1341.
Ziemniaki? Są. Margaryna? Jest. Paprykarz szczeciński? Jest. Mortadela? Jest. Kiszona kapusta? Jest. Herbatniki? Są. Woda mineralna? Jest. Chrzan, musztarda, keczup, serdelki, parę jajek, kasza – jeszcze są. Możemy więc zaczynać święta. Oj, chudy będzie w te święta Mikołaj, chudy… nie szkodzi.
Pożywimy się przeszłością, kiedy Święta Bożego Narodzenia coś jeszcze znaczyły, i dla mnie, i dla rodziny, i dla szkoły, dla koleżanek i kolegów w pracy. Znaczyły też dla kapłanów, którzy drzewiej nie byli tak rozbestwieni jak dzisiaj, gdy jedynymi wartościami, które liczą się dla nich to kasa i władza. Powiem więcej, wstydziłbym się z księżmi zasiadać przy jednym stole i dzielić się z nimi opłatkiem, bo wyobraźnia podpowiada mi, że jedynym, czym oni chcą się dzielić, to moją kasą. Dawniej było inaczej, gdyż władze, jakie tam w PRL-u nie były, to trzymały księży za podbródek, a dopiero kiedy nastała nowa, jedynie słuszna władza, któreś tam z przykazań dla księży brzmiało: „Hulaj dusza, póki jest co owieczkom i barankom zagarnąć”.
I tak nasz świętej pamięci kościół katolicki hierarchów poszedł w prawo – tam gdzie kasiora, i aby być zgodnym z własnym sumieniem, należało ten zbór podłych, upolitycznionych władców kraju opuścić.
[18.12.2024, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz