CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

12 marca 2020

PRZEPLATANKA

1.
Bardzo nieciekawie w tych ostatnich dniach kłamstwa i żenady. Najpierw te dwa miliardy na pisowską, telewizyjną szczujnię, niby odwołanie Kurskiego, co skończyło się zasłużoną klęską Dudy, bo przecież jeśli jest się pacynką, to nie wiem ile należałoby wykonać fikołków, a i tak jak krew w piach, aktorem się nie będzie, i wstyd, że takiego prezydenta mamy, znaczy się mają, bo nie jest to mój prezydent; przestał nim być już w chwili, gdy ułaskawił kumpli kryminalistów. 
A teraz znowu wirus. Raz, że pisowska ministerka od rozwoju obwieściła, że na koronawirusie to Polska zarobi; patrzcie, na całym świecie ci z prawa, z lewa, z centrum i ci normalni powiadają, że taka epidemia to raczej przywali gospodarce jak oprych z gazrurką przechodniowi z pozłacanym zegarkiem na ręku, a ta Emiliańska czy jak jej tam niepoważnie na nazwisko powiedziała, że zarobimy na tej pandemii, no i że wyprzedzamy czołowe państwa świata o dwa tygodnie. A się okazało, że przodujemy w niezakupieniu testów na koronawirusa i testujemy podejrzanych chorych ze stu do dwustu mniejszą częstotliwością aniżeli w państwach Unii, no i wychodzi na to, że gdybyśmy w ogóle nie wykonywali testów to epidemii u nas by nie było. Do tego dochodzą z prawej strony takie głosy i uśmieszki, że lepiej ich nie przytaczać, a ostatnio rada mędrców z episkopatu zamiast nawoływać do przestrzegania zasad obowiązujących na terenach objętych epidemią, zachęcają do publicznych zgromadzeń w kościołach. Jako pragmatyk wypowiem się w ten sposób: jeśli czarna arystokracja uważa, że modlitwa zwalczy wirusa lepiej niż wiedza medyczna, proszę bardzo, zachodźcie gromadnie do świątyń, tyle że nie pałętajcie mi się potem po klatkach schodowych, nie pukajcie do moich drzwi prosząc o szklankę cukru.
2.
Noga kiepskawo mi się zrasta, ale to nic, prędzej czy później się zrośnie, albo i nie zrośnie, nieważne. Trochę to mi przeszkadza, bo nie mogę dzielnie stąpać, a rehabilituję się raczej psychicznie i nie ma się czemu dziwić, bo cieplej się robi na świecie, a najważniejsze, że dnia przybywa.
Jak by się moja noga nie miała, to przecież trzeba w chałupie posprzątać, statki pozmywać, rozweselić mopem podłogę. Zaprawdę o kulach nie robi się tego superowo, ale już zamiatanie czy mopowanie podłogi z krzesła (przesuw krzesła i tak dalej) to prawie przyjemność; byłaby ta przyjemność pełna, gdyby Masza z Adelką co pomogły - niedoczekanie z ich strony.

3. I na koniec taki obrazek pogodnej starości. Tekst liczy sobie trzy a może cztery jesienie.

Starość
- A jak nie przyjdzie?
 I patrzy w to okno, i odkłania się sąsiadkom. Czasami nawet uchyli lufcik, aby zamienić kilka słów. Wyszłaby przed dom. Stoi ławka. Ławka jest zielona, niedawno odmalowana i bardzo ważna. Siadają na niej te z pierwszego i drugiego piętra, ona i ta z przeciwka. Ale teraz każda przy swoim rosole, przy ziemniakach, schabowym lub mielonym. Kiedy upichcą, zejdą się i będą rozmawiać.
- Przyjdzie, obiecał, że przyjdzie – odpowiada on. Rozkłada szachownicę warcabów. Bierze ściereczkę i starannie czyści każdy plastykowy pionek.
- A dałbyś z tym spokój. Nie ma co robić, tylko będzie grał.
Ona jak tylko obiad zje, gazetę z kiosku przyniesie. Poczytają. A może Jadźka kazała coś kupić, przypomni sobie, to zaraz poleci.
On bierze teraz czarne półbuty, pastę, bawełniane czyścidło i szczotkę. Siedzi na krześle. Kładzie na kolana ścierkę i zaczyna glansować buty.
- Wszystko jedno, ale trzy razy na dzień czyścić buty, w których chodzisz raz na tydzień do kościoła? Mówię ci, że nie przyjdzie. My stare. Po co mu takie towarzystwo?
- Może mu co wypadło – mówi on - Taki zalatany. Swoje sprawy przecie ma.
- Wakacje ma. Jakie tam może mieć sprawy? Za dziewuchami się nie ugania, a dzisiaj za zimno na kąpanie. Zapomniał. Władek, tyle ci powiem, że my są niepotrzebne. Za stare. Popatrz, dzieci nasze w pracy, synowa z zięciem też, a chłopak się między swymi obraca. Taka prawda. A ty to z tych półbutów lakierki zrobisz i ksiądz będzie ci ich zazdrościł. A golisz się z godzinę. Do czego to podobne!
- A co mam robić z czasem, Helciu? Ty pójdziesz w kolejkę, na ławce usiądziesz i ci czas mija. Albo na chór idziesz… a ja?
- Władek, bo ja przywykłam do ludzi i nie dam się starości. Włącz telewizor. Może jaki film idzie.
- Teraz to tylko powtórki puszczają. Jak tylko znudzi nam się gra, pooglądam z nim telewizję.
- I ty wierzysz, że przyjdzie?

Spóźnił się, bo był na ryneczku. Jagód kupił. Tak go naszło, aby kupić. A dla dziadka wybrał największego kalafiora. Lubi przecież. Babcia ugotuje, przysmażką poleje. Zje z kartofelkami, z zsiadłym mlekiem.
- To jak? Będą pierogi?
- Mój Boże, i to jakie będą! – odpowiada. - Ale to na drugie. Najpierw zjemy rosołku. Widzisz, Władek, a mówiłam ci, że o starych pamięta… i przyszedł.
Spojrzał na nią zdumiony.
- Zaleję rosołku… ale w pokoju zjemy, bo kuchnia potrzebna mi będzie do robienia pierogów.
- Może pomóc? - zapytał wnuk.
- E tam… raz dwa zrobię. Władkowi aż ręce się trzęsą, abyś tylko zagrał z nim w warcaby.
Zagrał. A potem obejrzeli sobie film, jedząc pierogi z jagodami polane gęstą śmietaną.
Jeden talerz wyniosła przed dom, aby poczęstować te z pierwszego i drugiego piętra oraz tę z przeciwka. Chwaliły.
A ona chwaliła się, że na starość ma jej kto herbatę zrobić i już dawno przestała się jej bać… znaczy się - starości.

[12.03.2029, T.]

1 komentarz:

  1. Sytuacja w kraju - bez komentarza, szkoda słów.
    Za to obrazek piękny, pamiętam że czytałam już, ale nadal zachwyca:-)

    OdpowiedzUsuń