CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 listopada 2014

Wędrówka (2)

Ze snu wybudził mnie sen. Ale jaki? Transparentny, wyostrzony, alabastrowy. Mógłbym powiedzieć rzeczywisty, gdyby pomiędzy jawą a snem nie istniała zasadnicza sprzeczność. Coraz bliższy byłem odpowiedzi na pytania: dlaczego teraz? dlaczego tak wyraźnie?
Jej głowa wtulona w moje ramię. Tak to się mówi? Wtulona? Jej twarz zadawała mi się być znajoma, nawet jeśli nie spostrzegłem kryształków jej oczu. Zastanowiłem się przez chwilę nad tym, dlaczego podczas snu powieki są przymknięte jak wieko kufra chroniącego kosztowności przed światem, przed wzrokiem pożądliwym, chciwym, zazdrosnym, przed grzechem kradzieży.
Rozpoznawałem ją stopniowo, detal po detalu. Drążyłem swoją pamięć, dziwiąc się temu dlaczego mając do czynienia z tysiącami obrazów, zapamiętujemy kilka, a być może jeden, bezcenny, taka naszą prywatną damę z gronostajem, dziewczynę z perłą, szał i krzyk.
Lecz zanim rozpoznałem ją, leżącą przy moim boku, jeszcze ciepłą, wilgotną, choć zamieniona już w rytmiczny, ukołysany jak łódź wieczorną bryzą oddech, zanim mogłem zawołać ją jej imieniem, odnalazła się w moim śnie. A sen miałem wyostrzony, niemal rzeczywisty, co przeczy naturze snu, więc ona, chcąc nie chcąc, ale zapewne bardziej chcąc, bo była wytworem mojego umysłu, ale również starannie obmyślonego planu, ona podeszła do mnie. O, tak, podeszła do mnie, przypominając że obiecaliśmy sobie jeden taniec. Rozpoznałem ją nie po oczach, nie po włosach; nie rozpoznałem jej po żadnej osobnej części ciała, nawet nie po geście, nie po słowach i uśmiechu. rozpoznałem ja całą, w całej wytworności jej postaci, tak jakbym ją wyrzeźbił, jakbym był autorem rzeźby, jaką po latach spotkałem w jednym z zaułków, w rynku, na placu, ustawiona na postumencie, przez ten postument wywyższoną; spotykam ją i obchodzę z każdej strony, dotykam wzrokiem, przypominając sobie pod jakim kątem uderzałem młotem w dłuto, aby oddać najpiękniej owal jej twarzy, uchwycić ruch dłoni, zarysować charakterystycznie wzniesiony ku górze podbródek, kiedy jej usta rozchylają kąciki warg do uśmiechu. Tak się czułem.
Obnażyłem swoje wspomnienia. Dotarłem do niej nie tylko jak do wytworu moich własnych rąk, lecz również jak do modelki pozującej wytrwale, nie oswojonej jeszcze ze swoja nagością, ukazywaną przed kimś, kto mienił się nazywać artystą a był jedynie niedoskonałym odtwórcą piękna, od którego nie mógł oderwać wzroku.
A jakże, podeszła do mnie i przypomniała o tańcu. Z cała premedytacją wspomniała taniec. Miała bowiem swoja własną pamięć, którą przemawiała do mnie.
Nigdyśmy nie tańczyli, powiedziała.
Pamiętasz? Uciekłam wtedy. Może nie uciekłam. Zostałam porwana. On ubiegł ciebie. A potem? potem rozlała się rzeka, zmieniając koryto. Popłynęliśmy oddzielnie i tak płyniemy obok siebie. Jedno starorzeczem, drugie nowym nurtem. W pewnym momencie straciliśmy z sobą kontakt. Wiem, ty pewnego razu przypomniałeś się, wołałeś: hop! hop! Może słyszałam, może nie. Może nie chciałam słyszeć. Daj mi to naprawić. Naprawmy to. Ty też nie jesteś bez winy. Trzeba ci było chwycić mnie za rękę, mocno mnie objąć, przyciągnąć, unieść; nie odważyłeś się, kochany, brakło ci odwagi. Czyżbyś jeszcze wtedy bał się ciemności? Rozjaśniłabym twoje pokoje. Zresztą nie wiem. Może czas nadinterpretuje moją pamięć. A co z twoja pamięcią? Czy jest wieczna? Dlaczego oglądasz mnie z każdej strony i dotykasz mego ciała? Jeśli to robisz, to przecież widzisz, co zrobił z nim czas. Zdeformował je, zniszczył. Moja skóra należy dziś do kogoś innego. Postarzałam się, sprawdź. I tutaj, i tam, niedostatecznie nawilżona. Trzeba ją wspomagać, aby nie wyschła na proch. Dlaczego mi nie wierzysz? Patrzysz tak opętanie. Czyżbyś mnie jeszcze kochał? Czyżbyś, jak wtedy, podstępnie wykorzystał wiersz dla wyznania miłości.
Nie odpowiadam.
Obchodzę ją ze wszystkich możliwych stron świata.
Krążę wokół niej jak ziemia wokół słońca.
Milczę.
Milczący zachwyt.
Wspomnienie radosne, jak dzieło archeologa odkrywcy.
Widzę Cię taką jaką byłaś, jesteś i będziesz. Twoja sucha skóra jest skórą wilgotną. Jednym przesunięcie dłonią po twojej szyi na zawsze pozbywa ją zmarszczek a moje spojrzenie nadaje jędrność twym pośladkom i udom.
Dość.
Jeżeli będziesz stara, nie przestane kochać twego ciała. Twoje zmarszczki będą piękne nawet wtedy się zestarzeją. Precz zmysły, które doszukują się brzydoty w ludzkim ciele. jest zmysł rzucający na łopatki wszystkie pozostałe.
O, tak, mój sen był transparentny, zbyt rzeczywisty jak na sen.
Potem tańczyliśmy, przebiegle, zuchwale, wydając ze swoich ciał ostatnie poty pożądania.
Kochaliśmy się.
Wiedziałem, od samego początku wiedziałem, że taniec był kamuflażem. Nie można samym tańcem wyrwać z gardła życia, które się rozpłynęło, podzieliło na główny nurt rzeki i starorzecze.
Płynęliśmy do morza. Cały czas taką cię pamiętałem i nie zapomnę.
A teraz obudź się przy tej, która chce ci urodzić dziewczynkę. Obudź się przy mnie. Teraz już wiesz?
Wiedziałem.
To dobrze. Proszę cię tylko o to, aby już więcej nie mówił, że jestem znikąd.
Dobrze. Nie wiem, czy usłyszała.
Sprawdź czy nasz chłopiec nie śpi odkryty.
Sprawdziłem. Wszystko w porządku.
A teraz dotknij mnie tutaj. Tak, właśnie tu. Ja to już czuję. Czuje naszą dziewczynkę. Dlaczego tak patrzysz na mnie? Mam się odwrócić? Dlaczego? Uśmiechnęła się a właściwie roześmiała, tłumiąc śmiech zbliżeniem otwartej dłoni do ust. Nie musisz sprawdzać. To ja.
A ty, to ty.
Pięknie tańczysz, powiedziała.
Pięknie tańczymy oboje, uzupełniłem.
Potwierdziła energicznie potakując głową.
Spojrzała na mnie, to znów dotknęła wzrokiem naszego śpiącego synka.
Gdzie jutro idziemy, zapytała.
Poprowadzi nas droga.

Droga.

1 komentarz: