Po nocy spędzonej na parkingu Orlenu we Wrzoskach przed trzynastą wyruszyłem do Mysłowic. Jechało się wyśmienicie: Opole (bardzo rozległe), Strzelce Opolskie (ładne miasto), Toszek (ciekawy zamek, byłem), Pyskowice, Gliwice (byłem z rozładunkiem), Katowice i w końcu Mysłowice. Śląska infrastruktura drogowa wydaje się być najlepsza w Polsce, a jazda w niedzielę tym bardziej sympatyczna, że ruch na drogach niewielki. No i warto wspomnieć o zimowym pejzażu. Śniegu na Górnym Śląsku wprawdzie niewiele (do 10 centymetrów), ale drzewa pokryte białym puchem wynagradzają szarość chmur, przez które z rzadka prześwituje słońce.
Ponieważ odległość z Mysłowic do Rennes wynosi około 1800 kilometrów, a dostawa jest bezpośrednia (na czas), miałem nadzieję, że uda mi się załadować się przed 22-gą, zgodnie z dyspozycjami spedytora. Niestety zanosi się na to, że załadują mnie dopiero w poniedziałek po szóstej rano, ale jak będzie naprawdę trudno powiedzieć.
Pozytywem jest to, że zdołałem się wykąpać w zakładzie i zaopatrzyć w wodę.
[03.12.2017, Mysłowice]
Piękny jest ten biały puch, czyli szadź na drzewach. Oby tylko nie wiało mrozem, zimowy pejzaż jest uroczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Byłam w Mysłowicach dwa razy, ale jazda przez Śląsk to masakra...
OdpowiedzUsuń