CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 lipca 2023

PROFESOR TUTKA (8) PROFESOR TUTKA NIE JEST DZIECKIEM

 



Profesor Tutka nie jest dzieckiem


Sędzia opowiadał o swoim sześcioletnim wnuku. Jest to chłopczyk rozwinięty, inteligentny, zdolny, sam nauczył się już nieźle czytać, słowem — dziecko udane. Ale boi się ciemnego pokoju. Za nic tam nie pozostanie. Sędzia postanowił wytłumaczyć inteligentnemu wnukowi, że bać się nie ma czego: żadnych strachów nie ma. Po tym wykładzie chłopczyk uwierzył, że strachów nie ma. Inteligentny chłopczyk zgodził się pójść do ciemnego pokoju. Sędzia zamknął za nim drzwi. Po kilkunastu sekundach chłopczyk walił w drzwi zamknięte, krzycząc histerycznie: «nie chcę, nie chcę, otwieraj!»

Zaczął mówić Profesor Tutka:

Byłem wówczas człowiekiem młodym, jeszcze studentem. Wyjechałem do małej miejscowości kuracyjnej, gdzie otrzymałem sezonową pracę. Jechało się od stacji kolejowej końmi. Gdy przejeżdżałem przez niewielki most na rzeczce, konie nagle szarpnęły i zaczęły pędzić galopem. Woźnica powiedział mi, że w tym miejscu zawsze straszy.

Miejscowość kuracyjna, do której przyjeżdżało paręset ludzi, aby moczyć się w słonym błocie, nie obfitowała w rozrywki: jedyną atrakcją gości był spacer na «Zamkową Górę». Owa «Zamkowa Góra» nie była górą, tylko małym wzniesieniem, na którym pozostało parę kamieni jakiegoś istniejącego niegdyś zamku. Zdaje się, że ten zamek wybudowała wyobraźnia właściciela zakładu, który chciał gościom uprzyjemnić pobyt. Przyjemnością drugą był ów most, na którym straszy. Konie most ten przebiegały w pędzie szalonym. Jakoby niegdyś, jeszcze w wieku siedemnastym, z mostu skoczyła do rzeki para kochanków, którym nie pozwolono się pobrać. Skoczyła — i utonęła. Od tej pory, zwłaszcza w nocy — strach jechać po moście.

Patrząc z mostu na rzeczkę, pomyślałem raz, że trudno sobie wyobrazić, aby w tej wodzie po kolana mógł ktoś utonąć. Poza tym dowiedziałem się, że szosę wybudowano w wieku dziewiętnastym, a trakt dawniejszy biegł o parę kilometrów dalej. A więc i mostu, z którego skoczyli, by umrzeć, w tym miejscu nie było.

Zapoznałem się ze starym woźnicą, który woził gości na stację. Umiałem o tym i owym nieźle opowiedzieć, stary lubił posłuchać, dość, że przyjaźniliśmy się z sobą. Gdyśmy raz, jadąc w stronę kolei, cwałowali przez most, a potem zatrzymaliśmy się przed zajazdem i poszli na kieliszek, spytałem, co też to może być za przyczyna, że na moście straszy. Bo ludzie jak ludzie, można im niejedno wmówić, ale konie?...

Woźnica nie odpowiedział, jakby nie słyszał pytania. Ale po trzecim kieliszku, nie pamiętam zresztą, może to był i czwarty, obejrzał się, nachylił do mnie i mówił z cicha: «Proszę pana... ja panu powiem, tylko niech pan nikomu tego nie powtarza».

Obiecałem, że nie powtórzę, i do dnia dzisiejszego dotrzymałem słowa.

«To jest — mówił woźnica — taka nasza furmańska sztuczka. Trzeba znać konia. Koń ma

pamięć. Koń, chociaż czytać nie umie, zawsze stanie, gdzie napisane „na miejscu i na wynos”. Bo pamięta, że tam człowiek musi się zatrzymać. A z tym mostem, to robiło się tak: jak konie nowe, jeszcze mostu nie znające, to wtedy brało się lejce mocniej w garść i waliło konia wiele wlezie. I tak parę razy. Potem — już jak poczuły przed mostem, że się wzięło mocniej lejce, to już nie czekały na baty, tylko szły, jak by im kto ogony podpalał. Kiedy się przejechało most i stanęło koło zajazdu, pytało się gościa: „ale straszyło nas, co?”

Jeżeli gość był człowiek ludzki i pojętny, to zawsze zaprosił na wódkę».

A więc tajemnica została wyjaśniona. Ale co panowie powiecie? Gdyśmy wracali, noc już była późna, a konie przed mostem przysiadły na zadach., szarpnęły wózkiem i poszły jak szalone, przyznam się, że nie było mi bardzo przyjemnie. Wstydziłem się tego i zacząłem rozmowę z woźnicą od — «ha, ha», bowiem śmiechem człowiek nieraz maskuje swe uczucia. Jechaliśmy już truchcikiem, kiedy zapytałem:

«Ha, ha… powiedzcie mi, panie Wawrzyńcu, to, o co spytam, to może śmieszne, ha, ha, ale powiedzcie mi, kiedy tak sami w nocy jedziecie przez ten most, to was tak trochę...

nie straszy?»

«Ii... ha, ha,.ha... co ma straszyć?»

Po chwili dodał:

«Ale... jeżeli mam już tak panu szczerą prawdę powiedzieć, to tak na bok i za siebie wolę się nie oglądać».

- Panie sędzio. Nie wiem, czy byliśmy inteligentniejsi od pańskiego wnuka. Tego powiedzieć nie mogę. Ale na pewno — starsi. Mieliśmy poza tym dane historyczne, że to nie był most, z którego skoczyła para zakochanych. Znaliśmy różne «kulisy» sprawy; wiedzieliśmy, dlaczego konie na moście cwałują. Dodam jeszcze, że była to epoka poromantyczna, epoka pozytywizmu. Na podstawie wielu rozmów z woźnicą mogłem stwierdzić, że jest to człowiek należący do ludzi, jak to określają, «trzeźwych». Oczywiście o chwilach, kiedy był pijany, nie mówię. A więc pomimo dowodów niezbitych, że tam straszyć nie może, jadąc przez most nic chcieliśmy się na boki i za siebie oglądać.


[31.07.2023, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz