ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 stycznia 2018

CIĄGNIEMY OPOWIEŚĆ DALEJ

Nie był to sen, a raczej wspomnienie wciskające się pomiędzy przymknięte powieki; innym razem wyobrażenie o tym, jak moja matka i matka Anny spotykają się na alejce w parku, albo na wyasfaltowanym placu, na którym odbywały się tańce, a zimą, gdy asfalt był zalany wodą, ta stężała i zaszkliła się, służył dzieciakom za lodowisko. 
Wtedy, kiedy nasze matki się spotykały, nie mieliśmy z Anną zielonego pojęcia ani o parku, ani o tym kwadratowym placu, na jakim zmieściłyby się cztery boiska do siatkówki. Być może czuliśmy błogi chłód kwietniowego południa, gdyż matki siadały na ławeczkach w zacienionych miejscach, nie pozwalając na to, aby intensywne wczesną wiosną tego roku słońce roztapiało plastykowe dachy naszych wózków. Najprawdopodobniej spaliśmy sobie w najlepsze, czasami rozkołysani, nie wiedząc, o czym nasze młode mamy rozmawiają i dlaczego spotykają się regularnie o tej porze dnia, i czemu przychodzą tu same, bez mężów. Nie wiedzieć czemu nasze mamy nie pozwoliły nam z sobą porozmawiać, bo kiedy wybudzaliśmy się i kołysanie wózka nie zdołało nas zainteresować ponownym zaśnięciem, obie wstawały nagle, żegnały się z sobą i odjeżdżały każda w swoją stronę, a ja, jako starszy od Anny o całe trzy miesiące przysiadałem w tej swojej czterokołowej karecie i odprowadzałem wzrokiem wózek, z wnętrza którego rozlegał się płacz, tak inny od mojego, rzadszy, bardziej rozwlekły, zaśpiewany w wyższej tonacji. 
A w sierpniu to już sam pchałem wózek, bo skończywszy dziewięć miesięcy życia zacząłem chodzić i właśnie pod koniec lata mijały dwa miesiące, odkąd chodziłem samodzielnie, a najlepiej i najbezpieczniej czułem się wtedy, gdy spacerowałem sobie z rączkami wczepionymi w przednie oparcie wózka. Oczywiście popisywałem się przed Anną tą moją umiejętnością chodzenia i pchania przed sobą wózka. Anna siedziała w swoim i czasami aż wyrywała się, aby wstać, zeskoczyć z niego i podbiec do mnie. Te trzy miesiące różnicy wieku między nami to szmat czasu, bariera nie do przeskoczenia przez Annę… a dzisiaj? Trzy miesiące, jakie występują pomiędzy datami naszego narodzenia, nie odgrywają żadnej roli, jesteśmy równolatkami, chociaż Annę od znalezienia się w innym kalendarzu, dzieliło zaledwie kilka godzin. Zrobiła niespodziankę rodzicom, wydostając się na świat ostatniego grudnia, choć bilet wstępu miała na drugiego stycznia. Ale tym sposobem, gdy oboje podrośliśmy, dostaliśmy się do tej samej klasy w szkole, a nawet siedzieliśmy w sąsiednich ławkach. Anna wcale nie wyglądała na najmłodszą, ale, nie wiedzieć czemu, spotykała się z syndromem najmłodszej siostrzyczki, która jeszcze nie dorosła i nigdy nie dorośnie do tego, aby zrównoważyć wiek szkolny swoich starszych sióstr i braci, tu koleżanek i kolegów. W szkole podstawowej, w klasie, do której oboje chodziliśmy, utarł się zwyczaj, że „rządzili” w niej najstarsi, ze stycznia, lutego i marca. Ja, schyłkowy wrzesień, nie miałem najlepszych notowań, choć wobec Anny zyskałem przewagę.
Swoją drogą jestem ciekaw, czy przypadkiem syndrom najmłodszej siostrzyczki nie sprawił tego, że Anna miała się okazać najpilniejszą uczennicą w klasie. W każdym bądź razie była ambitna i pracowita, czym pokrywała kompleksy, nie tylko ten związany z tym, że urodziła się najpóźniej, że w związku z tym przy przyjmowaniu do szkoły, kierownik poddawał jej zachowanie szczególnie wnikliwej obserwacji, aby w końcu przekonać się, że mała Ania da sobie radę w grupie nieco starszych dzieci, wśród których najwięcej było „styczniowców”, „marców”, „kwietniów” i , „czerwców”, a więc sporo starszych także ode mnie. Kolejny kompleks dotyczył czego innego i nie byłem jego świadomy, aż do trzeciej klasy, kiedy to upoważniony przez wychowawczynię, w drodze powrotnej ze szkoły do domu, zaszedłem do cierpiącej na jakąś chorobę Anny, aby zadać jej lekcje.
Rodzice Anny mieszkali na krańcu wioski w jednej z dwóch, pożal się Boże, starych i zaniedbanych kamienic, które właściwie były czworakami. Kiedy wspiąłem się na drugie piętro kamienicy, na poddasze, zwróciłem uwagę na to, w jak ciasnych i niskich klitkach mieszka Anna z rodzicami i młodszym braciszkiem. Dwa pokoiki, kuchnia, na trzy kroki długa sionka, bez toalety - to było całe bogactwo rodziny S.. Owszem, schludność i czystość wszystkich pomieszczeń mogła imponować, ale w powietrzu czuć było swąd ciasnoty, wilgoć dobywająca się z nieszczelnych okien, to znów duszną spiekotę, gdy z wnętrza kaflowej kuchni unosił się żar, a ostre słońce roztapiając w samo południe lepik na bliskim dachu dokładało swoje trzy grosze do niezdrowego, stęchłego powietrza, którym wypełnione był całe mieszkanie.
Do Anny nie przychodziły koleżanki i jej kamienicy oraz z sąsiednich. Bawiła się z nimi zwykle przed domem.
(...)

[11.01.2018, „Dobrzelin”]

4 komentarze:

  1. Piękny obrazek. Mój syn jest z 30 grudnia, więc także najmłodszy wszędzie, ale że duży, to i tak wygrany...
    W wielu skromnych domach moich koleżanek z dzieciństwa było schludnie i swojsko i sporo czasu tam spędzałam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i mnie zdarzało się bywać w takich mieszkaniach, a piętno najmłodszego (najmłodszej) nie wiem czemu, ale w przeszłości naprawdę istniało... a dzisiaj odwrotnie... każdy chciałby się odmłodzić...

      Usuń
  2. Jestem z samego początku stycznia, bo urodziłam się 4.
    Moja mama była z 22 grudnia i zawsze gdy podawała swój wiek, dodawała, że ma rok przypisany.
    Z kolei sąsiadeczka z mojego domu urodziła się pod koniec grudnia, ale jej rodzice z jakichś względów w urzędzie podali początkową datę stycznia.
    Czytałam, że nie sposób ustalić dzień i miesiąc urodzin Jana Kochanowskiego, bo był taki kopny śnieg, że ojciec po dłuższym czasie dopiero dotarł do kościoła, aby w księgach parafialnych zarejestrować malutkiego Jana.
    Już się pogubiłam, czy piszesz z autopsji, czy wymyślasz postaci i wydarzenia.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a zatem przyjmij najlepsze, choć spóźnione życzenia urodzinowe...
      A co do pisania, prawda to czy fikcja, postaram się odnieść szerzej w kolejnym poście, jeśli zdołam... pozdrawiam również serdecznie

      Usuń