1.
Wyjątkowo kiepsko idzie mi czytanie. Na chwilę odłożyłem „Raj tuż za rogiem” Llosy, aby skupić się nad opowiadaniami Józefa Hena, wśród których jest takie cacko jak „Mgiełka” - rzecz o rozwiązłości bohaterów końca lat sześćdziesiątych/początku siedemdziesiątych ubiegłego wieku w stolicy. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że ów starannie zarysowany wątek „miłości obyczajowej” dotyczy celebrytów. To dłuższe opowiadanie ma nieźle skonstruowaną fabułę oraz całkiem do przyjęcia rozwiązania psychologiczne. Nie urzeka natomiast inne opowiadanie „Przeżyć w Paryżu”, mające konotacje odnoszące się do artystycznej emigracji obecnej nieśmiało w stolicy Francji. Świetne są natomiast opowiadania powiązane tematycznie z okupacją, ot choćby „Kłopot z psem” lub tytułowe opowiadanie „Bokser i śmierć”.
Przeczytałem też po raz kolejny „Kartotekę” i „Grupę Lakoona” - lubię dramaty Różewicza.
Czytam „Nadal wariuję” Jadwigi Śmigiery, utrzymując, że jest to świetna lektura, jak zwykle u tej autorki, dostarczająca mnóstwo historyczno-architektonicznej wiedzy, od której odwykłem, nie będąc już od lat zagorzałym czytelnikiem historii, a szkoda. Książka jest o tyle ciekawa, że pozwala na całkowitą, chronologiczną dowolność w wyborze poszczególnych opowiadań, czy to tych, bardzo bliskich autorce, wątków tatrzańskich, czy też peregrynacji po świecie. Ot, otwierasz sobie książkę na dowolnej stronie i wczytujesz się w zawsze ciekawą, często z humorem opisaną opowieść. Nadto podziwiam u autorki tę łatwość (pewnie popartą dobrą pamięcią i przygotowaniem materiału do opowieści) w przedstawianiu wątków autobiograficznych z pewnym dystansem, także do siebie, no i bardzo to miłe, że pani Jadwidze udaje się wyjść poza tzw. „literaturę babską”, nadmiernie egzaltowaną. A na koniec te reprinty rzeźb… prawdziwe cudo.
Zabrałem się też za „Wygnanie i królestwo” Alberta Camusa, ale o tym innym razem.
2.
Do poczytania wybieram sobie pozycje, nigdy nie kierując się panującą modą, aktualnością czy polecanym akuratnie nazwiskiem autora. Dokonuję wyboru zawsze na podstawie własnych zainteresowań, nie dbając o to, czy sięgam po daną książkę po raz pierwszy, drugi czy enty. To trochę tak jak z zakupami bułeczek i chlebka. Mam ci ja własną piekarenkę, w której się zaopatruję w pieczywo (przesadzam, nie mam, miałem, ale dla przykładu podaję) i z niej korzystam, ufając, że oferowany produkt mnie nie zawiedzie. A dlaczego do tych samych książek sięgam ponownie, znając przecież ich treść? Otóż w celach czysto albo okołoformalnych. Jeżeli bowiem interesuje mnie kwestia prowadzenia narracji, to czyż można pozbawić się przyjemności zaczytywania się Dostojewskim, dla mnie geniuszem w konstruowaniu przesyconej psychologia fabuły? Albo niepowtarzalny klimat utworów Kafki, czyż można sobie odmówić wejścia w ów niepowtarzalny, niepokojący świat neurastenicznej narracji autora „Zamku”? Niezwykle cenię sobie prozę Iwaszkiewicza, za tę delikatność, tę filmowość opisów. Albo Czechow - tu mówimy o dramatach. Jakim wnikliwym obserwatorem ludzkich namiętności (kobiet) był ten dramaturg. Cortazar, choć ideowo mi bliski, za bardzo się czytelnikiem bawi, a już taki Marquez takie perełki wyczynia ze słowem, że trudno się oderwać od jego prozy. Albo Conrad… ten dopiero zrewolucjonizował powieść, przemieszczając w czasie poszczególne jej wątki. Dzisiaj nie jest to niezwykłość w literaturze, ale dawniej? Żeromski z kolei, bardzo bliski ideowo, choć zanurzony w trudnym dzisiaj do odbioru modernizmie, wciąż do mnie przemawia, aczkolwiek kiedy spojrzeć na dzisiejsza rzeczywistość to idea szklanych domów, Judymów i siłaczek sięgnęła bruku - ale przecież nie Żeromski jest temu winien. Mógłbym jeszcze bardzo wiele podawać przykładów na moje ulubione z literaturą spotkania, ot choćby wymienić najlepsze opowiadanie napisane kiedykolwiek przez poetę (mam na myśli, rzecz jasna „Moją córeczkę” Różewicza, ale musiałbym nie jeden dzień poświęcić na to, a czas biegnie, przechodzi obok, mija.
[30.01.2017, Saint-Hilare-le-Chatel w
Normandii, Francja]
Ja także podziwiam u Jadwigi doskonałą pamięć, chyba ze robiła notatki lub pisała pamiętnik...
OdpowiedzUsuńLubię także jej opowiastki jak anegdoty o Szczerbatych.
Mimo niezwykłego pragnienia nie uda nam się przeczytać wszystkiego, a cóż dopiero wracać do dawnych lektur...
Tak mi miło, że i moje dalsze zwariowanie Ci się podoba.
OdpowiedzUsuńFaktycznie wiele ciekawych wydarzeń notowałam, ale podobno pamięć mam dobrą i zapamiętuję nawet jakieś szczególiki, zapachy, słowa, gesty.
Bardzo dziękuję.
Ja też ciągle czytam i to kilka książek jednocześnie.
:-)