ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 kwietnia 2014

Czcze gadanie

Wiek XXI zaczyna przypominać paranoidalną układankę, w której już zaginął sens istnienia. 
Dawniej wielkie wojny "porządkowały" nienawiść do człowieka, ratowały gospodarkę. Rodziło się nowe, kostropate ale jakieś tam nowe życie, dające nadzieję na to, że nie będzie powrotu do nienawiści.
Dzisiaj okazuje się, że świat zmierza ku kolejnej konfrontacji. Kapitalistyczna gospodarka najwyraźniej się wyczerpuje. Nowe rynki zbytu nie są już tak pewne, a idea wspólnej, solidarnej Europy wymyka się spod kontroli planistów.
Odradza się stara dobra zimna wojna. Odradza się hipokryzja. Chińczyki mają się coraz lepiej, największy żandarm świata - USA balansuje na krawędzi wojny i dominacji, Rosja budzi się ze snu. 
W tej schizofrenii Polska, zyskuje wielkiego przyjaciela - Ukrainę, tylko dlatego, że Ukrainą można powalczyć z Rosją, co było, jest i pozostanie celem Waszyngtonu. Polskie rządy, zdaje się, nie wyszły dotąd z wszechpotężnej potrzeby bycia wasalem mocarstwa. Przedtem ZSRR, dzisiaj Ameryka. Wasal ma to do siebie, że bezwzględnie podporządkowuje się swemu panu, stąd nasza obecność w Iraku i współpraca systemów więziennictwa obu krajów. Jesteśmy gotowi poświęcić swoja gospodarkę dla kilku F-16 i tarczy antyrakietowej. Czyżby drzemały w nas geny Samosierry?
Wewnątrz też nie jest najlepiej. Dzięki Balcerowiczowi staliśmy  się ciekawym rynkiem zbytu. Co tylko było możliwe w gospodarce oddaliśmy Zachodowi w zamian za modenizację, które przecież i tak by następowała. Możemy sobie wyjeżdżać za granicę ... albo musimy, przynajmniej część z nas, aby za najniższą pensję pracować dla innych, choc faktem jest, że na Zachodzie za tę najniższą plus socjal, można przeżyć.
Wielu jest niezadowolonych. Młodzi najczęściej pakują toboły i wyjeżdżają. Starzy zostają, bo drzew starych się nie przesadza. Oni z kolei nie mają tyle siły, aby móc coś zmienić, więc dają wiarę tym, którzy przynajmniej wymieniają ich jako tych, którym jest najgorzej. Ale samo klepanie po plecach nie wystarcza. Należy jeszcze dorzucić ideologię, ot, uczynić z katastrofy smoleńskiej swoisty przedmiot kultu. Należy wmówić, że albo Niemiec, albo Żyd, albo Rusek, a najlepiej wszyscy po kolei są winni; do tego dodać największego politycznego adwersarza i mamy piekny obrazek prawdziwego wroga i prawdziwego Polaka, który przed tym wrogiem ochroni.
A tak naprawdę chodzi o władzę, o jej posiadanie, gdyż w ten sposób można nagradzać i wynagradzać swoich, kosztem innych. Władza to skarb, zwłaszcza wtedy, gdy nie za wiele zostało po podzielenia. Władza i pieniądze - to najszczytniejszy cel.
Kiedyś, znosząc niesłuszny ustrój, powiedziano, że kapitalizm jest najefektywniejszy. To prawda, choć zapomniano powiedzieć, że jednocześnie jest to niesprawiedliwy ustrój.
Prędko jednak sprawiedliwość wykreślono ze słowników, jako cechę uprzedniej, zdegradowanej epoki. Mamy wolny rynek i ten to sprawia (o czym w poprzednim poście), że z dumą sprzedajemy "ilości polubień" osoby, która zmarła na raka, bo im więkej "lajków", tym wiecej szans na rozpętanie kampanii reklamowej produktu, który można sprzedać.
W tej walce o klienta zagubił się Kościół, przyzwyczajony do tego, że skoro od wiekow panował nad duszami narodu, to pewnie i na wieki tak zostanie. To zagubienie i dziwną a niezrozumiałą bezczynność na zmiany wykorzystują przeciwnicy Kościoła, którzy nie w rozwarstwieniu społecznym, nie w wykluczeniu upatrują największych zaniedbań współczesnego świata, lecz właśnie w samym Kościele.  Kościół niestety, przynajmniej u nas, nie rozumie, że postępująca sekularyzacja to także wypadkowa samych poczynań Kościoła. Kościół, na swoje nieszczęście, nie dowierza papieżowi Franciszkowi, który jako pierwszy stara się przekierunkować filozofię bycia z wienymi. Kościół u nas nie chce stracić swojej dominującej pozycji, pochylając się nad najsłabszymi, dodając im otuchy a jednocześnie zrezygnować z blichtru władzy.
W takich to okolicznościach przyrody rodzi się frustracja, beznadzieja i apatia z jednej strony; z drugiej zaś wszechpotężna walka szczurów o zajęcie coraz to lepszego miejsca kosztem innych, którzy, jak to w kapitaliźmie, przegrać muszą.
Człowiek zostaje sam. Biedny jest także ten, który ze swojej pozycji uprzywilejowanego, nie jest w stanie zrozumieć całości; biedny jest także ten, który nie widzi dla siebie szans w świecie pełnym obłudy, hipokryzji i zwykłego kłamstwa. Ten pierwszy okopuje się we własnym zamku, który może i stworzył własnymi rękoma, lecz nie chce dostrzeć tego, że na podzamczu woda zalewa mierne chaty z tej tylko racji, że położone są poniżej fundamentów zamku. Ten drugi tkwi w bagnie po kolana i za szczęście swoje oznaje to, że opadła woda.
Niewielkie są szanse na to, aby cokolwiek zmienić, bo żeby dokonała się zmiana, najpierw powinien się zmienić człowiek. Globalnie nie jest to możliwe, choć pewnie są jednostki, które potrafiłyby dostrzec to, że nie można być szczęśliwym, kiedy obok szczęścia nie uświadczysz.
Ale to czcze i próżne jest gadanie, a i wiary w człowieka nie wystarcza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz