1.
Tak w ogóle to pogoda wcale mi się nie
podoba, chociaż jest w zasadzie ciepło, ale nie ma tego słońca mojego
ulubionego. Czerwiec zaczął się od parówki jakiejś, chmurzysk, deszczu
solidnego zenitalnego i dżdżu. Odnoszę to, co napisałem oczywiście do mojego
obecnego siedliska. Ale z drugiej strony wszystko rośnie przepięknie i zieleni
moc, a jak solidnie wygląda ten orzech za oknem, w ogóle ta połać zieleni
pomiędzy blokami; nie czuje się, że to miasto, ale słońca mi brak… rolnikom
pewnie mniej, bo nareszcie susza przygaszona deszczem i może w końcu w czasach
zarazy zjeść będzie można jakieś warzywo lub owoc po normalnej cenie, chociaż w
to wątpię.
2.
No to oprócz tego gorszego sortu,
zdradzieckiej mordy i kanalii okazałem się chamską hołotą. Czemu tak się tym
nie przejąłem? Bądź co bądź jestem od pięciu lat w opozycji pisowskiej, więc chyba
mi się należy jak psu buda tytuł hołoty.
A w ogóle to trwa kampania i duda staje
na głowie, aby pozostać marionetką prezesa. Co on z sobą pocznie, gdy na
kolejny kadencyjny stołek się nie dostanie? Aż strach pomyśleć. O pisie już
pisać, przynajmniej tą razą, nie będę, nerwów zszarganych szkoda. Ale przyznam
szczerze, że do krainy nawiedzonych dopisali się również „żółciaki” Hołowni.
Jak ja nie lubię tych myszy, znaczy się fanatyków nie lubię, z którymi
dyskutować nie sposób, bo niby o czym. Ostatnio ekipę Hołowni z fejsbuka
wycinam w pień, dla spokojności - jak Kargul z Pawlakiem cukierki ssali, tak ja
wycinam i blokuję. Od razu lepiej, bo na tym fejsbuku jak się chce, to można
znaleźć dla siebie coś ciekawego, niepolitycznego. Ale przedtem trzeba
posprzątać, ot choćby Biedronia, który zmienia świat z infantylnym uśmiechem na
ustach, nadto opowiada się za rozwojem przemysłu zbrojeniowego w Polsce… on,
polityk pożal się Boże, lewicowy. Puk, puk, czy jest tam jakaś w miarę kumata
głowa w sztabie Biedronia, bo jak tak dalej pójdzie będziemy mieli kolejną
panią prezydentową Ogórek. Ale tam… kto tak po lewej stronie dzisiaj myśli
poważnie. Znowu będzie łomot.
3.
Wziąłem na warsztat „Popiół i diament”
Andrzejewskiego… po wielu, wielu latach. Pierwszy i ostatni raz czytałem tę
powieść w liceum. Podówczas, w moich niesłusznych latach młodości licealnej
była to pozycja i czytana i omawiana; w moim przypadku oprócz Leśmiana, Żeromskiego,
Jesienina, Camusa, Satre’a, Szaniawskiego, Teatru Crico 2, Grotowskiego,
Starego, Dramatycznego i Na Woli i wielu innych także na fakultecie.
Chciałem się przekonać, czy coś się
zmieniło w moim odbiorze tej powieści; także życzyłem sobie przypomnieć
niektóre wątki. No i okazuje się, że nie… nic się nie zmieniło; odczucia mam
identyczne: to świetna proza, atrakcyjność = łatwość przekazu połączona z mądrą
i dającą do myślenia treścią, ideowa wymowa niezmienna, postaci
scharakteryzowane znakomicie, nic tylko czytać. Dochodzę do wniosku, że … to tak
na marginesie… nie różnię się więc od siebie w wieku lat dziewiętnastu jeśli chodzi
o poglądy, te najważniejsze oczywiście. Czy to dobrze? Pewnie nie, bo wynika z
tego, że zatrzymałem się w miejscu i jestem jak ta krowa, co poglądów swych nie
zmienia. Może tak i jest, ale może jest odwrotnie, a mianowicie, że w życiu
trzeba się jednak czegoś trzymać, aby nie upadać.
A tak z innej strony… moje dzisiejsze
czytanie książek jest nieco inne, niż to miało miejsce dawniej. Zwracam większą
uwagę na formę, logiczność połączenia poszczególnych wątków, zasadność użycia
dialogów; interesuję się językiem, czasami przykuwa moją uwagę jedno zdanie lub
akapit, i to bardziej aniżeli cała fabuła, poszukuję kontekstów, ukrytych
treści, i tak dalej i dalej. Jeśli więc czytam jakąś książkę ponownie, dodajmy książkę,
którą wcześniej oceniłem jako wartą spędzenia z nią godzin i dni, kiedy więc
czytam tę książkę po latach i nie traci ona w moim przekonaniu nic na swej
wartości, a nadto potrafię w niej odnaleźć coś, na co niedostatecznie zwróciłem
uwagę uprzednio, to absolutnie nie żałuję kolejnej z nią przygody… i tak
właśnie jest z „Popiołem i diamentem” Jerzego Andrzejewskiego.
A za oknem leje… pionowy, prostopadły,
zenitowy, nocny deszcz.
[11.06.2020, Toruń]
Ten deszcz mnie naprawdę zdziwił, jak na hiszpańskim filmie, który oglądaliśmy - pora deszczowa w Europie.
OdpowiedzUsuńPowrót do dawno czytanych to ciekawe doświadczenie.
My wyszukujemy dziwne filmy, by delektować się tym samym, a nie słuchać przekleństw czy oglądać mordobicie na przemian ze strzelaniem...
To co minęło, nawet bezpowrotnie, nie musi być mniej wartościowe. Lubię czarno-białe kino...
UsuńTy ratujesz się książką a ja muzyką. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTeż słucham, oglądam starsze filmy, piszę, pomagam przy obiedzie, bawię się z psinami... póki jeszcze po nocy wstaje dzień.... Pozdrawiam
UsuńDeszcz mi nie przeszkadza, ale burze owszem. Dziś po południu zapowiadano, ale na szczęście nie ma.
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą przełączyłam krzyczącego Andrzeja Dudę, bo tego nie da się słuchać.
Kiedyś pisałam jakąś męczącą pracę z "Popiołu i diamentu", było to bardzo dawno i nie chciałabym po raz kolejny czytać tej powieści, choć lubię wracać do dawnych pozycji.
Pozdrawiam.
Ja z kolei czytając ponownie "Popiół i diament" przypominam sobie, co podówczas myślałem na temat tej książki, o czym wtedy dyskutowaliśmy w licealnej klasie... no cóż, wtedy mieliśmy świeże umysły, jeszcze niezmącone propagandą... to naprawdę dobra książka..... pozdrawiam
Usuń