Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 grudnia 2024

ZAPISKI (1346) WSTECZ


1346.

Sięgam wstecz. Kuchnia oddzielona była od przedpokoju grubą, lecz lekką, perłową, plastykową ścianką. Wchodziło się do kuchni od przedpokoju otworem drzwiowym, drzwi nigdy nie było. Kiedy wchodziło się do mieszkania, to na wprost był przedpokój, a kuchnia zaraz po lewej. Robiło się dwa kroki i stała kuchnia węglowa, kaflowa – tu zawsze było najcieplej. Duży stół kuchenny, może nie duży a o normalnych, typowych wymiarach stał niedaleko wejścia, tuż przy ścianie z plastyku. Rzucało się przede wszystkim to, że na stole w rogu leżały gazety i czasopisma, a twarzą do nich siedziała babcia Marianna przy nieodłącznej szklance ciemnej herbaty madras. Siedziała tak wtedy, gdy przygotowany przez nią obiad przygrzewał się na kuchni. Kilka garnków i garnuszków tam stało – dwa z zupami – jedna była tylko dla mnie, ziemniaki, które się jeszcze nie gotowały, jakieś mięso lub kotlety na patelni – tłuszcz delikatnie skwierczał, kompot, a na ciepłych, kaflowych półkach nie traciło ciepła kakao, które wypijałem bezpośrednio po przyjściu ze szkoły, a chodziłem wtedy do klasy pierwszej lub drugiej.

Księdza po kolędzie przyjmowała babcia, czasami z mamą, ale ta miewała w początkach stycznia dużo pracy w biurze i często pozostawała po godzinach. Dziadek zwykle wychodził z domu, kiedy przychodził ksiądz. Dziadek był antyklerykałem i nie dał się babci przekonać, co do możliwości rozmowy z księdzem. Później ojciec poszedł w jego ślady. W domu nikt nie miał pretensji do dziadka, w ogóle nie dochodziło do kłótni związanej z tradycją kolędową. Szanowaliśmy swoje wybory. Gdy byłem szkrabem, zostawałem z babcią i wraz z nią przyjmowaliśmy księdza. Zawsze dostawałem jakiś święty obrazek, co mnie cieszyło i nawet zmówienie „Ojcze nasz” w zamian za portrecik Jezuska czy Batki Boskiej albo jakiegoś świętego nie stanowiło dla mnie problemu. Księży mieliśmy dobrych, pogodnych, choć ja nie lubiłem proboszcza, wolałem młodszych księży. Proboszcz był jednocześnie dziekanem i to babcia najbardziej lubiła z nim rozmawiać. Mnie wydawał się on oschły i bardzo, bardzo stary. Pamiętam, że przed wizytą duszpasterzy babcia starannie czyściła kredą lichtarzyki i ukrzyżowanego Chrystusa. Obecność święconej wody była obowiązkowa, no i na stole pojawiał się duży haftowany obrus, a choinkę trzymaliśmy ubrana do 2 lutego, kiedy babcia miała imieniny.

Czasy się zmieniły. Nie przyjmuję dzisiaj księży. Sami sobie winni.


[30.12.2024, Toruń]

1 komentarz:

  1. Nabożny stosunek do księży miała już tylko moja babcia. Dziś trzeba być ślepym i głuchym, by nie dostrzegać i gościć w swoich progach.
    Poza tym, czemu te wizyty maja służyć?

    OdpowiedzUsuń