CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

01 lutego 2016

DOROTEA

- I w pewnej chwili zrozumiałem, że nadszedł mój czas…
Musiała tu być stałym gościem, bo wystarczyło, że uniosła nad głowę lewą rękę, na której przegubie srebrzyła się matowo ciężka bransoletka, kelner niemal natychmiast pospieszył z tacą. Były na niej dwa stojące na grubej nóżce kieliszki wypełnione bezbarwnym alkoholem. Pomiędzy nimi stał talerzyk a na nim dwa „koreczki” z nanizanymi na patyczkach kawałkami sera, szynki i wędzonej ryby.
Tylko pozazdrościć zwinnych ruchów kelnera, który nie dość, że zgrabnie przemykał się pomiędzy stolikami, nie dość, że wypełnione wódką kieliszki zachowywały niewzruszoną pozycję na tacy, to jeszcze co i rusz odpowiadał gościom na pozdrowienia, a niektórym obiecywał, że już, już za chwilę do nich podejdzie.
- Za jakiś kwadrans to samo - poleciła z uśmiechem na twarzy, gdy kelner przestawił z tacy na stolik, przy którym siedziała z mężczyzną kieliszki wypełnione alkoholem i talerzyk z przekąską.
- Jak pani uważa, Doro - odparł kelner, usłużnie i elegancko, z gracją oddalił się od nich, dyskretnie poprawiając prawą dłonią przerzucony przez lewe przedramię szkliście biały, wyprasowany ręcznik, po czym również dyskretnie wysupłał z kieszeni marynarki notes, w którym zapisywał zamówienia i skierował się do stolika, gdzie go potrzebowano.
- A zatem ma pani na imię Dora - powiedział po degustacji wódki. Pochłonął ją jednym haustem, może niezbyt taktownie, lecz wszystko przez to, że potrzebował się napić. Następnie zsunął z wykałaczki zębami kawałek łososia i z przyjemnością rozkoszował się jego smakiem.
- Mam na imię Dorotea - roześmiała się kobieta, odkładając niedopity kieliszek - i właśnie z tego powodu każę na siebie mówić Dora.
- Ależ Dorotea to bardzo poetyckie imię - zapewnił - ale rozumiem powód, dla którego woli pani tę skróconą wersję.
- Być może Dorotea znacznie korzystniej przedstawiałaby się na plakacie filmowym, ale w tym miejscu, w tym mieście, lepiej niech mówią mi Dora - tłumaczyła.  - O ile dobrze pana zrozumiałam, od jakiegoś czasu przestał pan w siebie wierzyć.
- Niewątpliwie. Nigdy nie należałem do osób nadmiernie skupionych na własnym powodzeniu, a moja wiara w siebie wobec tego nie była szczególnie silna, toteż jej utrata nie sprawia mi wielkiego bólu, choć z drugiej strony trudno zaprzeczyć, że łatwo mi żyć ze świadomością utraty wiary.
- Próbuje pan sobie jakoś pomóc?
- Czy próbuję? - zastanowił się.
- No, powiedzmy, wypicie ilu takich kieliszków wódki zdołałoby przywrócić panu wiarę w siebie, w to, że ten czas, o którym pan mówi, jeszcze nie nastał?
- Myśli pani, że alkohol bywa pomocny w takich sytuacjach?
- Nie myślę, ale to wiem. Na pewien okres czasu może pomóc… to prawda, że nie wyleczy, ale złagodzić ból potrafi. Podobnie zresztą jak kobieta… o, widzi pan, kobieta również jest w stanie pomóc…
- Tak pani sądzi, Doro? Będę pani mówił Doro, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu… Nie tak dawno temu próbowałem opisać dwoje młodych ludzi idących obok siebie: ona wspierała się na jego ramieniu, mieli splecione dłonie… widzisz ten obraz, Doro? Jej głowa na jego ramieniu. Podążali we wspólnym rytmie stawianych kroków. On wyższy musiał skrócić długość kroku; ona - przeciwnie, nieznacznie krok swój wydłużała. 
- Pan jest z tych piszących? - przerwała mu.
- Jestem.
- Ciężko mi się z takimi rozmawia. Ale do czego pan zmierza?
- Widzisz, Doro, chciałem bardzo dokładnie i precyzyjnie opisać ten spacer i w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że tego nie potrafię, bo zapomniałem już, w jaki sposób obejmuje się kobietę podczas takiego spaceru, w jakim miejscu mężczyzna czuje opierającą się o niego głowę kobiety, czy mocno się wtedy do siebie przytulają, gdzie patrzą, co robią ze swoimi dłońmi, czy wysuwają jednocześnie do przodu lewe lub prawe nogi, czy robią to na przemian, czy z sobą rozmawiają, a jeśli tak, to o czym, czy miłośnie, fantazyjnie, o odczuciach, a może o problemach w pracy, albo o czymś zupełnie nieistotnym, bo w gruncie rzeczy są teraz z sobą i tylko to się liczy, że z sobą są. Czy chwycą się każdej okazji, aby się pocałować, nie zważając na fakt, że mogą być obserwowani, a może myślą o czymś więcej i nawet przyspieszą kroku, aby znaleźć się tam, gdzie już żadnych zbędnych rozmów nie będzie? A może sam spacer im wystarcza i w jego ramach nie zdecydują się na nic więcej? Doro, ja tego nie potrafię już opisać.
Zastanowiła się. Nie chciała płoszyć jego myśli zbędnym uśmiechem. Bardziej ją zirytował, niż rozśmieszył.
- Mówiłam, że z takimi jak pan, trudno mi się rozmawia. Przecież właśnie opisał pan ten spacer. Mnie się podobało, a pan… pan oczekuje czegoś więcej od siebie? 
- Oczywiście. Taki spacer to banał, a mnie chodzi o coś więcej. Nie wiem, czy to rozumiesz, Doro?
- Jasne, że rozumiem, Adamie, tak masz na imię, prawda? Chodzi ci o to, że nie chciałbyś, aby taki spacer skończył się prozaicznie w łóżku. Jej, jego, czy też w odnalezionym naprędce dyskretnym pokoju. Jesteś przeciwny takim znajomościom? Masz swoje zasady, tak?
Zawahał się. Spostrzegła ten wielki znak zapytania w jego oczach.
- Jesteś przeciwny takim znajomościom? - powtórzyła pytanie. 
- Ja opowiadałem o pisaniu. Mówiłem ci, że nie potrafię tego napisać.
- Pozwól, że nie uwierzę ci do końca. Trudno rozmawia się z tymi, co piszą. Za bardzo gmatwają rzeczywistość. Spróbuj napisać o tym w pierwszej osobie, ale zanim napiszesz, doświadcz tego. 
Kelner przyniósł to samo, a mieli jeszcze do zjedzenia zakąskę z pierwszej kolejki. Powolutku pochłonęli zawartość pierwszego talerzyka. W międzyczasie znów pojawił się kelner. Adam poprosił o rachunek i z miejsca zapłacił. Potem zdziwił się, dlaczego za te wódki z dodatkami zapłacił mniej, niż figurowało na karcie menu. Dora powiedziała, że zawsze ci, do których się przysiada, płaca mniej za rachunek. Tak ma dogadane z kelnerem. Wydawało mu się, że powinno być odwrotnie.
Praktycznie zakończyli rozmowę jeszcze przed wypiciem następnego kieliszka. Po nim wymienili z sobą kilka zdawkowych sformułowań, odnoszących się do wyglądu sali i przebywających w niej gości. Ta wymiana zdań nie była już rozmową.
W pewnym momencie Dora wstała.
- Ciężko mi się z tobą rozmawiało, ale nie żałuję - powiedziała. - Znajdziesz mnie w pokoju 104 na pierwszym piętrze. Trafisz na pewno.
Oddaliła się nie oglądając się za siebie. Szła dostatecznie wolno, aby mógł docenić subtelną dostojność jej ruchów, zwinność z jaką się poruszała, opuszczając salę restauracyjną. Będąc już po tamtej stronie oszklonych drzwi, spojrzała w jego stronę, po czym zniknęła.
Odczekał chwilę i zamówił jeszcze jedną wódkę, a kiedy kelner ja przyniósł, natychmiast zapłacił. Niemal przy nim wychylił kieliszek do dna.
- Pan już nasz opuszcza? - usłyszał głos kelnera, dochodzący gdzieś z boku.
- Wychodzę - odpowiedział i skierował się do drzwi.

[18.01.2016, Daganzo de Arriba, w Hiszpanii]

6 komentarzy:

  1. Kelner perfekcyjnie wykonuje swoją pracę. Jego ruchy zgodne z wyuczonym zawodem. Tak sobie pomyślałam, że między parą siedzącą przy stoliku zabrakło porozumienia i nawet gesty świadczą o braku empatii. Rożne oczekiwania wobec siebie i więzi zerwane. Rozmowa też się nie kleiła, szkoda. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami tak zdarza się między ludźmi... a przecież zarówno jednej jak i drugiemu o coś jednak chodziło, lecz rozmawiając z sobą, rozmawiali jakby do siebie..., pozdrawiam

      Usuń
  2. A jednak ciekawe, do których drzwi skierował się Adam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Może Adam wychylił dodatkowa wódkę, aby nabrać śmiałości przed nieznanym lub zrejterował w obawie przed ....

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzem Paniom odpowiem Stuligrosza chórem:
    Ba, żebym to ja wiedział, do których drzwi Adam się udał, to bym o tym koniecznie napisał.....:-) :-)

    OdpowiedzUsuń