ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 czerwca 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (16)

1.

Tak w ogóle to pogoda wcale mi się nie podoba, chociaż jest w zasadzie ciepło, ale nie ma tego słońca mojego ulubionego. Czerwiec zaczął się od parówki jakiejś, chmurzysk, deszczu solidnego zenitalnego i dżdżu. Odnoszę to, co napisałem oczywiście do mojego obecnego siedliska. Ale z drugiej strony wszystko rośnie przepięknie i zieleni moc, a jak solidnie wygląda ten orzech za oknem, w ogóle ta połać zieleni pomiędzy blokami; nie czuje się, że to miasto, ale słońca mi brak… rolnikom pewnie mniej, bo nareszcie susza przygaszona deszczem i może w końcu w czasach zarazy zjeść będzie można jakieś warzywo lub owoc po normalnej cenie, chociaż w to wątpię.

2.

No to oprócz tego gorszego sortu, zdradzieckiej mordy i kanalii okazałem się chamską hołotą. Czemu tak się tym nie przejąłem? Bądź co bądź jestem od pięciu lat w opozycji pisowskiej, więc chyba mi się należy jak psu buda tytuł hołoty.

A w ogóle to trwa kampania i duda staje na głowie, aby pozostać marionetką prezesa. Co on z sobą pocznie, gdy na kolejny kadencyjny stołek się nie dostanie? Aż strach pomyśleć. O pisie już pisać, przynajmniej tą razą, nie będę, nerwów zszarganych szkoda. Ale przyznam szczerze, że do krainy nawiedzonych dopisali się również „żółciaki” Hołowni. Jak ja nie lubię tych myszy, znaczy się fanatyków nie lubię, z którymi dyskutować nie sposób, bo niby o czym. Ostatnio ekipę Hołowni z fejsbuka wycinam w pień, dla spokojności - jak Kargul z Pawlakiem cukierki ssali, tak ja wycinam i blokuję. Od razu lepiej, bo na tym fejsbuku jak się chce, to można znaleźć dla siebie coś ciekawego, niepolitycznego. Ale przedtem trzeba posprzątać, ot choćby Biedronia, który zmienia świat z infantylnym uśmiechem na ustach, nadto opowiada się za rozwojem przemysłu zbrojeniowego w Polsce… on, polityk pożal się Boże, lewicowy. Puk, puk, czy jest tam jakaś w miarę kumata głowa w sztabie Biedronia, bo jak tak dalej pójdzie będziemy mieli kolejną panią prezydentową Ogórek. Ale tam… kto tak po lewej stronie dzisiaj myśli poważnie. Znowu będzie łomot.

3.

Wziąłem na warsztat „Popiół i diament” Andrzejewskiego… po wielu, wielu latach. Pierwszy i ostatni raz czytałem tę powieść w liceum. Podówczas, w moich niesłusznych latach młodości licealnej była to pozycja i czytana i omawiana; w moim przypadku oprócz Leśmiana, Żeromskiego, Jesienina, Camusa, Satre’a, Szaniawskiego, Teatru Crico 2, Grotowskiego, Starego, Dramatycznego i Na Woli i wielu innych także na fakultecie.

Chciałem się przekonać, czy coś się zmieniło w moim odbiorze tej powieści; także życzyłem sobie przypomnieć niektóre wątki. No i okazuje się, że nie… nic się nie zmieniło; odczucia mam identyczne: to świetna proza, atrakcyjność = łatwość przekazu połączona z mądrą i dającą do myślenia treścią, ideowa wymowa niezmienna, postaci scharakteryzowane znakomicie, nic tylko czytać. Dochodzę do wniosku, że … to tak na marginesie… nie różnię się więc od siebie w wieku lat dziewiętnastu jeśli chodzi o poglądy, te najważniejsze oczywiście. Czy to dobrze? Pewnie nie, bo wynika z tego, że zatrzymałem się w miejscu i jestem jak ta krowa, co poglądów swych nie zmienia. Może tak i jest, ale może jest odwrotnie, a mianowicie, że w życiu trzeba się jednak czegoś trzymać, aby nie upadać.

A tak z innej strony… moje dzisiejsze czytanie książek jest nieco inne, niż to miało miejsce dawniej. Zwracam większą uwagę na formę, logiczność połączenia poszczególnych wątków, zasadność użycia dialogów; interesuję się językiem, czasami przykuwa moją uwagę jedno zdanie lub akapit, i to bardziej aniżeli cała fabuła, poszukuję kontekstów, ukrytych treści, i tak dalej i dalej. Jeśli więc czytam jakąś książkę ponownie, dodajmy książkę, którą wcześniej oceniłem jako wartą spędzenia z nią godzin i dni, kiedy więc czytam tę książkę po latach i nie traci ona w moim przekonaniu nic na swej wartości, a nadto potrafię w niej odnaleźć coś, na co niedostatecznie zwróciłem uwagę uprzednio, to absolutnie nie żałuję kolejnej z nią przygody… i tak właśnie jest z „Popiołem i diamentem” Jerzego Andrzejewskiego.

A za oknem leje… pionowy, prostopadły, zenitowy, nocny deszcz.

 

[11.06.2020, Toruń]


6 komentarzy:

  1. Ten deszcz mnie naprawdę zdziwił, jak na hiszpańskim filmie, który oglądaliśmy - pora deszczowa w Europie.
    Powrót do dawno czytanych to ciekawe doświadczenie.
    My wyszukujemy dziwne filmy, by delektować się tym samym, a nie słuchać przekleństw czy oglądać mordobicie na przemian ze strzelaniem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co minęło, nawet bezpowrotnie, nie musi być mniej wartościowe. Lubię czarno-białe kino...

      Usuń
  2. Ty ratujesz się książką a ja muzyką. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też słucham, oglądam starsze filmy, piszę, pomagam przy obiedzie, bawię się z psinami... póki jeszcze po nocy wstaje dzień.... Pozdrawiam

      Usuń
  3. Deszcz mi nie przeszkadza, ale burze owszem. Dziś po południu zapowiadano, ale na szczęście nie ma.
    Przed chwilą przełączyłam krzyczącego Andrzeja Dudę, bo tego nie da się słuchać.
    Kiedyś pisałam jakąś męczącą pracę z "Popiołu i diamentu", było to bardzo dawno i nie chciałabym po raz kolejny czytać tej powieści, choć lubię wracać do dawnych pozycji.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei czytając ponownie "Popiół i diament" przypominam sobie, co podówczas myślałem na temat tej książki, o czym wtedy dyskutowaliśmy w licealnej klasie... no cóż, wtedy mieliśmy świeże umysły, jeszcze niezmącone propagandą... to naprawdę dobra książka..... pozdrawiam

      Usuń