ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

24 grudnia 2011

Wieczerza

I niemal wszyscy przybyli. A najpierwszy był inżynier Bek, a jakże, w towarzystwie swej żony, prawdziwej damy, dostojnej i bogobojnej, przesympatycznej, która zrzuciwszy zasłonę inteligentnej niedostępności, ucałowawszy nas wszystkich podczas składania życzeń z niezwykłą pasją przystąpiła do wieczerzy, aż mąż jej, zdumiony taką jej postawą, puszczał raz po raz oko, choć w głębi ducha zastanawiał się nad tym, czy aby ta niespodziewana aprobata dla miejsca, w którym przyszło jej spożywać tę skromną przedwczesną wieczerzę, nie będzie powodować u małżonki chęci częstszego odwiedzania kawiarni, co pozostawiłoby w kłopotliwej sytuacji jego regularne spotkania „przy kawie” z doktorem Koteńko.
Puściłem muzykę. Zagrzmiało bożonarodzeniowe oratorium BWV 248 Bacha.
Za chwilę w drzwiach pojawił się ogrodnik. Po obowiązkowym opłatku Maria podała barszczyk jemu i Edwardowi, który przysiadł się do stolika staruszka i obaj wiedli w trakcie posiłku rozmowę, która zdradzała ich wcześniejszą, dobrą znajomość.
Jak umówieni, wpadli do kawiarenki radca Krach i mecenas Szydełko z małżonką. Radca prosił o wybaczenie, że swojej połowicy nie zabrał, czego nie miano mu za złe, gdy w wytłumaczeniu usłyszeliśmy, iż przeżył był właśnie zuchwały najazd połowy rodziny i żona nie godziła się na spustoszenie domu w wypadku swojej nieobecności.
Zaraz potem do kawiarni weszła nauczycielka wespół z literatem i doktorem Koteńko. Usiedli przy wspólnym stole, przy czym literat zarzucił swój znany w mieście secesyjny płaszcz na oparcie krzesła, wyjaśniając, że posili się jedynie karpiem i wyjść musi szybciej niż pozostali, bo jeszcze kilka wigilii ma do zaliczenia. Koteńko jak zwykle niewiele mówiący i skromny, poprosił o szklankę mineralnej wody; nauczycielka natomiast wygłosiła tak urocze i uroczyste zarazem życzenia dla zebranych gości, że wzruszenie ogarnęło wszystkich, najbardziej zaś staruszka, który uronił łez kilka, zerwał się na równe nogi, podszedł do kobiety i ucałował jej dłonie.
Następnie, tuż po sobie, w kolejności: młoda para, niebezpiecznie w sobie od pół roku zakochana, a wciąż niepewna, czy pozostać w wolnym, nieprzewidywalnym związku, czy też zdecydować się na złożenie przysięgi przed ołtarzem; siostry w słusznym wieku, jedna emerytka, wdowa, druga siostra zakonna, podobne jak łza w łzę, w uśmiechu i gestach, serdeczne i bardzo uczynne, i nigdy złym słowem nie dręczące uszu; wreszcie pośpiesznie przybiegł, jak zwykle, swoim tanecznym i przez to lekkim krokiem, redaktor Pokorski, znany z tego, że jako pierwszy czas jakiś temu wypowiedział się publicznie i wdzięcznie na łamach lokalnego tygodnika o kawiarni.
Zanim ci ostatni zasiedli do wieczerzy, przydreptał spóźniony profesor z przeproszeniem, że na uczelni miał okolicznościowe spotkanie opłatkowe, w którym przecież nie mógł nie uczestniczyć.
Zaraz też profesor, którego usadzono z redaktorem, zapytał z ciekawością w głosie, czy Pokorski nie miałby zamiaru kiedy zapoznać go z Hanukkah, bo wedle jego wiedzy, pan redaktor stał się zwolennikiem kultywowania tego żydowskiego święta, które akurat w tym roku pięknie wplata się czasowo w tradycję chrześcijańską. Redaktor odparł, że jeżeli znalazłaby się grupa ludzi skłonna dowiedzieć się czegoś o judaizmie w ogóle, to znając otwartość Adama, byłby w stanie w kawiarni przedstawić stosowną prelekcję. Na te słowa zareagowano aprobującymi przytaknięciami.
- Tylko, panie redaktorze, po „Dziadach”, po „Dziadach” – zauważył radca Krach.
- A tak, oczywiście – w słowach Pokorskiego zabrzmiała pewność – ja przecież mam zamiar opisać to przedstawienie.
Jedynie strażnik i student, z tych umówionych, nie przybyli. Strażnika nieobecność należało usprawiedliwić, bo zgodnie z porzekadłem, aby spać mógł ktoś, chronić jego snu musi ktoś inny.
Nikt natomiast nie wiedział, dlaczego nie ma studenta.
I tylko Maria wciąż spoglądała w zamglone, coraz ciemniejsze szyby w oknie, a w jej wzroku był magnes, zbyt jednak słaby, aby przyciągnąć ostatniego gościa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz