ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 października 2015

SPRAWY PANA POSŁA

Przyjmował w poniedziałki. Poniedziałki przeznaczone były na spotkania z interesantami. Zawsze znalazł się ktoś, kto chciał się poskarżyć, załatwić jakąś sprawę, „przepchnąć” coś, ewentualnie zwrócić uwagę na palący problem. Miał tyle spraw na głowie, że marzył o tym, aby choć raz nie zaprzątano jej, kiedy miał dyżur.
Dwóch panów prawników siedziało przy swoich biurkach. Bez nich nie dałby sobie rady. Co z tego, że jest posłem? Nie musi znać się na prawie. Od tego ma ludzi, którzy dbają, aby się nie zamotał w przepisach, nie ugrzązł w kruczkach prawnych i nie wyszedł na durnia. W sejmie jest jeszcze lepiej. Tam są posłowie-prawnicy, niech się martwią, a zresztą i tak w najważniejszych sprawach związanych z głosowaniami nad projektami ustaw i tak decyduje wąskie grono kierownicze, a nawet sam przewodniczący. W terenie jest znacznie gorzej, bo tu ludzie na przepisach się znają. Przyjdzie taki jeden z drugim, sprawę ma ważną, tłumaczy, że został skrzywdzony, bo prawo mówi tak a tak, paragrafami rzuca i dowodzi, że pogwałcono przepisy, i dlatego prosi o wsparcie.
Oczywiście mógłby takich delikwentów najnormalniej w świecie zbyć; zanotowałby w kajecie nazwisko i czego sprawa dotyczy, wziąłby kopie dokumentów, a na pożegnanie powiedziałby:
- Zobaczymy, co da się zrobić, trzeba być dobrej myśli - a potem, przy następnym spotkaniu rzekłby tak:
- Sprawa pana jest na dobrej drodze. Uruchomiłem wszystkie możliwe opcje - albo:
- Kochany, nic nie da się zrobić. Przedawnione - albo:
- Tam niestety dojścia nie mam. Tego pilnują rządowi.
Czy nie zostawiał z kwitkiem ludzi w ten sposób? A pewnie, nie raz mu się zdarzało, ale jednak prawników warto mieć u boku. Jak ludzie widzą w biurze poselskim prawnika, to od razu nabierają zaufania. No przecież poseł musi mieć najlepszych, myślą.
Dlatego właśnie zatrudnił tych panów, zwłaszcza że córka skończyła już ogólniak i w ramach kompensaty jeden z mecenasów zatrudnił ją jako swoją sekretarkę. Posłowanie posłowaniem, ale o rodzinę należy zadbać. Nie tylko zresztą o rodzinę. A ta jego sekretarka, sekretarka pana posła to niby w jaki sposób dostała stanowisko w jego biurze?
Należała swego czasu do opozycji w powiecie, a tu rozchodziło się o ten jeden, jedyny głos, aby mogła powstać nowa koalicja. Poszedł wtedy do jej domu, przekonywał, tłumaczył, że jeśli przejdzie na jego stronę, odwdzięczy się stanowiskiem. Niemal przez cztery lata może być spokojna o pracę.
O, takie właśnie sprawy najlepiej potrafił załatwiać, a prawo…dajmy sobie temu spokój.
- A w ogóle to powinno być tak - myślał sobie - że jeśli ktoś ma cos do mnie i przychodzi z jakąś sprawą, to jeśli mam mu coś załatwić, to niech to będzie osoba z mojej opcji. Przepraszam, Winnetou, nie głosowałeś na mnie, to po jaką cholerę idziesz do mnie i prosisz o pomoc? Ta publiczna służba, działanie w interesie nie tylko własnych wyborców ale i społeczności lokalnej to przecież fikcja.
Świadomość tego swoją drogą, ale o wizerunek należy zadbać. Nie będzie przecież publicznie mówił, że tylko swoim pomoże. Więcej - będzie się udzielał w mieście, powiecie, gminie, będzie się spotykał z każdym i zapewniał o pełnym swoim poparciu bez względu na to, kto go poprosi i z jakiej będzie opcji.
A czasami to aż miło podpiąć się pod kogoś, kto coś już załatwił.
Weźmy taki kilometr wyremontowanej asfaltowej drogi w gminie. Sprawę przepchnął jakiś Iksiński lub Igrekowski, ale jak tu nie zaprosić na uroczyste otwarcie pana posła? Trzeba wykonać telefon. Najlepiej niech to zrobi sekretarka.
- Panie sekretarzu - mówi ona - nie uważa pan, że na otwarcie drogi należałoby zaprosić pana posła? On tak o nią zabiegał. Bez jego poparcia…
- Ależ tak, oczywiście. Stawię się z zaproszeniem osobiście w biurze pana posła w przyszły poniedziałek.
Panu posłowi lepiej w drogę nie wchodzić, bo nawet jeśli nie ma nad tobą bezpośredniej władzy, to politycznie, po linii partyjnej - strzeżcie się pana posła, zwłaszcza że pamiętliwy.
Pan poseł rozciągnął swoje sejmowe ciało w fotelu. Przyjemnie mu było, żadnego interesanta i do tego aromat kawy tak cudownie falował w powietrzu. Drzwi do sekretariatu były zamknięte, lecz dochodziły do niego strzępy rozkosznej rozmowy, jaką prowadziła pani sekretarka z panami mecenasami. Spojrzał na zegar ścienny wiszący nad drzwiami. Zostało jeszcze tylko pół godziny, najdłuższe pół godziny dzisiejszego dnia.
- W sumie to powinienem być zadowolony - pomyślał sobie - kiedy już mnie wybrali, stałem się panem sytuacji. Mogę wreszcie psychicznie odpocząć. Najgorsze są zawsze te trzy miesiące przed wyborami. Najpierw walka o miejsce na liście a potem te bezustanne spotkania. Człowiek zmienia się w podróżnika, objeżdża okolice, tu miting, tam zebranie, jakiś raut, proszona kolacja, wizyta, spontaniczny wiec, a te ulotki, telewizyjne nagrania, prasa, radio, krawiec, fryzjer, wizażysta… ech.
Miałem nosa, aby pojeździć po średnich szkołach. To ważne, bo najstarsze roczniki to jego potencjalny elektorat. A jak się z taką młodzieżą rozmawia? Recepta jest prosta: napsioczyć na rząd, podtrzymać nastrój buntu i niezadowolenia.
- Proszę bardzo, jeżeli nie chcecie zmian, zostańcie w domu albo głosujcie na tamtych. Ale weźcie to pod rozwagę, że od popierania tamtych nie przybędzie miejsc pracy. Aż mi was żal, kochani, że musicie się szwendać po zagranicy, bo w kraju, jeśli nawet dostaniecie pracę, to za takie pieniądze, że… sami wiecie. A tu trzeba zmian… a my mamy program, tak, tak, kochani, mamy program dla was, dla młodych. A ty, młody człowieku, co zapytałeś przed chwilą, dlaczego, skoro mamy program, to dlaczego go nie realizujemy. Odpowiem ci prosto: aby móc go zrealizować, musimy odsunąć od władzy tych, którzy rzucają kłody pod nogi, którzy wami gardzą, poniżają was i wysyłają na poniewierkę za granicę. Chcecie tego? Jeśli nie - sprawa dla mnie prosta.
O tak, z młodzieżą świetnie się rozmawia.
- A mój syn… młody jest, technikum skończył i też trzeba nim pokierować, choć to rogata dusza. Ale jak mu kupiłem samochód, to może wreszcie ojca doceni. A on na to, że siostrze załatwiłem mieszkanie. To mu mówię, że jego siostra ma kawalera, niedługo ślub, więc najbardziej im potrzebne mieszkanie, a samochód to przyszły zięć ma, więc na razie jeden im wystarczy. Niech sobie pobiedują z jednym, będzie ojca słuchała, dostanie drugi, żeby sobie kierownicy z rąk nie wyrywali. A ty byś się w końcu ustatkował. Nie ma to panien, które nie chciałyby posłowego syna? Załatwiłem ci tę fuchę w agencji, to pilnuj się tego, co masz. Ty wiesz ilu by chciało być na twoim miejscu? Myśl o przyszłości. Ojciec nie jest wieczny. O sobie też muszę pomyśleć. Dzisiaj mamy mieszkanie, działkę, daczę na niej, mamy po samochodzie z matką, ale… a nuż mnie nie wybiorą na następną kadencję. Ale faktycznie rozwiązań jest wiele. Jak do parlamentu nie wejdę, to może pójdę do województwa, powiatu, miasta, gminy; może się na wójta albo burmistrza jakiegoś załapię, a jak się uda, to może i na europosła wystartuję. Że żadnego języka nie znam? Tam przecież wszystko tłumaczą. Faktem jest, że nieźle byłoby się w jakiejś spółce ustawić - stara wiara pomoże. Że co, że nie znam się na niczym? A polityka? A stare znajomości? Daję sobie radę na poselskim stolcu, to mam sobie nie poradzić w głupiej spółce?
Cholera, dopiero kwiecień. Pewnie i tym razem przyjdzie mi czekać do sierpnia, aż nad te jeziorko, do tej pobudowanej daczy pojadę. W przeciwieństwie do dzieciaków, ja tam wolę w kraju odpoczywać. Mało to się najeżdżę po świecie? Dzieciaki niech sobie jadą do Włoch, Hiszpanii czy do Grecji. Ich sprawa.
Żeby tylko mi się ten syn ustatkował. Mówię, że załatwię mu to mieszkanie, ale niech mi udowodni, że jest coś wart. Pogodziłem się już z tym, że odrzucił karierę polityka, choć to wielka szkoda, bo wyszczekany jest jak mało kto. Po ojcu to ma, więc nawet dobrze… dobrze się zapowiadał, ale teraz to niech w tej agencji się trzyma rękoma i nogami. Spiszesz się, mówię, pójdziesz wyżej, awansujesz, moja w tym głowa, a wtedy to mieszkanko ci załatwię, tyle że z byle kim się nie spotykaj, a broń cię Panie Boże z jakąś siksą z innej opcji. To byś mi zrobił niezłą reklamę.
Wejście pani sekretarki przerwało jego wewnętrzny monolog.
- Panie pośle - wyrzekła przyciszonym głosem - Zetowska do pana - położyła na biurku kartkę z imieniem i nazwiskiem.
Spojrzał na nią a potem na zegar. Dwadzieścia minut.
- Nie nasza, pani Krysiu. Pewnie w jakiejś osobistej sprawie.
- W osobistej i ważnej - odparła.
- A któż przychodzi do mnie w nieważnych sprawach, pani Krysiu? Jeśli osobista, Markowski niech ja załatwi.
- Rozumiem, panie pośle.
- A ja, pani Krysiu, chciałbym dzisiaj trochę wcześniej zerwać się do domu. W razie czego wie pani, co powiedzieć?
- Oczywiście, panie pośle. Interwencja albo ważne spotkanie.
- Tak, tak właśnie. A ja tymczasem ubiorę się i celowo przejdę przez sekretariat, ucałuję dłoń pani Zetowskiej… no wie pani… uprzejmości wymienię i sam wskażę mecenasa Markowskiego. To będzie poważniej wyglądać.
Po pięciu minutach pan poseł odjeżdżał spod poselskiego biura swoim własnym, grafitowym mercedesem. Odjeżdżał w bardzo ważnej sprawie.

[Avigliana we Włoszech, 25.09.2015]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz