CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

15 czerwca 2022

WE DWOJE (2)

 


WE DWOJE (2)

    Wtedy nadeszła pora na to, abym to ja spróbował coś przedsięwziąć z powodu niedyspozycji mojej rozmówczyni, a nie było to łatwe, gdyż oczywiście nie mogłem zaproponować, że odwiozę na miejsce panią Kwiecień. W grę wchodziło jeszcze poproszenie kogoś, kto zgodzi się odwieźć Katarzynę, lecz w tym wypadku w grę wchodziłyby dwa auta, bo podwożący musiałby przecież czym wrócić. Oczywiście najłatwiej byłoby zamówić taksówkę, co jednak wiązałoby się z pokaźnym wydatkiem, lecz jakoś ani ja, ani pani konserwator nie wpadliśmy na ten pomysł, pewnie dlatego, że w mojej głowie powstał inny i, jak mi się wydawało, całkiem logiczny sposób rozwiązania „alkoholicznego problemu” z jakim przyszło nam się zetknąć.

    Najsampierw poprosiłem znajomego kelnera, który nas obsługiwał, aby przejechał skodą pani Katarzyny Kwiecień dwa kwartały dalej – jakieś trzysta metrów w obie strony – odprowadzając auto na strzeżony parking, którym zawiaduje mój kolejny znajomy. Poleciłem Krzysiowi (kelner), aby odstawiając samochód powołał się na mnie i że ureguluję zapłatę. Wiedziałem, że pieniędzy ode mnie nie weźmie, ale świeżyznę, swojską kiełbasę, czarne i kaszankę – owszem, bo pan Stanisław, emeryt dorabiający pilnowaniem samochodów szczególnie nocą, rodzinę ma sporą i wcale im się nie przelewa, a ja przecież znam tego rolnika co „świnie bije” i na niedzielę ma mi coś podrzucić, więc podzielę się z panem Stanisławem, bo zwykle dostaję ponad miarę.

    Kelner wrócił, oddał kluczyki pani Katarzynie, misję swą wykonał pierwszorzędnie, więc wynagrodziłem go banknotem, którego przyjąć za nic nie chciał, ale w końcu przetłumaczyłem mu, że tak trzeba, że „kobiecie chciałem zaimponować”, przyjął więc, ale w zamian wręczył mi małą buteleczkę koniaku, no i skorzystałem z tego barteru, a pani Katarzyna po tym wszystkim, co zobaczyła i usłyszała, wpadła w podziw nade mną.

- Ależ mi pan zaimponował. W tym miasteczku co drugi człowiek jest pana przyjacielem.

    Jasne, że przesadziła, ale jakoś poczułem się lepiej, mając świadomość, że tak o mnie myśli. Szliśmy zatem do mnie, bo takie to było rozwiązanie, taki był mój plan powzięty z myślą o pani Kwiecień, aby przypadkiem nie zdecydowała się wyruszyć w drogę autem po wypiciu paru kieliszków wina. Szliśmy na giętkich nogach, nie pijani, raczej zmęczeni długim dniem, bo na pewno nie rozmową, którą toczyliśmy podczas drogi, choć niewiele tego było, bo moje dwupokojowe mieszkanie w starym, acz odnowionym przed paru laty budownictwie, z łazienką, kuchnią i balkonem wychodzącym na osiedlową uliczkę i dalej na park, zlokalizowane było nie tak znów daleko od centrum; wystarczyło przejść most nad Urynią, przeciąć miejski park w najwęższym miejscu i już mieć przed sobą kamieniczką – tam na pierwszym piętrze mieszkałem.

    Dotarliśmy zatem do mojego mieszkanka po nie więcej niż dziesięciu minutach, a otwierając drzwi i wpuszczając nimi przed sobą panią Katarzynę, nie mogłem wyjść z podziwu dla siebie, gdyż rankiem tego dnia, nie spodziewając się wizyty kogokolwiek, gruntownie posprzątałem swoje siedlisko, ba, nawet pościel zmieniłem, starą uprałem, dodałem do prania parę koszul, trochę bielizny i przed wyjściem z domu wywiesiłem to wszystko na balkonie. Wprowadzając zatem panią Katarzynę do środka, wiedziałem, że się nie zawstydzę, a tak naprawdę była to sytuacja wyjątkowa, gdyż zwykle świetnie poruszałem się w swoim domowym bałaganie, do którego zdążyłem przywyknąć.

    Nastąpiło teraz zwiedzanie mieszkanka, podczas którego zapoznałem panią Katarzynę z moim roboczym pokojem, gdzie bardzo często zdarzało mi się dokonywać opisów zdjęć, dokumentów i artykułów prasowych, także kaset audio i wideo – ot taka przyniesiona do domu robota. Był to niewielki pokój, acz zagracony bardzo; na jednej ścianie biblioteczka, na drugiej półka z książkami, biurko przy oknie, krzesło, a z boku, w rogu stał niewielki tapczanik, na którym zwykłem robić sobie drzemką pomiędzy siedemnastą a osiemnastą. Drugi pokój, przechodni, był sypialnią: stare obszerne, bardzo niemodne łóżko, kredens, serwantka, stolik na dwie osoby, krzesła i szafa na bieliznę i garderobę. Pokój ten, znacznie obszerniejszy, posiadał wyjście na balkon, z którego widok na park był naprawdę imponujący. Patrząc z tego miejsca wydawało się, że człowiek mieszka niemal w samym środku lasu, gdyż ta część miejskiego parku przypominała angielski ogród rosnący dziko; tu trawa nigdy nie była strzyżona, a ptaki od końca kwietnia po wrzesień pięknie i rozmaicie hałasowały przepięknie śpiewając.

    Kiedy pani Katarzyna udała się do toalety, skorzystałem z okazji i szybciutko zabrałem pranie z balkonu i wyschnięte włożyłem do wiklinowego kosza w kuchni.

    Pani Kwiecień wyszła z łazienki i udałem się z nią do kuchni, gdzie poprosiła mnie o zrobienie mocnej herbaty.

- I gdzież to będę spala? - zapytała nagle.

- W tym dużym pokoju – odparłem. - Akurat dzisiaj zmieniłem pościel. Ma pani szczęście.

    Uśmiech wkradł się na twarz mojego gościa, a ja w zakłopotaniu wydobyłem z siebie tych parę słów:

- Nie obrazi się pani, jeśli podaruję pani na noc moją nieużywaną piżamę, która swego czasu dostałem jako prezent imieninowy od swojej chrzestnej. Wydawało mi się, że nigdy nie założę jej na siebie. Nie sypiam w piżamie, ale teraz… teraz gdy z przyjemnością przychodzi mi gościć panią….

    Uśmiechnęła się.


[15.06.2022, Toruń]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz