Przyjemnie miękkie było to posłanie.
Sierpniowe południe, zieloność jędrnego, zwilżonego nocą opadem deszczu mchu
skłaniała się ku snowi, którego w końcu zażył po przemieszczaniu się
niezliczonymi krokami od poranka po środek dnia, a ułożył się pod sosną
rozłożystą, gdzie mech walczył z wiotkim, spłaszczonym igliwiem i wygrywał
oddając swą miękkość człowieczemu ciału.
Ostatnimi czasy bywał zmęczony bardziej
niż kiedykolwiek wcześniej; to całe doglądanie lasu, ustalanie robót na
przesiekach, przygnębiające peregrynacje pośród zeszłorocznych wiatrołomów i
budzące nadzieję inspekcje nasadzeń, to wszystko zajmowało mu coraz więcej
czasu, a przecież istniał jeszcze tartak, nudne wyprawy do nadleśnictwa i w
końcu leśniczówka rozlatująca się na jego oczach – wieczny ból głowy. Coraz
częściej delegował niektóre ważne zadania swemu zastępcy, młodzieńcowi po
studiach, którego wdrażał do pracy w lesie, a że chłopak był zdolny, chętny do
pracy, samotny a niepijący, widział go Adamski swoim następcą. Może tego robić
nie powinien, ale czy to w bezpośrednich z Sondeckim rozmowach, czy w kuluarach
nadleśnictwa, leśniczy wielokroć powtarzał, że powierzony jego opiece
praktykant ma w sobie najlepsze cechy stróża lasu. Dostrzegał pewnie u młodego
tę samą pasję jaka rządziła nim samym, kiedy po raz pierwszy, jeszcze przed
ukończeniem szkoły wyższej wstąpił na leśną ścieżkę pracy. Mówił do niego:
- Jeżeli nie zejdziesz na manowce,
zrobię z ciebie leśniczego, zanim się spostrzeżesz.
A kiedy Jaś Sondecki z wdzięcznością,
ale i niedowierzaniem zawieszał wzrok na swoim pryncypale, ten dodawał z dumą:
- Znam, mój drogi, wielu dobrych ludzi,
którym onegdaj sam pomogłem, więc będę potrafił przekonać ich do ciebie. Abyś
tylko nie zbaczał z właściwej drogi.
Zbaczać Sondecki nie miał zamiaru, ani
też umiejętności. Należał do tej wąskiej w dzisiejszych czasach, jak się sądzi,
grupy młodych ludzi, którzy przyszłość swoją lokują w heroicznej niemal pracy
na rzecz innych (tutaj na rzecz lasu), nie poszukując jeszcze na tym etapie
zawodowej kariery korzyści materialnych; to prędzej czy później nastąpi,
zwłaszcza gdy osobiste sprawy nałożą się na te zawodowe, ale jeszcze nie teraz,
gdy pragnienie przeżycia wymarzonej przygody swego życia przewyższa pozostałe
ważne, ale w tym momencie osobniczej historii nie najistotniejsze symptomy
ludzkiej egzystencji.
Adamski Jasiowi Sondeckiemu ufał i kiedy
wysyłał go do liczenia kubików drewna, mierzenia dłużycy przez transportem, czy
też nadzorowania sadzenia dębów i buczyny, wiedział, że pracę wykona rzetelnie,
nie dopuści do przekrętów, a uwinie się z robotą szybko i bez ceregieli.
Dzisiejsze zadanie, a właściwie zadania, nie należały do szczególnie trudnych.
Sondecki miał z jednym z pracowników leśnych oznaczyć do wycinki świerki, na
które wstąpiła kornikowa zaraza jakiej nie zdołano w porę opanować. Dotyczyło
to głównie jednego, ciągnącego się długim szeregiem rzędu drzew posadzonych
przed laty wzdłuż przecinającej Las Wiktorowski strugi. Szacowano, że zmarniało
czterdzieści procent drzewostanu i chociaż pozbyto się szkodnika suche świerki
szpeciły las i mogły stać się łupem kolejnej szarańczy plądrującej drzewa. Drugie zadanie
było zgoła innej natury – należało na mapie oznaczyć mrowiska i siedliska
dzikich pszczół, które wczesnym latem pojawiły się w Wiktorowskim Lesie. Nie
było tych skupisk wiele, ale dokładne, dla celów głównie przyrodniczych przedsięwzięte
rozpoznanie wymagało sporej kondycji fizycznej od tych, którzy zadania tego się
podjęli.
Adamski we śnie śledził kręte leśne drogi praktykanta i przydzielonego mu pracownika lasu. Zdawał się uczestniczyć w poruczonym tym dwu młodym mężczyznom przedsięwzięciom, podążał za nimi krok za krokiem, oceniał zasadność oznaczania drzew do wycinki, podziwiał też spostrzegawczość Sondeckiego, gdy idzie o umiejętność lokalizacji kolonii leśnych mrówek, słowem oczami uśpionej nieoczekiwanym południowym snem wyobraźni podążał za swoim wychowankiem jak mistrz rzemiosła sprawdzający jakość przygotowania czeladnika do zdania egzaminu zawodowego.
[06.06.2020, Toruń]
Skąd u Ciebie taka wiedza o pracy leśnika?
OdpowiedzUsuńDrzewiej miałem ochotę być leśnikiem, może stąd?
UsuńPrawie wychowałam się w lesie, a mój wujek był leśniczym, więc las nie jest mi obcy.
OdpowiedzUsuńDodam, że las był około 200 metrów od mojego domu, a leśniczówkę mojego wujka dzielił od mojego domu tylko płot.
Znałam w lesie wszystkie mrowiska.
Po wielu latach jeździłam z moimi wychowankami na sadzenie lasu.
Pozdrawiam.
... a dla mnie las to wspomnienia wakacyjne, wyprawy na grzyby, również sadzenie z młodzieżą drzewek, także pewne niezrealizowane marzenia. Nie ukrywam, że zaszyłbym się na starość w jakiejś leśniczówce, lub gdzieś w wiosce pod lasem... a przy okazji ciut ci zazdroszczę tych leśnych wspomnień... Pozdrawiam
UsuńKocham las.
OdpowiedzUsuńI bardzo chciałbym przeczytać książkę, której autorem byłaby KAWIARENKA.
p.S. Bardzo Ci dziękuję za piękne komentarze u mnie...
Oj, chyba nieprędko to nastąpi... zaryzykuję, że nigdy.
Usuń