CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

02 września 2015

WĘGRY

Na Węgrzech, jak się rzekło, nie byłem jeszcze i moje refleksje po pierwszym, jednodniowym pobycie nie będą obiektywne, lecz, na co należy zwrócić uwagę, szczere.
Zaskoczenie: na południe od Budapesztu madziarska kraina taka, jaką widziało ją moje przeczucie - płasko, rozłożyście, rolniczo, ani chybi puszta; natomiast wjeżdżając w ten kraj od strony Słowacji, zauważam wcale pokaźne góry i wzgórza, co kłóci się z moim dotychczasowym wyobrażeniem o topografii Węgier.
Wielki plus: nie będzie o Budapeszcie, choć przejeżdżałem w obie strony stolicę kraju naszych bratanków niemal przez same centrum miasta. Ujęły mnie (znów ta prowincja) te domy i domki przecudownie wkomponowane w pejzaż sadów, ogrodów, gaików, lasków, parków i tym podobnych zieloności natury, słowem - niesamowicie ogromna obfitość zieleni, a tych domków to prawie nie widać z drogi, tak w zieloności poukrywane; jedynie dachy spadziste widać zza koron drzew, zza krzewów i wszechpotężnie rozwiniętej roślinności.
Ja wiem, że i u nas, i gdzie indziej nie brak okołodomowej zieleni, lecz tu natura uporczywie wyrasta ponad to, co dziełem jest człowieka i czujesz się w takich miejscach, jakbyś przebywał na wiecznych wywczasach.
Minusy: niestety też są i dotyczy to, o zgrozo, kierowców, którzy jeżdżą w znacznej mierze fatalnie i brawurowo (choć po części dotyczy to także Czechów i Słowaków). Bardzo to dziwne, bo w Europie czescy, słowaccy i węgierscy kierowcy ciężarówek jeżdżą nienagannie. Faktem jest że to zawodowcy, a ci, których spotykam w kraju nad Dunajem to także letnio-niedzielni szoferzy bez wyobraźni. Może z tego powodu trafiam na dwa groźne wypadki w powrotnej drodze na Słowację, i to na odcinku dziesięciu kilometrów w przeciągu sześciu minut.
Z Istvanem (Stefan po naszemu) jesteśmy już po imieniu. Istvan to inżynier, na którego musiałem zaczekać przy załadunku, aby podpisał dokumenty przewozowe. Rozmawialiśmy po angielsku, bo mój węgierski ogranicza się dzisiaj do „jó napot” a jego polski do „dziękuję”.
Na drugim załadunku, w Vac, na północ od Budapesztu, spotykam z kolei całkiem przystojną Polkę. Z krótkiej wymiany zdań dowiaduję się, że dwadzieścia lat temu „poszła za głosem serca” i nie przejmując się węgierskim językiem, ostała z ukochanym w kraju tokaju.
No proszę, jak to czardasz, węgierskie tokaje, budafoki i palinki potrafią skruszyć niewieście serca.

[Fulda w Niemczech, 20.08.2015]

3 komentarze:

  1. Kierowców bez wyobraźni i u nas nie brakuje. Natomiast widoków zazdroszczę: sady, gaiki, parki. Nic nie jest równe wyobrażeniom. A co tam, po to jest wyobraźnia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdę powiedziawszy to w naszym kraju, niestety, najgorzej się jeździ.... i masz rację, nawet jak się nie bywało w tych wszystkich pięknych miejscach świata, to wyobraźnia przepięknie nas do tych miejsc doprowadza

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam taką szosę, która ma zakręt pod kątem 90 stopni. Za takie wyprofilowanie drogi ktoś powinien odpowiedzieć. Własną kieszenią, jeśli nie tyłkiem. Najciekawsze jest to, że tam jest pole, nie ma domów. Za parę lat tam będzie osiedle podmiejskie z tą szosą pod kątem prostym.

    OdpowiedzUsuń