CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 lutego 2016

FIODOR I PANI GASPARIN

- Tak, cały czas byłem obecny przy tej rozmowie - radca Krach tym razem zabielił kawę mlekiem, aby potowarzyszyć staremu pisarzowi w konsumpcji jego mleczka.
- I jak pan to wszystko ocenia? Czy nie są to mrzonki? 
- Ten Fiodor to bardzo zacny człowiek, przyjacielu. Wprawdzie psychologiem nie jestem, ale jakoś tak szczerze mu z oczu patrzy.
- Oby.
- Widzisz, przyjacielu, mnie ta sprawa tak się przedstawia, że Wołodia i Fiodor starszy od niego o lat kilkanaście, to tak jakby braćmi rodzonymi byli. Aż trudno uwierzyć w taką więź.
- Wszakże mówi się - rzekł ostrożnie stary pisarz - że ten Fiodor ma do zawdzięczenia Wołodii życie.
- Tak, to prawda. Ja nie chcę dochodzić, jak to się stało i nie pytam. Wołodia zechce, w szczegółach opowie. Ale wiesz, przyjacielu, nawet pomiędzy braćmi, małżonkami, pomiędzy przyjacioły, nie zawsze siła postanowień tak silną jest, że upływem czasu jej nie ruszysz. Tak to jest, pisarzu… Fiodor mówi tak: „- choćbym miał jeszcze raz w swoim życiu stać się nikim, to twojej prośbie nie odmówię, bo nikt inny tylko ty z nicości przywrócił mnie  życiu, a kiedy tak czeka się na śmierć swoją, w odosobnieniu, na wygnaniu, to ma się tyle czasu do przemyśleń, do naprawienia i własnego i cudzego życia, że grzech, aby zaniechać naprawy świata...” Mnie te słowa, przyjacielu, poruszyły bardzo. I popatrz - radca Krach ciągnął wątek jak najbardziej poważnie - po tym oswobodzeniu Fiodor zbiera manele i wyjeżdża do Szwajcarii, wybiera z banku pieniądze, czy z kombinacji jakich - nie wiem, nie mnie to rozsądzać, wynajmuje skromne mieszkanko pod Lozanną i w jednej z hotelowych restauracji spotyka się Nicol, która akurat w tym hotelu miała pokaz swoich wieczornych kreacji. Podobno nazwisko Gasparin, tej od sukien, perfum i biżuterii wiele znaczy we Włoszech, Szwajcarii czy Francji. I nagle przysiadła się do jego stolika, a właściwe on do jej stolika się przysiadł, przypadkowo, nawet kelner interweniował, delikatnie, taktownie, że to stolik dla pani Gasparin przygotowany, lecz ona, gdy tylko zauważyła tę przepychankę słowną, uspokoiła kelnera, tłumacząc, że ten a ten pan jest jej gościem, więc niech skorzysta z uprzejmości i wspólnie zje z nią kolację, a przy okazji oceni, jak modelki prezentują się na wybiegu. On oczywiście najpierw przeprosił za niezręczność, potem skorzystał z zaproszenia na kolację, obejrzał pokaz, pochwalił i w końcu zapłacił za ten kolacyjny wieczór, choć się wzbraniała… no i stanęło na tym, że raz, drugi spotkali się w Szwajcarii i dwa razy we Włoszech, w Bolonii, i słowo do słowa, Pani Nicol Gasparin, zacięta przeciwniczka małżeństwa wydała się za Fiodora, nie wiedząc jeszcze o tym, że ten całkiem spore wiano wnosi w ten związek, a już najmniej znała jego przeszłość, jego wygnanie i uwięzienie, oraz tego, kto przyczynił się do jego uwolnienia, do zmiany wyroku, do wyjazdu, do otwarcia innego życia na obczyźnie.
Później opowiedział jej o wszystkim, o swoim życiu, w którym bogactwo przeplatało się z nędzą, nawet z utratą wiary w przyszłość. Po tych wyznaniach pani Gasparin zaprezentowała rosyjskiego, o słowiańskim spojrzeniu i dumie męża swojemu środowisku, a wprowadziła go odważnie, nie tylnymi drzwiami, oświadczając z godnością, że biżuteryjnym wątkiem jej arystokratycznego biznesu zajmie się teraz Fiodor Orłow… a jak Orłow do Gasparin pasuje… wiadomo, że świat wielkiej mody podatny jest na takie koligacje, pyszni się nowymi nazwami… nadto to Rosjanin, a tych, pomimo politycznych zawirowań, ceni się w świecie, choć może bardziej świat interesuje się zawartością portfela nowego w branży. Kolejna sprawa, która nie obeszła uwadze środowiska to fakt, że Fiodor po prawdzie nie był dysydentem, był raczej ofiarą spisku, na szczęście ofiara byłą i pomszczoną. No i tak, przyjacielu, przez te cztery lata ciągną swój biznes i nawet dziecka się dochowali, a Nicol, choć macierzyństwu przeciwna była niemal tak samo jak małżeństwu, doszła do wniosku, że stać ją na roczny urlop, na ucieczkę od tych maskarad, niewyspań, wybiegów, wywiadów, reklam i spotkań towarzysko-biznesowych, oddając berło pierwszeństwa Fiodorowi, który bogatych nuworyszy z Rosji, Ukrainy i Kazachstanu naspraszał na pokazy i zainteresował nie na żarty tym, co dom mody „Gasparin” oferuje.
A pani Gasparin, przyjacielu - kontynuował pan radca - jest wprawdzie wielką światową damą, lecz w obejściu nadzwyczaj normalną jest kobietą. Już choćby ten fakt, że przebywając u nas i u Wołodii, przyjechała z dzieckiem, Joelem, bez niańki, podobno Fiodor domagał się, aby do Polski, do Wołodii przyjechali jak rodzina do rodziny, bez szumnych zapowiedzi, i udało się, nikt o ich podróży nie wie, póki co udał się ją zatrzymać w wielkiej tajemnicy. Co ci jeszcze powiedzieć? Otóż pani Gasparin z zapałem podeszła do planów, wiedząc wszakże, że ich oboje stać zarówno na opłacanie firmy, co zajmie się odwiertami, jak i też na budowę sanatorium, lecz, ku naszemu ogólnemu zdziwieniu zastrzegła sobie, że… przytoczę teraz jej słowa…
„- Jeśli w końcu postawicie ten przybytek, to zachowajcie po wsze czasy jeden porządny dla mnie i dla męża pokój. Niech i my mamy tutaj, w dalekim kraju coś własnego.”
Wszyscy zaskoczeni byli tak skromnym, w rzeczy samej, żądaniem, a Wołodia to wręcz oświadczył, że nie wyobraża sobie, aby takiego apartamentu państwu Orłowom nie wyznaczyć, bo byłaby to zniewaga.
W ogóle pani Gasparin zachwycona była Ciżemkami i okolicą, choć na mierna trafili pogodę, lecz zdołała jeszcze w dzień pogodniejszy pojeździć sobie na koniku Joanny i Piotra, bo Nicol od późnego dzieciństwa lubi konne wycieczki. Obiecała też nam wszystkim, że niezależnie od tego w jakim tempie przebiegną prace, ona koniecznie do Ciżemek przyjedzie z Joelem, choćby na tydzień, bo żyje tak bardzo intensywnie, że chyba zasługuje na odpoczynek w takim miejscu, gdzie jej jeszcze nie znają.
Obaj panowie wypili swoje ciepłe napoje. Zamówili jeszcze herbatkę z cytryną i pączki, aby wyjść tego dnia ze słodkością na podniebieniu.
- A zatem, pisarzu - kończył swoją opowieść radca Krach - po tym, co usłyszałem i podczas tej rozmowy i innych, po niej następujących, nabieram przekonania, że to, co naszym pobożnym życzeniem było, nabierze już niedługo rzeczywistych kształtów, a ja osobiście czuwam teraz nad transakcją, czyli zakupem przez Wołodię (tak po prawdzie to przez moją córkę) ziemi, która stanie się zaczynem inwestycji, o której wszyscy marzymy, prawda?
- Tak panie radco. Wszyscy marzymy o tym przedsięwzięciu i chętnie bym o tym szerzej napisał, ale, jak rozumiem, na dzisiaj jeszcze nie pora.
- Nie pora - potwierdził radca Krach - ale trzeba trzymać rękę na pulsie.

[20.02.2016, Kitzingen w Niemczech]

2 komentarze:

  1. Takich sponsorów to rade widzieć niejedno uzdrowisko...och, w tej kawiarni to takie zajmujące rozmowy się toczą:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... aby opowieści nadac kształt cokolwiek zblizony do realności, sponsorzy jak najbardziej sie przydająn :-)

      Usuń