ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 lipca 2017

O CZYM SZUMIĄ LIPY W LIPCU (4)


O tym, że przyszła pora deszczów lipcowych, dni chłodnych, wietrznych i pochmurnych, która zdaje się powoli mijać, bo pewnie nad Skandynawią wyrósł wyż, sprowadzający bardziej suche powietrze ze wschodu.
Powiało też wieścią mniej przyjemną, że „dom”, do którego zmierzam po powrocie z Wysp będzie zlikwidowany, kto wie, czy nie za obecnym kursem. Szefostwo rezygnuje stopniowo z ukraińskich kierowców, jeździć będą Polacy i stanie się tak jak dawniej - jazdy po całej Europie, nie wykluczając Wielkiej Brytanii.
Przykro rozstawać się z „domem”, który był (jest jeszcze) namiastką spokoju i miejscem odpoczynku, lecz z drugiej strony dotychczasowa praca, z uwagi na fakt bezustannych kursów Francja - Anglia i z powrotem pachniała nieprzyjemnie nudą. Nie pora jednak żałować róż, gdy płonie las, a przyszłość pokaże jaka będzie. 
Jestem w trakcie czytania opowiadań Marii Dąbrowskiej, tych,  które znałem i czytałem je onegdaj i takich, z którymi spotkałem się pierwszy raz. Przebrnąłem już z wielką przyjemnością przez cykl opowiadań - wspomnień „Uśmiech dzieciństwa”, w którym autorka „Nocy i dni” w niezwykle barwny, prosty, acz nie prostacki sposób maluje obrazy swych najmłodszych lat i czyni to językiem tak klarownym, tak polskim przez duże „P”, że nic dziwnego, że niektóre z opowiadań, bądź ich fragmenty, miały swoje poczesne miejsce w czytankach uczniowskich podręczników, bo jeśli się uczyć poprawności pisemnej wypowiedzi, to Maria Dąbrowska w literaturze polskiej jest jednym z tych brylantów, który lśni znakomicie czystym, roziskrzonym blaskiem nawet w noc ciemną i ponurą, a także i przy świecy, czy przy naftowej lampce. Ech, gdybyż w taką noc wspomnieniową, w ciszy przepastnej i wzruszającej pani Manuela Gretkowska przewróciła była choć parę kartek opowieści pani Marii, może przemyślałaby spraw kilka i wzięłaby wieczny rozbrat ze swoim pisaniem.
Bo… przeczytajmy chociażby początkowy fragment „Drzew na wiosnę”:
„Wszystko jest zawsze cudowne, ale nigdy w taki sposób, jak kiedy byliśmy mali.
Wtedy życie uderzało prosto o nasze serce.
Na każdym skraweczku dnia i na każdej piędzi przestrzeni działy się rzeczy przeraźliwe albo zachwycające. Działo się tysiąc wydarzeń głębokich i nieśmiertelnych w swej błahości, jednakowo godnych, żeby z nich rodziły się piorunujące nienawiści, figle i nagłe zakochania.
A cóż dopiero - kiedy drzewa zaczynały się w niezrozumiały sposób odziewać puchem wiosennej zieloności.
Wszystkie były takie same jak przez wszystkie miesiące zimy. Taczały się i biły czarna wicia po niebie.
Aż wtem, pamiętasz, zaczynały się szamotać w istnym tańcu. To namiętny wiatr południowy pląsał po ich ubogiej nagości.
Nic jeszcze nie było z wiosny, oprócz zacieku wody na rudej łace. Ale ten wiatr, ten wiatr….”

[11.07.2017, Campigneulles Les Grandes, Francja] 

1 komentarz: