ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

26 listopada 2014

Z trasy, z okna ....

***

Rzeka powinna służyć ludziom, miastu. Pomińmy już wielce istotny fakt, że w sposób naturalny rzeka może być ważnym szlakiem komunikacyjnym i żeglownym dla towarów i ludzi.
Rzeka przepływająca przez miasto, lub inaczej, miasto zbudowane nad brzegiem rzeki winno być swoją piękniejszą twarzą zwrócone ku rzece właśnie. Aż miło popatrzeć, jak Loara, Ren, Sekwana i dziesiątki innych rzek we Francji odbijają się w miejskich kamieniczkach, zamkach, pałacach i nadbrzeżnych bulwarach.
Podążając prawym brzegiem Loary, w stronę źródeł, począwszy od Tour, widać, że od lat mieszkańcy tego regionu doceniają wartość rzeki, także jako czysto estetycznego elementu urozmaicającego krajobraz. Wzdłuż wiosek i miasteczek, którymi przejeżdżam dominuje więc tarasowy układ  warstw naturalno-kulturowych. Jest więc rzeka, tereny rekreacyjne dla dzieci, sportowców i miłośników aktywnego spędzania wolnego czasu lub drobne posiadłości z sadami; dalej - droga, którą jadę, a po drugiej stronie, położona nieco wyżej warstwa kamieniczek, wilii, pałacyków, zamków, w kilku miejscach tworząca wąską i podłużną strukturę miejską. Nad tym wszystkim, na wzniesieniu wieńczącym dolinę rzeki, zaczynają się winnice. Podobnie jest nad Rodanem.
Żałuję, że tak niewiele podobnych widoków można doświadczyć w Polsce.

***

Pierwsze Święto Zmarłych, Zaduszki poza domem. Mniej więcej w centrum Francji, najpierw gdzieś w okolicach Neures a potem na parkingu przy autostradzie w okolicach Sancerre.
Pierwszy raz jest tak  ciepło. Temperatura przekracza 20 stopni.o wszystkich, którzy odeszli. Tak wielu - niepotrzebnie.

***

W Saint-Etienne jedna ze stref ekonomicznych graniczy z centrum wystawienniczym, położonym w parku. jest tu sporo miejsca do sobotnio-niedzielnego wypoczynku: skype park, infrastruktura przystosowana do dziecięcych zabaw. W niewielkiej odległości od strefy, właściwie po drugiej strony ulicy - muzułmańska świątynia. Z kolei za parkiem, gdzie zatrzymałem się na parkingu, po jego drugiej stronie, znajduje się ogromna koncertowa sala z rozległymi miejscami parkingowymi.
Przyjechałem tutaj po piętnastej i park był pełny dzieciaków jeżdżących na deskorolkach, hulajnogach i rowerkach. Większość miejsc na "moim" parkingu była pusta. Pomyślałem sobie, że dobrze trafiłem. Jak się ściemni, dzieciaki pójdą sobie pozostawiając mi na noc ciszę i spokój.
Tymczasem już o 18 na parkingu przybywa samochodów. Mój ciężarowy, bądź co bądź, peżocik, choć ustawiony w miejscu przeznaczonym dla autokarów, czuje się trochę jak nieproszony gość. Przestawiam go w taki sposób, aby jedna z kobiet, która zjawiła się przed siódmą wieczorem, mogła się zmieścić, jako ostatnia.
Powodem strasznego natłoku aut jest jakiś koncert. Sprawdzam stan parkingu przed koncertowa salą. Nie ma gdzie igły wcisnąć.
Po dwudziestej drugiej powolutku znikają auta. czas na sen.

***

Holandia. Jedna z autostrad, którą można się dostać do Utrechtu. Jest przed dziewiątą i ta dwupasmowa szosa zaczyna się korkować. tak, tak, nawet w tym najlepiej komunikacyjnie zorganizowanym kraju Europy na autostradach zdarzają się korki. Jadę prawym pasem i jak inni podążam z prędkością 30-60 kilometrów na godzinę. Na lewym pasie osobówki. Nieskromnie zerkam, co też się dzieje u tych "lewych".
W czarnej, eleganckiej skodzie biznesmen podczas jazdy czyta jakieś dokumenty. Oceniam, że jest ich minimum piętnaście stron. Kobieta z mazdy rozmawia przez telefon, chyba z pół godziny trzyma przy prawym uchem samsunga lub nokię. Inna, z renówki, robi podczas jazdy notatki jakimś piórkiem czy ołóweczkiem. Młody chłopak z zielonego forda bezustannie sms-uje, jeszcze jedna pani w "garbusie" to wydzwania, to znów pisze lub odbiera sms-y. Wszystkich jednak przebija jakiś młodzian, który w jednej ręce trzyma przy uchu komórkę, w drugiej wypisuje wiadomości tekstowe do innej, a w trzeciej ręce trzyma malutką łyżeczkę, którą nabiera owsiankę z miseczki, którą ułożył sobie na kolanach. 
Jedynie pojawiająca się obok mnie i znikająca kobieta w srebrnym volvo, kobieta, dodajmy, o włosach Rity Hayworth, w okularach, podczas jazdy prowadzi jedynie samochód.
A ja... ja posilam się bardzo mocną kawą z kubeczka o nazwie jednej ze znanych kawowych firm, nazwie, której, rzecz jasna, nie zdradzę, bo i tak każdy wie, że chodzi tu o Nestcafe.

***

Na granicznym parkingu między Belgią a Francją spędzam aż dwie noce i to w jakże miłym towarzystwie polskich "ciężarowców" i ... kur i kogutów.
W związku z powyższym... tym drugim, budzi mnie o trzeciej nad ranem przeciągłe i różnobarwne kogucie pianie. 
Banda tych grzebiących stworzeń liczy sobie mniej więcej piętnaście sztuk (w tym czterej dowódcy płci męskiej), co równa się plutonowi żołnierzy. Głównym zadaniem tych gdacząco-piejących stworzeń jest informowanie zgromadzonych na parkingu o zbliżającym się poranku oraz wyłudzanie pokarmu. Otoczony przez tę zgraję, podwójnej narodowości, jak sądzę, zmuszony jestem do podzielenia się swoim posiłkiem. Ponieważ trzykrotnie posiłek ten smakował, dzielni żołnierze pozwolili mi opuścić parking zgodnie z harmonogramem, sami zaś wycofali się na z góry zaplanowane pozycje.


na zdjęciu powyżej - dowódca plutonu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz