CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

13 października 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (50) ALTZHEIMER TWÓRCZY. WIETNAMKI. WIELODZIETNA RODZINA.

 

1.

Taki przypadek. Miałem sen, podczas którego wyśniło mi się opowiadanie, a cała wyjątkowość tej historii polega w pierwszym rzędzie na tym, że ta moja opowieść napoczęta pod powiekami była dosyć szczegółowo opracowana – treść może nie za obszerna, ale zdanie ułożone po zdaniu i, co ciekawe, aż do samej puenty na końcu opowieści, to co tak lubię. I proszę sobie wyobrazić, że tuż po przebudzeniu pamiętałem wszystko detalicznie. Nawet pomyślałem sobie, że nie będę się ponownie kłaść, tylko od razu uruchamiam swego „szczeniaczka” i piszę. Ale poniechałem tego zamiaru i… już za dnia i teraz w noc głęboką, a mglistą nie pamiętam dosłownie nic. Nie pamiętam nie tylko samej treści, ale też z grubsza biorąc, o czym zamierzałem napisać.

To już drugi taki przypadek. Może dwa, trzy tygodnie temu obudziłem się około piątej nad ranem (czyli już nie spałem). I tak sobie leżąc, siedząc, pogryzając coś, co wypadło przypadkowo z lodówki, popijając herbatkę wymyślałem jakąś fabułę… nie żeby jak w poprzednim przypadku komponować w sobie całość opowieści w szczegółach, ale określić w miarę dokładnie, do czego ma zmierzać moje opowiadanie. No i musiałem podmęczyć się tymi myślami, powróciłem do łóżka, zasnąłem, a po przebudzeniu nie pamiętałem nic. Tak dla siebie nazwałem te stany „twórczym Alzheimerem”.

 

 

2.

Zanim w trzeciej części napiszę coś o czytaniu, a właściwie o moim subiektywnym odbiorze literatury, wtrącę tutaj cytatę z „Listów do Kwiecieńki” Hrabala (znów ten Hrabal), którą poprzedzę słowem wstępu. Zapewne ludzie interesujący się choćby w minimalnym wymiarze polityką wiedzą, że polskie, a także węgierskie władze, polski pis i konserwatywny katolicki kościół, tudzież partia zwana konfederacją nie przepadają za obcokrajowcami („nie będą nam tutaj w obcych językach mówić…”), a już absolutnie protestują przeciwko przyjmowaniu uchodźców, którzy nie dość że, jak powiedział pan wiceprezes rady ministrów, roznoszą choroby, to na dodatek mają ciemniejszy kolor skóry i wierzą w niesłusznego Boga.

To ja chciałbym dać odpór tym prawdziwym Polakom, prezentując poniżej jakże piękny stosunek autora „Postrzyżyn” do piękniejszej części narodu wietnamskiego goszczącego w Czechach. Zaprawdę, warto przeczytać…

„A teraz, droga Kwiecieńko, usłyszałem, że także dni tych moich Wietnamek są policzone, że wcześniej czy później będą musiały wracać do domu, że umowy wygasły, dni już z wolna, ale nieubłaganie uciekają i dziewuszki oraz wszyscy inni ze Wschodu polecą z powrotem, do kraju, a ja tu zostanę sierotą... A ja bym chciał, tak bardzo bym chciał, aby te młode kobiety zawsze z nami mieszkały, chciałbym nawet, aby nasze państwo, aby ta nasza aksamitna rewolucja uznała te nieśmiałe ślicznotki za naszych gości, że powinniśmy je traktować, jeśli tego zechcą, za swoich współobywateli... i nakupimy owoców i kwiatów, i pójdziemy w odwiedziny... ach, te niepowtarzalne paluszki, oczy, fryzury, niepowtarzalny chód, czystość i przyjemny sposób bycia, kiedy chodzą po Pradze bezszelestnie, jakby ich stawy biodrowe były naoliwione bezcennymi olejkami... A przecież to nie potrwa długo ― i ostatni samolot z nimi wzbije się pod niebo i zostanie po nich tylko wspomnienie, po każdej z tych nieśmiałych ślicznotek zostanie aura, która otaczała ich taneczne ciała, zostanie to, co tu pozostawiły, to astralne, ów fluid, to, o czym pisał Paul Eluard... kocham na twojej twarzy przyjście płonącej lampy w biały dzień... zostanie po nich to, co umiał namalować Paul Delvaux... te przestronne i opuszczone dworce, pełne sygnałów i świateł, gdzie jednak przechadzają się piękne nagie blondynki, uczesane i umalowane, i gotowe tylko i wyłącznie się kochać, ślicznotki, spacerujące po opuszczonych peronach i nad torami, dworce  pełne tryskającej żądzy i oczekiwania... gdzie są też mężczyźni, którzy jednak dyskutują i z grubymi okularami na nosach mówią sobie nawzajem naukowo o pięknie azjatyckich motyli...

Miałem rację???

3.

Upłynęło trochę wody w Wiśle, aż w końcu doszedłem do pewnego wniosku, że w moim przypadku, miłośniku czytania, pobierana oczami, sercem i umysłem literatura jaką czytam, można podzielić na trzy rozdziały:

1)   Literatura / książki / autorzy, których nie czytam z bardzo wielu względów, zbyt wielu, a skumuluję swój osąd, parafrazując  zdanie zaczerpnięte z którejś z trzech części historii o Kargulu i Pawlaku: - Aniu, ta literatura mi nie podchodzi.

2)  Książki i autorzy, których czytam, może nie zawsze z pełnym przekonaniem, może nie zawsze jestem entuzjastycznie nastawiony do zaproponowanego przez nich literackiego świata, ale z szacunkiem się o tych pisarzach, poetach i ich dziełach wypowiadam.

3)  Książki i autorzy, których uznaję za własnych, a znaczy to w pewnym uproszczeniu, że wyobrażam sobie, iż sam chciałbym i mógłbym, gdyby talentu, pracy i cierpliwości starczyło, mógłbym te książki napisać. Innymi słowy ta literatura i jej twórcy to moja rodzina, z którą mam ochotę spotykać się jak najczęściej. A zatem moimi kuzynami są: Hrabal, Kafka, Fuks, Stachura, Marquez, Żeromski, Iwaszkiewicz, Redliński, Hemingway, Dostojewski, Różewicz, Mickiewicz, Staff, Leśmian, Jesienin, Szymborska, Poświatowska i wielu, wielu innych, bo nie ma to jak wielodzietna rodzina.

A    A na koniec dwa obrazki Paula Delvaux, belgijskiego malarza XX wieku, którego dzieła Bohumil Hrabal skojarzył z nieśmiałymi ślicznotkami z Wietnamu... mnie się podobają.

    


    


    [13.10.2020, Toruń]

3 komentarze:

  1. Kawiarenko - mamy bardzo zbliżone zainteresowania literackie. Prawie tych samych pisarzy czytamy i cenimy.
    A dzisiaj uroczyście zapraszam Cię do siebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi... właśnie powróciłem z Twojej strony.

      Usuń
  2. Czasami, gdy patrzy się na świat za oknem lub raczej na sprawy ludzkie to człek cieszy się, ze zawsze może uciec w świat sztuki...

    OdpowiedzUsuń