Ileś tam tekstów (będzie tego ponad 80) mam już właściwie przygotowanych do druku. Jednym z takich tekstów jest "Spacer Wilhelminy", opowiadanko około trzyletnie, przyznaję, niezbyt klarowne i wymagające uważnego czytania, ale z jakichś tam powodów lubię je.
Spacer
Wilhelminy
Wilhelmina
z dzieckiem w wózku przechadza się parkową aleją. Przyjmuje uszanowania. Ach,
jakie piękne! Czysta mama. Do mamy podobne. Wózek sprezentował stryj. Miękkie
wyścielenie. Spore kółka. Pcha się lekko. Stryj zawsze był za. A do tego taka
niewdzięczność spotkała Wilhelminę.
Na
świeżym powietrzu pojawiła się po raz pierwszy od miesiąca. Połóg, potem ta
choroba.
Myślę, że
brwi i oczy ma po ojcu, mówi i kończy szybko, jakby ktoś położył otwartą dłoń
na jej ustach. W parku nie wspomina się o ojcu.
Aleja
parkowa, jedna z wielu, obsypana liśćmi. Ktoś w oddali je uprząta. Tworzy
pryzmy. Przygotowuje do wywózki.
Doprawdy
piękne dziecko.
Dziękuję,
odpowiada, tak mówią, że ładne. Cztery miesiące prawie, a dzisiaj taki
słoneczny dzień. Trzeba wykorzystać.
Słusznie,
potwierdza pan w kapeluszu i dwoma palcami, wskazującym i kciukiem, uchyla
ronda. Uszanowania dla pani rodziców.
Już
dobrze, stryj do Wilhelminy, przede wszystkim postąpił niegodnie, jak
niemężczyzna. Mówiłem to twojej matce. Biedaczka. Najpierw powie, potem
pomyśli. Z każdą sprawą, z każda sprawą do mnie, pamiętaj Wilhelmino.
Na jednej
z pryzm zawirowało. Wzleciały ku górze liście. To rude wiewióreczki wszczęły
walkę lub bawią się. Pokazałabym ci te zabawne stworzenia, mówi Wilhelmina, a
ty śpisz, ech, a nocą będę kilka razy wstawała.
Późny
październik a słońce praży lipcowe. Wilhelmina uśmiecha się, przechodząc
zamiecioną aleją, która ponownie przysypywana jest klonowymi i grabowymi
liśćmi. Sprzątający nie zwraca na to uwagi. Kontynuuje wygrabianie liści z pasa
zgniłej zieleni przylegającego do alejki, operując najzwyklejszą miotłą.
Teodorze,
nie powiedziałbym, że sprokurowała ujmę na twoim honorze. Ot, zapragnęła raz
czułości, doznała olśnienia, zauroczenia. My sami w tym wieku nie byliśmy wolni
od przygód, a wiesz, że nam było łatwiej. Przecież jej z domu nie wyrzucisz.
Ach, ten stryj, dobry i wyrozumiały, przepił z ojcem Wilhelminy całą butelkę
szkockiej jednorodnej whisky.
Usiadła
na jednej z ławek, twarzą do słońca. Przymknęła oczy. Dziecko śpi. To z powodu
zdrowego powietrza. Ono działa jak nasenny narkotyk. A jeden klonowy liść opadł
na daszek wózka, opadł, pobył chwilę i zsunął się na chodnik.
Jest
blada, zdenerwowana, pierwsza ciąża w wieku 25 lat. Wcale nie tak wcześnie.
Zapewnimy jej jak najlepszą opiekę. Może być pani spokojna o córkę. To nawet
lepiej, że zdecydowaliście państwo oddać
córkę na oddział na dwa tygodnie przed rozwiązaniem. Teraz córce
potrzebny jest spokój. Matka przebolała to niesłychane w rodzinie wydarzenie.
Przychodziła każdego dnia, obserwując powiększający się brzuch Wilhelminy.
Przysnęłam
na chwilę, a ono wciąż śpi. Jak jej dać na imię? Serafina?, Weronika? Kordelia?
Jak pięknie oddycha. A wiewiórek już nie ma. Pobiegły gdzieś. Ile ja jestem na
dworze? Godzinę?
Stryj
powiedział, że z ojcem sprawa załatwiona. Możesz sobie spokojnie leżeć. Czytasz
coś? Słuchasz czegoś? Pielęgniarki, widzę, skaczą tu wokół ciebie. Poprosiłem
jedną, że kiedy to nastąpi, mają do mnie koniecznie zadzwonić. Będę uciekał. Nie
chcę się spotkać z twoja matką.
Kochanie
ty moje. Odchyliła czapeczkę i ucałowała główkę dziewczynki. Ależ delikatną
masz skórę. I te łapki. Kosteczki mięciuchne. Będziesz Weroniką, wiesz. Stryja
dam ci na chrzestnego ojca. Posunięty w wieku, ale to nic. Weroniko, powiemy
mu? Powiemy?
Ojciec,
Wilhelmino, nie mógł przyjechać. Wiesz, prowadzi nader skomplikowaną sprawę, i,
nie ukrywam, wielce intratną finansowo. A prestiż? Rozumiesz, córeczko? Ale ten
bukiet kwiatów to od niego. sam zamówił. Ja tylko odebrałam z kwiaciarni.
Pojutrze masz termin, słyszałam.
I znowu
ktoś w miejskim parku. Przechadza się. Starsi państwo.
Jakże
miło panią spotkać. Zaglądają. jedno przez drugie. Śliczności! Ciszej, bo śpi,
nie widzisz? A pani, Wilhelmino, jakże z pani zdrowiem? Kryzys minął. Wiemy,
wiemy. Mąż telefonował do pani ojca. Prosimy przekazać ukłony od nas panu
Teodorowi.
Widzisz,
przyjechałem pierwszy. Tylko trzy minuty dano stryjowi, aby mógł się nacieszyć
widokiem dziecka. Patrzył na nie. leżało w łóżeczku obok. Spało. Wilhelmina
była słaba. Poród nie bardzo ciężki, ale zawsze to wysiłek dla kobiety,
zwłaszcza pierwszy. Stryj uśmiechnięty, spocony, nie pierwszego wieku i urody,
siwiutki lecz sprężysty, nawet wysportowany, wystarczy zobaczyć jak prezentuje
się podczas konnej przejażdżki.
Los
poskąpił mi potomka, Wilhelmino, więc ja trochę tak sentymentalnie się odnoszę.
Głos wyraźnie mu się załamywał, choć przez całe życie zachowywał męską twarz.
Musisz mi pozwolić na to, aby twoja dziewczynka była moim oczkiem w głowie.
Będę ją wspierał, pamiętaj.
Dosyć
siedzenia. Jeszcze tylko tą alejką do końca a potem na skróty do domku. Mówiła
to niby do siebie, a przecież do dziecka. Nie można kosztem spaceru zmieniać
pory karmienia.
Podjechał
traktor z przyczepą i pracownik służb porządkowych miasta zaczął od tej
najodleglejszej pryzmy. Automatycznie i monotonnie wsuwał widły pod stertę
liści, unosił je i napełniał nimi przyczepę. Wilhelmina przechodziła obok.
Zrobił pauzę i przyglądał się jej nieskromnie. Figura Wilhelminy nie dawała po
sobie poznać, że należy do młodej matki.
Wybrałam
ciebie właśnie dlatego, że mieszkasz bardzo daleko stąd. Nawet nie skupiam się
na twoim wyglądzie, nie oceniam, czy jesteś przystojny. Jesteś, więc tym
lepiej. Tylko bez takich numerów, że będziesz mnie szukał, że przypomni ci się,
że jesteś ojcem. Ach tak, więc jesteś żonaty. Tym lepiej. Nie chcesz
komplikacji. Ja też nie chcę. Chce mieć po prostu dziecko. Tylko proszę cię,
zachowujmy się tak, jakbyśmy się kochali. Bądź czuły. Dziecko powinno być poczęte
z miłości. A teraz mnie rozbierz, kochany.
Wilhelmino,
już się martwiłam. Dwie godziny spaceru wystarczy. Jeszcze się nie obudziła?
Matka pomogła Wilhelminie wnieść wózek na taras, a potem przejechały nim przez
hol i zatrzymały się dopiero w salonie. Wujostwo zapowiedzieli wizytę jak im
powiedziałam, że czujesz się lepiej. A wiesz, że twój ojciec powoli oswaja się
z myślą, że dzisiaj rano, kiedy spałaś, tak pięknie gaworzył ze ślicznotką.
Wyobraź sobie, że kazał klientowi na siebie czekać. On, który zawsze jest taki
punktualny. Jakie imię jej wybrałaś? Weronika? Piękne. Nie zmieniłaś zdania
względem wyboru chrzestnego ojca? Upierasz się przy stryju. Wiekowy, lecz twój
ojciec na pewno go zaakceptuje. Co byś powiedziała na to, aby matką chrzestną
dziecinki była nasza kuzyneczka Florentyna?
Wilhelmina
przy kolacji powiedziała rodzicom, że dnia następnego udaje się z wizyta do
stryja, oznajmiając mu o swoim wyborze. Każdy by się domyślił, że chodziło jej
też o coś innego. Chciała zdradzić stryjowi tajemnicę poczęcia Weroniki.
To była
spokojna noc. Weronika nie zapłakała ani razu. Także z tego powodu spacer
Wilhelminy okazał się niezwykle ważnym wydarzeniem.
[02.02.2020 - Mieczysławów]
Przede wszystkim szacunek za formę...
OdpowiedzUsuńNo i do dzieła Kawiarenko!!!!
Dziękuję, ale nic z tego nie wyjdzie...
UsuńTakie krótkie, a ileż w nim treści...
OdpowiedzUsuńCzasami podpatruję życie...
UsuńMam wrażenie, że napisałeś o mnie. Tyle tylko, że u mnie chrzestny się nie sprawdził. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOczywiście tekst mój to czysta fikcja, ale nie jest powiedziane, że podobny scenariusz nie mógłby się wydarzyć w rzeczywistości. Pozdrawiam
Usuń