1359.
Myślę sobie, co dzisiaj napisaliby, jakie wiersze, poeci, którym przywrócono by życie, a mianowicie Czesławowi Miłoszowi, Tadeuszowi Różewiczowi i Zbigniewowi Herbertowi. Jako 24-letni młodzieniec, Miłosz był poetą z pogranicza katastrofizmu, przebąkując o nadchodzącej wojnie, podczas której moralność i człowieczeństwo ulegają zagładzie. Miałby też problemy poruszania się w świecie aberracji herbertowski Pan Cogito, który doznałby ogromnego wstrząsu, widząc jak polityka pustych łbów przejmuje władzę nad umysłami wielu. Różewicz, który jako jeden z niewielu śledzących polską politykę na łamach mediów złapałby się za głowę, odkrywając jak hipokryzja towarzyszy w dzisiejszych czasach głupocie i chamstwu.
Jakie wiersze napisaliby ci poeci? A może nie napisaliby ich wcale, utrzymując, że w dobie obecnych przemian promujących człowiek nieuk, barbarzyńca [homo imperitus, barbarus] zdobywa władzę nad światem ludzkich uczuć i emocji.
Gdy czytam wiersz „Obłoki” Czesława Miłosza, wiersz z roku 1935, dziwnie bliski mi jest współczesnym czasom, a prorocze chmury zwiastują w nim nieszczęście, katastrofę. W utworze tym poeta przyznaje, że i on sam nie jest bez winy temu stanowi, który dzieje się w krainie przynależnej osobie mówiącej w wierszu:
„że we mnie pycha, pożądanie
i okrucieństwo, i ziarno pogardy
dla snu martwego splatają posłanie,
a kłamstwa mego najpiękniejsze farby
zakryły prawdę”.
Może rzeczywiście, odnoszę te słowa do czasów współczesnych, elity społeczne nie zdołały wpłynąć pozytywnym, ale i prostym słowem na to, aby społeczeństwo nie ulegało szatańskim pomysłom nienawistnego starca z Żoliborza i jego bezmózgich wyznawców.
[17.10.2025, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz