Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 grudnia 2024

ZAPISKI (1343 – 1344) BEZ TELEWIZORA. CIESIELSKA.

 

1343.

Dwa dni poświęciłem na przeczytanie po raz kolejny „Mistrza I Małgorzaty” Bułhakowa, choć nie jestem tą lekturą zafascynowany. Ale co tam? Miałem słuchać w telewizorze tych samych piosenek bożonarodzeniowych. Bez przesady. W każdym programie i o dowolnej porze kolędy? Kolędowało się w domu onegdaj, przy ubranej choince, ale teraz? Z telewizora zupełnie zrezygnowałem, bo w nim (na stacji, gdzie czasami bywam) długie czasoumilacze w postaci Potopów czy Ogni i mieczów. Fajnie to opracowali – włączają filmik trwający prawie lub ponad trzy godziny plus reklamy i mają emisję z głowy. Co z tego, że publika widzi Wołodyjowskiego po raz trzysetny. Nie czytuję też świątecznych sms-ów, choćby z tego powodu, że ich nie dostaję – kompletnie nie dostaję. Jeszcze siedem – dziesięć lat temu dostawałem, teraz nie – no cóż, takie życie. Jeszcze dawniej to pisało się kartki mailowe, a już całkiem dawno wysyłało się i otrzymywało tradycyjne kartki pocztowe. Świat się zmienił… tylko ja wciąż ten sam.


1344.

Trochę wspomnień w bezładzie.

Ciesielska, sąsiadka. Ją pamiętam, jej męża mniej, choć przypominam sobie, że był łysy (trochę bałem się łysych ale byłem na jego pogrzebie jako dziecko i pamiętam, jak Ciesielski był na pogrzebie mojej babci – po mieczu). Pani Ciesielska musiała być samotna, kiedy umarł jej mąż. Chodziła – u mnie tak się mówiło – po kominkach, to znaczy zachodziła do sąsiadów. Niekoniecznie w odpowiednim czasie, ale przecież nikt z nas nie zamykał przed nią drzwi. Podczas rozmowy powtarzała jak mantrę „Boże zachowaj”. Z tego ją zapamiętałem oraz że okno jej kuchni (pierwsze piętro) wychodziło na podwórze, gdzie graliśmy w piłkę. Na tym podwórzu wałęsały się też jej kury, przeszkadzając w grze. Pani Ciesielska pilnowała je z góry, ale raz jej się nie udało, a właściwie nie stała przy oknie, kiedy akurat był mecz i otrzymawszy celne podanie, nie mniej celnie uderzyłem z woleja nie w piłkę a w kurę. Kura odeszła na tamten świat, a jej ciało wrzuciłem do piwnicy przez okienko. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Do dzisiaj wstydzę się tego.


[25.12.2024, Toruń]

3 komentarze:

  1. Miałam takie odczucie, że w telewizorni świątecznej same kupy. Nie wiem, czy się starzeję, czy po prostu program obowiązkowy schodzi na psy. Wstyd za kurę odczuwam jako prawidłowy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moją winą jako dziecka było polewanie jeża wodą... miała to być zemsta ze mi się napatoczył na podwórku u babci. A ja go nie zauważyłam jak skakałam przez skakankę i skoczyłam jedną nogą na to "coś kolczastego"....
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna kura, nawet jako rosół nie posłużyła, zmarnowana egzystencja...

    OdpowiedzUsuń