen od siedmiu boleści
i rządowych dotacji rydzyk, ani całe mnóstwo księży, którzy czytając ewangelię,
a w niej o miłości bliźniego, ni w ząb nie rozumieją napisanego słowa.
Mój Bóg, choć jest
wymagający, to bywa też wyrozumiały. On wie, że po to pałętam się po świecie,
aby kierować się sercem i rozumem - tamci: ani jednym, ani drugim. Ten mój Bóg
pozwala mi wesprzeć się o Jego ramię, gdy potknąłem się i nie jestem wstać o
własnych siłach, a kiedy odczuwam radość, raduje się ze mną.
Myślę, że wielu jest
ludzi, którzy mają tak jak ja swojego Boga. Niech nie obrażają się gnostycy i
ateiści, ale i oni Go w sobie mają - w sercu i rozumie, mają Go, chociaż
inaczej Go nazywają - czasami Sumieniem, innym razem Prawdą, Życzliwością do
Ludzi, Otwarciem na Świat i Innego Człowieka. Kwestia nazewnictwa i całej tej
otoczki związanej z wiarą jest sprawą drugorzędną.
Bądźmy więc sobą. Może
ktoś z nas doczeka takich czasów, kiedy z dupska tamtych wykopnie się ich
szatana.
[26.05.2018, Lannemezan, Hautes Pyrenees, we Francji]
Czasami, gdy opisujesz mijane widoki zapominam, że jesteś w pracy...
OdpowiedzUsuńKażdy ma w sobie Boga, powiadasz? Mam nadzieję...
Hm... moja praca polega na przemieszczaniu się autem, a zatem mimowolnie odkrywam nowe miejsca, bądź powracam pamięcią do tych, które już widziałem - to powiązanie wydaje się oczywiste, ale czasami żal, że nie można na dłużej przystanąć.
OdpowiedzUsuń... nie każdy: politycy pewnej partii na pewno Go nie mają oraz sporo księży, ot taki paradoks :-)
Zaskoczyło mnie połączenie w jednej notce, tak różnych tematów. Wdzięcznego Dnia Matki z rozważaniami o bezbożności naszych polityków. Każdy z nas ceni sobie prawdę, pod warunkiem, że jest to nasza prawda, bo ta drugiego człowieka, często bywa nam w niesmak. Myślę, że z Bogiem jest podobnie.
OdpowiedzUsuń