Poczuł na ramieniu silną męską dłoń.
Podczas leżenia przyjął pozycję na wznak. Akurat jego twarz znalazła się chwilowo
w miejscu, do którego docierały silne promienie słoneczne. Pewnie dlatego nie
otwierał oczu.
- Podłożę panu pod głowę swój plecak –
poinformował Adamskiego Jaś Sondecki i natychmiast zrzucił z ramion wypełniony
byle czym, jakąś książką, zeszytem i złożoną
na osiem części mapą Wiktorowskiego Lasu plecak, który podsunął pod uniesioną
głowę leśniczego.
- Sprawiliście się dobrze? Oznaczyliście
wszystkie drzewa? – zapytał Adamski kierując swe pytanie także do pracownika
leśnego, który towarzyszył praktykantowi w wyprawie.
- Jeśli chodzi o te świerki, to robota
jest wykonana, a z mrowiskami i gniazdami dokończymy sprawę jutro. W każdym
bądź razie nanieśliśmy nasze spostrzeżenia na mapę – Sondecki starał się zdać
dokładną relacje z wykonania powierzonego im zadania.
- To dobrze, bo z tymi mrowiskami to… -
zamyślił się - … trzeba je odgrodzić krócicą, a i sprawdzić, czy te istniejące
już ogrodzenia nie wymagają przypadkiem naprawy.
- Zrobimy to, niech się szef nie
niepokoi. W tygodniu wyślę tam ludzi.
- Bo jeśli chodzi o te gniazda dzikich
pszczół – Adamski ponownie się zamyślił – to muszę skorzystać z pomocy Gienka…
no tego, co ma tę wielką pasiekę z tamtej strony wsi. On jeden może stwierdzić,
czy te pszczoły są naprawdę dzikie, czy może podczas parnego tego roku czerwca
wyroiły się i pouciekały komuś.
Mina Jasia Sondeckiego zdradzała, że nie
przewidział takiego rozwoju wypadków, jeśli chodzi o leśne pszczoły.
- A do ciebie, Michale też będę miał
sprawę – Adamski zwrócił się do pracownika leśnego. – Pan Sondecki będzie
zajęty, a ty, kochany, przejdziesz się po tych wiatrołomach i zobaczysz, czy
przypadkiem nie na w nich jakiś gniazd. Być nie powinno, bo to lipiec w pełni i
młodzież już na swoim, ale nie chciałbym, aby ci najęci do okorowania drzew i
podcinania gałęzi nie poniszczyli przypadkiem legowisk. Wiesz, co robić,
kochany?
- Tak, panie leśniczy, załatwi się.
Michał Rakowski wiedział bardzo wiele o
ptakach, ich zwyczajach i siedliskach. Od zeszłego roku prowadził bażanciarnię
przy lesie; miał z nią wiele pracy, ale też nie narzekał, bo z tego zajęcia
zarobek był spory, gdyż na odchowaną młodzież tych kuraków zbyt był wysoki i
można było dobrze zarobić.
- To się cieszę.
- Zapali pan, szefie? – zaproponował
Michał wyciągając z paczki papierosa. Wprawdzie Adamski ostatnio palił coraz
mniej, ale nie wypadało nie zapytać.
Leśniczy pokręcił głową. Wyglądało na
to, jakby nie chciał otwierać oczu, jakby układał sobie w głowie dłuższą
wypowiedź przeznaczoną tym razem do swego zastępcy. Kiedy Rakowski zorientował
się, że Adamski chciałby coś powiedzieć Jasiowi, spróbował oddalić się na kilka
kroków. Leśniczy, choć oczy miał wciąż zamknięte, tak jakby przewidział, że
Michał zechce się oddalić, aby nie słyszeć, tego co Adamski zamierza przekazać
Sondeckiemu.
- Zostań, kochany. Tu żadnej tajemnicy
nie będzie. Przybliż się! – ta z kolei prośba dotyczyła Jasia Sondeckiego.
Praktykant przyklęknął przy twarzy leśniczego.
- Janku, ty wiesz, że zostaniesz tutaj
na moim miejscu…
- ???
- To już załatwione. Nikt ci w tym nie
przeszkodzi. Tylko musisz… jak dostaniesz nominację… tylko musisz leśniczówkę
uporządkować. Rozumiesz… dachówkę trzeba wymienić, bo już przestarzała, nie
trzyma… na twojej głowie będzie obora z prosiętami, kury, a w środku… nie, nie
przerywaj mi teraz… jakąś kobietę musisz sobie przygarnąć, bo samemu… nie
sposób. Co to za dom bez kobiety, nawet jeśli to leśniczówka….
Na krwawiący coraz intensywniej owal
słońca nasunęła się daleka, płaska chmura. Twarz Adamskiego nakrył cień.
Poczuł na ramieniu silną męską dłoń.
Podczas leżenia przyjął pozycję na wznak. Akurat jego twarz znalazła się
chwilowo w miejscu, do którego docierały silne promienie słoneczne. Pewnie
dlatego nie otwierał oczu.
Właściwie było mu obojętne, czy otworzy
oczy czy nie. Ostatnią jego myślą było powiedzieć Jasiowi Sondeckiemu coś
bardzo ważnego. Poczuł jeszcze dotyk na czole czyjejś dłoni. Nie usłyszał już
głosu Jasia Sondeckiego.
- Michał, poleć no do ludzi, niech
zorganizują podwózkę dla pana leśniczego… kiedyśmy znaczyli te mrowiska, dopadł
go wieczny sen.
Michał pobiegł nie rozglądając się za
sobą.
[09.06.2020, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz