ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 grudnia 2011

Przy czystej

Radca Krach i mecenas Szydełko zamówili czystą. I koniecznie tatara z dużą ilością cebuli. Ten stolik kawiarenki przestał być kawiarniany i trącił zapachem gastronomii. Spojrzenia nielicznych o tej południowej porze gości miały wyraz zaskoczenia. Dobrze powiedziane" "miały wyraz". 
- I niech pani pamięta, że dla nas w każdy dzień roboczy z wyjątkiem czwartku, rumiany, dobrze zmielony i świeży tatar do setki. Na kawę zapraszamy się w sobotnie popołudnie.
Głos radcy Kracha brzmiał rzeczowo i zachęcająco. Dziewczyna dyskretnie oddaliła się od gastronomicznego stolika, podeszła do kawiarennika i powtórzyła wypowiedź radcy. Kawiarennik spojrzał na panów schylając lekko głowę. Uśmiechnął się.
- Panie radco, cóż mamy myśleć o tym. Złe idą czasy, złe.
- Mecenasie, a bo to trudne było do przewidzenia? Wiadomo było, że to kiedyś musi się stać - radca Krach z racji dojrzałego wieku sprawiał wrażenie wiedzącego więcej i patrzącego dalej.
- A było tak dobrze. Zielona wyspa.
- Mecenasie, ja patrzę na sprawę ogólniej. Mam na myśli Europę. Kryzys, panie.
- Biurokracja - westchnął mecenas Szydełko
- To też, ale panie to ten nasz kapitalizm. Czemu się dziwić. Konkurencja panie. Kto pierwszy ten lepszy. Ktoś ma, aby inny nie mógł mieć.
- Tak pan sądzi ... że to nieuniknione?
- Popatrz pan. Państwa sprzedają obligacja. Ktoś je kupuje. Jest kryzys i ktoś je kupuje. Znaczy się niektórzy mają kasę. Ot weźmy na ten przykład ja i pan. Narzekamy? Grzech narzekać.
- O bo to panie radco dla nas roboty wystarczy. Ludzie tłumami do sądów chodzą.
- A pewnie. Mecenasie, ja nie narzekam. Magistrat w wielkim popłochu sprzedaje co się da. Mieszkania przede wszystkim. Bez lokatorów, z lokatorami...byle załatać budżet. Z tego potem sprawy wynikają rozmaite i trzeba rajcom miejskim iść z pomocą. No, wypijmy. Najlepszego!
- Najlepszego! Pan ma swoje sprawy, ja swoje. Jedna pani, na ten przykład, przychodzi do mnie z płaczem, że chce się rozwieść. Zdradza panią, mówię, współczuję i chwytam kobietę za przegub dłoni. A ona zaprzecza. Zakochałam się, mówi, dopiero po rozwodzie, a jaki męski, wziąłby mnie z sobą do Hiszpanii, firmę ma, przystojny i bogaty. Znudził mi się ten mój. Różnica charakterów, rozumie pan, mówi. Chłopaka mam lat osiemnaście, on zrozumie, dorosły jest, dodaje. I błaga o pomoc. Zastanawiam się, kluczę, myślę o jakimś fortelu, i kiedy mam już na końcu języka, rozumie pan, ona podsuwa mi genialną myśl. Panie mecenasie, mówi, a może by tak zrobić go impotentem. Impotentem, myślę, da się to zrobić. Ma pani jedno dziecko i to dorosłe, więc coś takiego mogłoby się zdarzyć. W końcu każdy z wiekiem staje się impotentem.
Radca Krach obruszył się.
- Spróbujmy tatara.
Spróbowali.
- No i żeśmy zrobili z męża tej pani impotenta. Ba, porozumiałem się w tej sprawie z jego adwokatką, aby  jej klient wziął winę na siebie, bo jakoś nie chciał rozgłosu o swojej impotencji.
- Ech te kobiety - żachnął się radca Krach - panie mecenasie, życie niesie z sobą wiele niespodzianek. Weź pan na ten przykład pana posła T. Kojarzy pan?
- A jakże, kto nie zna posła T.
- Otóż, panie mecenasie, skoro pan go zna, to musi też wiedzieć, że pielgrzymuje on po kościołach, po imprezach narodowych, w komisji sejmowej za zabiera głos na rzecz życia od poczęcia. Zbrodnia ciśnie się mu na usta, kiedy mówi o tych zabiegach znieważających poczęcie.
- Znam, znam poglądy tego pana.
- A to powiem panu, że pan doktor Koteńko, w przypływie szczerości wywołanej odrobiną, no może przesadzam, że odrobiną, whisky powiedział, że małżonka pana posła wyskrobała jedno z poczętych dzieciąt.
- No proszę, jakie to smutne żyć pod jednym dachem ze zbrodniarką.
- Co za życie.
- Panie radco, a wie pan co mnie się wydarzyło pozawczoraj? Idę ja chodnikiem obok tego przybytku, gdzie tak mile spędzamy teraz czas i cóż ja widzę? Grupa czerwonoskórych lezie, a właściwie skrada się w moją stronę. Zabiega mi drogę.
- Toż nie pora na przebierańców, mecenasie.
- Tak też i myślałem, że nie pora. Zarechotałem śmiechem, bo też nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek przyjdzie mi zobaczyć Siuksa albo innego Apacza. Wyraziłem w związku z tym widokiem swoje najgłębsze zdziwienie, gdy wtem jeden z nich wystąpił i rzekł do mnie: "my jesteśmy hofmanowe indianie". Tak powiedział.
- A cóż to, odbiło mu? Zbaraniał, urwawszy się z łańcucha? Droga pani, jeszcze seteczkę dla obu gardeł.
Po chwili przyniosła szkło. Podziękowali.
- A zjawią się panowie u nas na "Dziadach"?- podała ulotkę.
Radca Krach pochwycił w dłoń kartkę. Przeczytał.
- No, no, panie mecenasie, postaramy się, co, nie zawieść oczekiwań naszej miłej pani.

2 komentarze:

  1. Ech, ta teoria względności. Zawsze myslałem, ze piękno w czym innym się wyraża,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń