ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 lipca 2017

O CZYM SZUMIĄ LIPY W LIPCU (6)

Czy wzięło to się z tego, że ostatni kurs miałem z Gosport, w południowej Anglii w hrabstwie West Sussex?
Ale chyba wcześniej… wrócę w paru słowach do tego kursu.
Jak to się dzieje, że najbardziej ponure sny mają u mnie wiele wspólnego ze szkołą. Bez przesady - ani w sny nie wierzę, ani też nie przywiązuję do nich wagi - one po prostu są, a w nich ja w różnych konfiguracjach jako belfer lub dyrektor tej mojej - nie mojej szkółki. I zawsze (na szczęście posiadam tę nadzwyczajną umiejętność) chcę i potrafię się z nich wybudzić.
Koszmar związany ze szkołą w wersji podświadomych obrazów podczas snu trwa z całkiem przewidywalną częstotliwością, a cały problem skupia się na tym, że ja naprawdę chcę zapomnieć o tych niemal siedemnastu latach spędzonych w swojej ostatniej szkole jako nauczyciel, a potem dyrektor.
Czy trzeba uzasadniać? Wszak to siedemnaście lat zmarnowanego życia, które mógłbym sobie ułożyć zupełnie inaczej. Zastanówmy się, co oznacza te siedemnaście lat. Wyobraźmy sobie koniec światowej wojny - jest rok 1945, zburzona Warszawa, bezwzględnie wymagająca odbudowy. Dodajmy teraz 17 lat. Mamy rok 1962… i co? W tymże, 1962 roku zaczynamy odbudowywać stolicę, po siedemnastu latach marazmu. Tak właśnie czuję, że jest ze mną.
Owszem, pracowałem wcześniej w szkole, lecz tamten wcześniejszy okres, jak sądzę, nie był stracony i wcale się go nie wstydzę, choć powoli zamazuje się w pamięci.
A teraz ten kurs z Gosport i wcześniejszy dojazd w to miejsce.
Okazuje się, że w Anglii, zapewne w zależności od regionu, rok szkolny jeszcze trwa i jadąc w godzinach opuszczania przez uczniów szkoły do zakończeniu zajęć można zaobserwować, jak chodnikami przemierzają drogę do domu albo do autobusu tłumy dzieciarni i „starszaków”, najczęściej w uniformach wymaganych przez daną placówkę. Wiem, że już o tym pisałem, ale podobnie jak sny nie pozwalają mi zapomnieć moich poczynań w szkole, tak widok młodzieży szkolnej na ulicach w Anglii czy w jakimkolwiek innym zakątku Europy każe mi pamiętać o szkole jako o instytucji w ogóle. Być może ten kierowca, który nie był tak bez reszty zaangażowany w szkolne życie jako już osoba dorosła, przejedzie obojętnie obok tej tłumnej młodości, ale ja… mnie to przypomina wiele i z jednej strony powracają te najodleglejsze, jakże miłe wspomnienia, a z drugiej strony zalewa mnie żółć i na żółto blednę, zgorzkniały, ponury i z optymizmem na bakier.
A co dla poprawy nastroju… szczerze?
Każdemu bez wyjątku, kto wpadnie w „doła”, z którego po jego oślizłych, glinianych ścianach wydostać się nie potrafi, doradzam, niech koniecznie przeczyta opowiadanie Marii Dąbrowskiej „Trzecia jesień”. Zdradzać fabuły nie będę. Niech czytający samodzielnie zakosztuje specyficznego podejścia do życia głównego bohatera opowieści, Klemensa Łohojskiego. Zaręczam, że rzecz warta przeżycia.
Czytam.

[18.07.2017, Campigneulles Les Grandes, Francja

2 komentarze:

  1. Sama Dąbrowska pisze, że kiedy ukazało się opowiadanie w "Nowej Kulturze", obok ukazało się zdjęcie Bieruta i ją zmroziło. Koncepcja szczęścia u pisarki to harmonijne poświęcenie i życzliwość. A tymczasem ludzie cierpią nie zawsze z wiadomych powodów, choć prawdziwych nieszczęść ponad miarę.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, że w Holandii także rozpoczynają wakacje na 3 tury. A wiesz, że ja w snach przerabiam szkolne sytuacje, nawet w trakcie wakacji...

    OdpowiedzUsuń