Jeżeli nocną przybliżysz się dobą
I zwrócisz ku wodom lice,
Gwiazdy nad tobą i gwiazdy pod tobą,
I dwa obaczysz księżyce.
Prawda? Są takie słowa - wytrychy, co otwierają najbardziej zatwardziałe serce, wnikają w głąb duszy, która przecież istnieje. Zbliżmy się zatem do gładkiego lustra jeziora nocą, gdy miesiąc w pełni, to słońce nocy, najpierw w purpurze, ogromne, gorące, później srebrzyste, chłodne, z intensywnym odblaskiem naszej życiodajnej gwiazdy. I rzeczywiście ta nocna gwiazda tuż pod naszymi nogami, a nie spłosz jej, nie rozmyj jej oblicza; rozkołysze się i będzie błyskać jak pulsar morskiej latarni. Podobnież z tymi, co wiecznie migocą, kusicielki najodleglejszych pocałunków; ich świetliki również zdublowane. I dziwisz się tej niezwykłości. A nie pochylaj się zanadto, miła, bo wodne licho pojrzawszy na twoje lico, może zaciągnąć cię w zimną, gościnną, nieprzejednaną toń.
Albo…
A gdzie przysięga? gdzie moja rada ?
Wszak kto przysięgę naruszy,
Ach, biada jemu, za życia biada!
I biada jego złej duszy!
Biada i jeszcze raz biada temu, co tak jak lekką stopą stąpa po ziemi, tak beztrosko traktuje raz dane słowo. I znów czterowiersz do zapamiętania, jak fraza z Biblii, jak przykazanie, którego łamać się nie godzi.
I w końcu jeszcze jeden temat, zwieńczenie smutnej opowieści, w której poległa wierność i poszanowanie przysięgi. Skutkiem jest pokuta, którą odbywają do dzisiaj oboje: on rozpoznany przez poetę i dziewica, której czarowi uległ zapominając o przysiędze, jaką złożył… no właśnie komu? Czyliż przypadkiem dziewczę, które częstowało naszego strzelca z boru malinami i dziewicza piękność wyłaniająca się z wody Świtezi to nie ta sama istota? Czy przypadkiem nie chciała ona sprawdzić wierność hardego młodzieńca?
Ona po srebrnym pląsa jeziorze,
On pod tym jęczy modrzewiem.
Któż jest młodzieniec? - strzelcem był w borze.
A kto dziewczyna? - ja nie wiem.
Są wiersze, słowa, są opowieści, których przeczytać choćby raz i zapomnieć nie sposób… tak to już jest z Mickiewiczem.
……………………………………………………………
Jakiż to chłopiec piękny i młody?
Jaka to obok dziewica?
Brzegami sinej Świteziu wody
Idą przy świetle księżyca.
Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka;
Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,
Pewnie to jego kochanka.
Każdą noc prawie, o jednej porze,
Pod tym się widzą modrzewiem,
Młody jest strzelcem w tutejszym borze,
Kto jest dziewczyna? - ja nie wiem.
Skąd przyszła? - darmo śledzić kto pragnie;
Gdzie uszła? - nikt jej nie zbada.
Jak mokry jaskier wchodzi na bagnie,
Jak ognik nocny przepada.
"Powiedz mi, piękna, luba dziewczyno -
Na co nam te tajemnice -
Jaką przybiegłaś do mnie drożyną?
Gdzie dom twój, gdzie są rodzice?
"Minęło lato, zżółkniały liścia
I dżdżysta nadchodzi pora,
Zawsze mam czekać twojego przyjścia
Na dzikich brzegach jeziora?
"Zawszeż po kniejach jak sarna płocha,
Jak upiór błądzisz w noc ciemną?
Zostań się lepiej z tym, kto cię kocha,
Zostań się, o luba! ze mną.
"Chateczka moja stąd niedaleka
Po środku gęstej leszczyny;
Jest tam dostatkiem owoców, mleka,
Jest tam dostatkiem źwierzyny".
"Stój, stój - odpowie - hardy młokosie,
Pomnę, co ojciec rzekł stary:
Słowicze wdzięki w mężczyzny głosie,
A w sercu lisie zamiary.
"Więcej się waszej obłudy boję,
Niż w zmienne ufam zapały,
Może bym prośby przyjęła twoje;
Ale czy będziesz mnie stały?
"Chłopiec przyklęknął, chwycił w dłoń piasku,
Piekielne wzywał potęgi,
Klął się przy świętym księżyca blasku,
Lecz czy dochowa przysięgi?
"Dochowaj, strzelcze, to moja rada:
Bo kto przysięgę naruszy,
Ach, biada jemu, za życia biada!
I biada jego złej duszy!"
To mówiąc dziewka więcej nie czeka,
Wieniec włożyła na skronie
I pożegnawszy strzelca z daleka,
Na zwykłe uchodzi błonie.
Próżno się za nią strzelec pomyka,
Rączym wybiegom nie sprostał,
Znikła jak lekki powiew wietrzyka,
A on sam jeden pozostał.
Sam został, dziką powraca drogą,
Ziemia uchyla się grząska,
Cisza wokoło, tylko pod nogą
Zwiędła szeleszcze gałązka.
Idzie nad wodą, błędny krok niesie,
Błędnymi strzela oczyma;
Wtem wiatr zaszumiał po gęstym lesie,
Woda się burzy i wzdyma.
Burzy się, wzdyma, pękają tonie,
O niesłychane zjawiska!
Ponad srebrzyste Świtezi błonie
Dziewicza piękność wytryska.
Jej twarz jak róży bladej zawoje,
Skropione jutrzenki łezką;
Jako mgła lekka, tak lekkie stroje
Obwiały postać niebieską.
"Chłopcze mój piękny, chłopcze mój młody -
Zanuci czule dziewica -
Po co wokoło Świteziu wody
Błądzisz przy świetle księżyca?
"Po co żałujesz dzikiej wietrznicy,
Która cię zwabia w te knieje,
Zawraca głowę, rzuca w tęsknicy
I może jeszcze się śmieje?
Daj się namówić czułym wyrazem,
Porzuć wzdychania i żale,
Do mnie tu, do mnie, tu będziem razem
Po wodnym pląsać krysztale.
Czy zechcesz niby jaskółka chybka
Oblicze tylko wód muskać;
Czy zdrów jak rybka, wesół jak rybka,
Cały dzień ze mną się pluskać.
A na noc w łożu srebrnej topieli
Pod namiotami zwierciadeł,
Na miękkiej wodnych lilijek bieli,
Śród boskich usnąć widziadeł.
Wtem z zasłon błysną piersi łabędzie,
Strzelec w ziemię patrzy skromnie,
Dziewica w lekkim zbliża się pędzie
I "Do mnie - woła - pójdź do mnie".
I na wiatr lotne rzuciwszy stopy
Jak tęcza śmiga w krąg wielki,
To znowu siekąc wodne zatopy,
Srebrnymi pryska kropelki.
Podbiega strzelec i staje w biegu,
I chciałby skoczyć, i nie chce;
Wtem modra fala prysnąwszy z brzegu
Z lekka mu w stopy załechce.
I tak go łechce, i tak go znęca,
Tak się w nim serce rozpływa,
Jak gdy tajemnie rękę młodzieńca
Ściśnie kochanka wstydliwa.
Zapomniał strzelec o swej dziewczynie,
Przysięgą pogardził świętą,
Na zgubę oślep bieży w głębinie,
Nową zwabiony ponętą.
Bieży i patrzy, patrzy i bieży;
Niesie go wodne przestworze,
Już z dala suchych odbiegł wybrzeży,
Na średnim igra jeziorze.
I już dłoń śnieżną w swej ciśnie dłoni,
W pięknych licach topi oczy,
Ustami usta różane goni,
I skoczne okręgi toczy.
Wtem wietrzyk świsnął, o bloczek pryska,
Co ją w łudzącym krył blasku,
Poznaje strzelec dziewczynę z bliska:
Ach, to dziewczyna spod lasku!
A gdzie przysięga? gdzie moja rada?
Wszak kto przysięgę naruszy,
Ach, biada jemu, za życia biada!
I biada jego złej duszy!
Nie tobie igrać przez srebrne tonie
Lub nurkiem pluskać w głąb jasną;
Surowa ziemia ciało pochłonie,
Oczy twe żwirem zagasną.
A dusza przy tym świadomym drzewie
Niech lat doczeka tysiąca,
Wiecznie piekielne cierpiąc zarzewie
Nie ma czym zgasić gorąca.
Słyszy to strzelec, błędny krok niesie,
Błędnymi rzuca oczyma.
A wicher szumi po gęstym lesie,
Woda się burzy i wzdyma.
Burzy się, wzdyma i wre aż do dna,
Kręconym nurtem pochwyca,
Roztwiera paszczę otchłań podwodna,
Ginie z młodzieńcem dziewica.
Woda się dotąd burzy i pieni,
Dotąd przy świetle księżyca
Snuje się para znikomych cieni:
jest to z młodzieńcem dziewica.
Ona po srebrnym pląsa jeziorze,
On pod tym jęczy modrzewiem.
Któż jest młodzieniec? - strzelcem był w borze.
A kto dziewczyna? - ja nie wiem.
[12.04.2017, Campigneulles Les Grandes we Francji]
Już ze dwadzieścia lat nie sięgałam po "Ballady" wieszcza. A szkoda, bo tyle tajemniczości, niedopowiedzeń. Tyle pouczeń i niebanalnego morału. I to, co zawsze urzeka, czyli zrobiłeś źle, czeka cię nieubłagana nagana od razu, a nie kiedyś w przyszłości. Źle postąpiłeś, czeka kara. Te legendy, baśnie, ballady są przestrogą przed obraniem złej drogi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W całości podzielam twoje zdanie. U Mickiewicza jest ponadto ten kunszt poetycki, bo sięgać do ludowych klechd i wierzeń to jedno, a przedstawić te opowieści, ubierając je w piękny, poetycki język, to coś, co nie każdemu poecie się udaje... pozdrawiam
UsuńW odróżnieniu od mojej matki, nie jestem wielbicielką Mickiewicza. Zainspirowana Twoim tekstem o Norwidzie, rozwinęłam temat ale tym razem, tylko serdecznie pozdrowię.
OdpowiedzUsuń