CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

26 czerwca 2019

DRÓŻKI DONIKĄD (12)

(...)
Eliza wróciła z matką Barbarą i panią Weroniką z miasta. W tym miejscu należałoby sprecyzować rolę, jaką odgrywa starsza pani Weronika w gospodarstwie Smulskiego.
Pochodzi z nieodległej wioski usytuowanej  jak większość okolicznych siół przy lesie niedaleko jeziora. Dawno już temu wypuściła jedyną córkę w świat i to tak daleki, że nachodziły ją chwile, kiedy żałowała tego, iż wtedy nie postawiła tamy małżeństwu Teresy z Duńczykiem. Ale daremny byłby to trud, bo córka ani myślała zerwać z zakochanym w niej mężczyzną, człowiekiem, którego sama pokochała, a że to cudzoziemiec - cóż z tego, kiedy godzien szacunku, z dobrą pracą, majętny i otwierający przed córką Weroniki drzwi przyszłości, o której dla swego dziecka makta mogłaby jedynie zamarzyć.
Stało się tak, że w końcu młodzi pobrali się, osiedlili gdzieś pod Odense, postarali się o dwoje dzieci, szczęśliwie przeżywając w zgodzie najpiękniejsze lata wczesnej dorosłości. Rzadko bo rzadko, ale zajeżdżali do rodziców z wizytą (Weronika nie była wtedy sama; mąż odumarł jej jakieś pięć lat temu), a nawet dosyć regularnie słali starszym pewne kwoty pieniędzy, aby złagodzić im ból rozłąki i ulżyć w samotnej wyprawie przez życie.
I tak dożywała pani Weronika sędziwego wieku, gospodarząc z mężem na płachetku nieurodzajnej ziemi, dorabiając sobie połowem ryb i zbieractwem owoców leśnych i grzybów. Tak było do śmierci Karola. Weronika, czemu trudno się dziwić, posmutniała i popadła w apatię. Córka z zięciem wpadli, wydawałoby się, na najlepszy pomysł - zabiorą matkę do siebie, do Danii. Ale jak tu przesadzić stare drzewo?
I wtedy zjawił się Smulski, składając wdowie propozycję, której ona, o dziwo, nie odrzuciła. Należało swój dom i liche gospodarstwo sprzedać, zamieszkać w leśniczówce, będąc notarialnie do niej przypisaną; w efekcie czego pani Weronika otrzymała swój pokój i otrzymała prawa równe pozostałym mieszkańcom leśniczówki, a posiadając własne oszczędności i, niewielką wprawdzie, emeryturę mogła się cieszyć na stare lata z dobroci losu. Najistotniejsze w tym wszystkim było to, że jakże istotna dla życia Weroniki decyzja jej samej i leśniczego Smulskiego, spotkała się z pełną aprobatą Elizy i jej matki. Zwłaszcza pani Barbara była zachwycona, znajdując w nowej mieszkance leśniczówki pokrewną duszę, przyjaciółkę od serca i do pogadania.
Zdarzało się tak, że próba w ewangelickim chórze, w którym swego altu użyczała Eliza, czasowo zbiegała się z rehabilitacją jej matki i wtedy żona Smulskiego zabierała do auta Weronikę, aby towarzyszyła Barbarze w zajęciach z terapeutą.
Rok temu pani Barbara przeszła, lekki na szczęście, udar i powoli dochodziła do niedawnej sprawności ruchowej, co było dla niej o tyle ważne, że była to kobieta nad wyraz aktywna i żywotna. Właściwie cały ogród przy leśniczówce i to arcydzieło w postaci różanego klombu przed głównym wejściem do leśniczówki to jej dzieło, które po pewnym czasie kontynuowała wraz z Weroniką.
Ta nagła i nieoczekiwana przypadłość wykluczająca na trudny do przewidzenia okres czasu dotychczasową aktywność pani Barbary, pojawiła się w najmniej pożądanym momencie, ale czy nie jest tak, że to choroba nas wybiera, a nie my ją?Pomyślałby kto, że w wieku siedemdziesięciu trzech lat (tyle lat liczyła sobie pani Barbara) przeżycie udaru to nie tylko wymuszona rezygnacja z dotychczasowego trybu życia, nie tylko powolna stagnacja i regres sił witalnych, ale i nieubłagalna myśl o tym, że śmierci za drzwiami tylko patrzeć.
Barbara jednak postanowiła sprzeciwić się z całych sił naturze i statystykom podobnych wypadków - postawiła na rehabilitację. To prawda, miała wiele szczęścia - niedowład lewej części ciała, zwłaszcza nogi, nie był aż tak widoczny i dokuczliwy. Stan zdrowia, a właściwie stan ruchowy tej lewej części ciała po zabiegach rehabilitacyjnych poprawiał się. Polepszała się również sprawność palców lewej ręki. To co było do poprawy to brzydko wyglądający skórcz górnej wargi i pewne trudności w mówieniu. Ale i z tą przypadłością postanowiła Barbara zawalczyć. Wiedząc, że pewnie nie będzie w stanie odzyskać  normalnego dla każdego człowieka ułożenia ust, zwróciła uwagę na to, że zmniejszając tempo mowy, staje się bardziej zrozumiała dla otoczenia, co potwierdzały częste i korzystne dla wyników terapii wizyty u logopedy.
Podsumowując, mało by kto przypuszczał, że kuracja Barbary przebiegać będzie w tak zawrotnie szybkim tempie i da tak widoczne pozytywnie wyniki.
Ernest wyrwawszy się z odrętwienia w jakie popadł pisząc, a może i zasypiając przy tej czynności, słysząc istotnie gwar rozmów dochodzących z dołu, pomyślał, że najwłaściwszym będzie, gdy opuści swoje lokum i zejdzie się przywitać z "kobietami" Krzysztofa.
- Najlepiej mieć to już za sobą - myślał i chociaż przyjęty został przez Karola wręcz entuzjastycznie, to jednak z paniami, które dopiero co wróciły z miasta, miał się spotkać po raz pierwszy i w związku z tym pewna niewiadoma została.
(...)

[26.06.2019, Merida w Hiszpanii]

8 komentarzy:

  1. Lubię te historie ludzi, którzy życzliwością zarażają innych. Gdybyż telewizja promowała takie przykłady pokładów empatii zamiast mordów, napadów, złośliwości rozmaitego kalibru kanalii, żyć by się chciało.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się zgadzam, nadto pisząc to wszystko nieskromnie porównuję swoje słowa, sformułowania do wypowiedzi sławnych polityków pisu, ot choćby pani pawłowicz i trochę wychodzi mi na to, że chyba nawet nie potrafiłbym tak się wypowiadać... nie wiem czy ze szkodą dla mnie... pozdrawiam

      Usuń
  2. Nie ma niczego lepszego niż spokojne życie w otoczeniu przyrody i przyjaznych ludzi.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego właśnie mo potrzeba... na razie marzenie ściętej głowy... pozdrawiam

      Usuń
  3. Widuję sąsiadów po udarach, mało kto wychodzi z tego bez szwanku...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kluczowy jest czas od momentu doznania udaru mózgu do chwili, kiedy możliwa będzie natychmiastowa fachowa pomoc medyczna. Bywa tak, że udar następuje w nocy, a rodzina dopiero rankiem spostrzega, że coś niedobrego stało się z jednym z członków rodziny. Wtedy niestety jest już za późno, bo nastąpiły daleko idące zmiany w mózgu chorego. Owszem, także w tym przypadku dzięki terapii i samozaparciu chorego można złagodzić objawy tej chorony, ale o pełnym wyleczeniu niestety nie ma mowy

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo optymistyczne opowiadanie, szczególnie dla tych, którzy udar przeszli, bądź się go obawiają. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... akurat wiem coś o tym i wiem, jak ważna jest rehabilitacja.... dziękuję i pozdrawiam

      Usuń