ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

06 kwietnia 2014

Przyszedłem po poradę

Panie drogi, ja tu przyszedłem, aby mi pan wyjaśnił, dlaczego tak jest, że coraz mniej swojsko się czuję i o nic nie dbam, albo macham na to wszystko ręką. Pan może i parę lat starszy jest ode mnie, lecz to nie najważniejsze. Pan większe ma doświadczenie i obracał się w kręgach takich, że gdzie mnie tam, ludowemu nauczycielowi do tych możliwości pogadania z mądrymi o ważnych sprawach.
Powinienem najpierw panu wyjaśnić, w czym rzecz, bo za mało powiedzieć, że czuję się nieswojo. Niech pan więc sobie wyobrazi, że ja, jako niedorosły jeszcze student, a może i wcześniej, kiedy tak sobie chodziłem ulicami Łodzi, Krakowa i Warszawy (a trzeba wiedzieć, że miałem żyłkę do takich samotnych wędrówek po mieście, nie tylko po mieście zresztą) to czułem się tak, jakby całe te miasta, z tymi domami, parkami, ulicami z tymi jeżdżącymi po nich samochodami, autobusami i tramwajami, jakby to wszystko należało do mnie. No, może tak nie bezpośrednio do mnie, ale jakoś tak czułem się, jakbym przywiązany był niewidzialną nicią do tego wszystkiego, co moje oczy poznawały. Nawet wtedy, gdy po kocich łbach przychodziło mi zelówki zdzierać, gdym widział sypiący się tynk i podwórze nie zawsze pachnące kwieciem.
Dzisiaj, nie powiem, powyrównywali nam drogi, trawniki równo przycięte, nie jakąś tam kosą, lecz spalinową kosiarką; postawili piękne domy, najbardziej te markety, galerie i wieżowce, gdzie betonu nie widać, tylko, jak okiem sięgnąć szkło, aluminium i stal niklowaną. Pięknie jest, bo co przestarzałe było, zrównali z ziemią i pobudowali nowe. A w tych galeriach i supermarketach to palmy kwitną, a towaru zatrzęsienie, więc powinienem się cieszyć, jak cieszyć się może oko ludzkie. Cóż mnie po tym bogactwie, kiedy ja do marketu po mleko, jaja, chleb i coś do posmarowania chleba, no może jeszcze siateczkę kartofelków i toaletowy papier kupuję, bo taniej
niż gdzie indziej. A te szklane domy, to fakt, naczytałem się o nich, ale jakoś inaczej sobie je wyobrażałem, bo do tych, co postawili, to z niejaką nieśmiałością wchodzę, wjeżdżam windą i spaceruję po korytarzach, jak po jakich muzealnych salach, bojąc się nie potrącić jakiegoś wazonu, doniczki czy obrazka.
Tak jakoś nieswojo się czuję w tej klimatyzowanej atmosferze, a jak się do jakiego biura wejdzie, to zanim to uczynię, spoglądam po sobie, czy jako eksponat będę pasować do wnętrza.
Nie wiem, drogi panie, z czego to się wzięło, to moje wyobcowanie. Szkoły przecież pokończyłem, ze studiami, ludowym nauczycielem byłem, to powinienem to zrozumieć, a nie rozumiem.
Jak ja, kochany panie, szanowałem to, co moje młode oczy widziały. W miejscu mego urodzenia wielka fabryka była, i pałacyk z przedszkolem, i szkoła, ośrodek zdrowia i domy, i bloki niewysokie, parki, dworski pałac, boisko, stawy rybne – ja to wszystko widziałem i szanowałem. I jeszcze był cmentarz taki, gdzie żołnierzy kampanii wrześniowej pochowano. Gdzież mi tam było, małemu, jakiś tam nieporządek uczynić względem tych materialnych świadków dzieciństwa i młodości. Mówiłem sobie – to wszystko jest moje – ta fabryka i dworek i szkolne izby z podłogami smolonymi jakimś czernidłem o zapachu, którego nie zapomnę.

W tych latach to lubiłem sobie, jako harcerz, trzymać wartę przy grobach żołnierskich, a później, to rok za rokiem, choćby jedną świeczkę im zapalałem. Pierwszego maja na pochody chodziłem, na tańcujące majówki, mecze, do kina, gdyż sobie umyśliłem, że cala ta okołokulturalna otoczka jest również moja. Mało to razy chwytałem za łopatę albo grabie, aby społecznie upiększać nasze miasteczko. Tym chętniej to robiłem, gdyż miasteczko było moje (…) 

2 komentarze:

  1. I ja z tej samej gliny, społecznikowsko-patriotyczno-harcerskiej... I dziwno, że teraz tak inaczej!

    OdpowiedzUsuń
  2. smoothoperator11.04.2014, 04:35

    Mnie też, Zgago, dziwnie jakoś. Czasami wręcz pytam sie sam siebie, po jaką cholerę ci to było....

    OdpowiedzUsuń