Szyja,
Wydmuch, Mizerki, Kasztanowa, Dobrzelska Wieś, Cytadela, Pałac, Jabłonkowa,
Babie Góry – kto wymyślił te nazwy? Nie wiadomo. W każdym bądź razie
posługiwali się nimi i starzy i młodzi. Każdy bez wyjątku mieszkaniec
fabrycznej osady tłumacząc przybyszowi miejsce zamieszkania któregoś z
obywateli miejscowości z dwóch stron, od wschodu i zachodu ograniczonej
parkami, wplatał w objaśnianie, jakiego się podjął, tę pradawną nazwę, nie
wiedzieć czemu wtopioną w rdzenną pamięć społeczności.
Dziwne to
przyjęły się zwyczaje, bo ani na Jabłonkowej nie rosły jabłonie, ani na
Wydmuchu wiatry nie smagały ostrzej, ani też na Mizerkach mizerota nie
mieszkała. Najbardziej dosłowną nazwę należałoby wiązać z Kasztanową, gdzie
rzeczywiście rumianą jesienią cała droga pokryta była brązowymi łebkami
kasztanów.
W czasach
wzmożonej aktywności lokalnego nazewnictwa, najwięcej tajemnic skrywały Babie
Góry. Owszem, drugi składnik nazwy wiązał się ściśle z pochyłymi, niskimi
wzniesieniami, które dzieciarnia przysposobiła sobie do uprawiania sportów
zimowych, lecz jak wyjaśnić pierwszy człon nazwy? Czemuż „Babie”?
Precyzyjnie
badając sprawę, należałoby to miejsce zimowej rekreacji nazwać „Niemieckimi”
lub „Rycerskimi” wzniesieniami.
Onegdaj,
podczas okropnej wojny, od skrytobójczej kuli lub topora W Babich Górach zginął
hitlerowski policmajster. Aby ukryć zwłoki przed światem nieznane ręce
wyposażone w kilofy i łopaty wdarły się w łagodny stok wzniesienia i uczyniły w
krajobrazie nie lada zmianę. Powstała gliniasta półka, doskonale uklepana,
która powodowała, że saneczkarze, zjeżdżając zimą ze stoku, wylatywali w
powietrze wykonując niebezpieczny skok aż do podnóża górki, gdzie czekała na
nich zawsze gruba łacha śniegu, przez którą należało się przecisnąć.
Czy nie
szukano ciała tragicznie zmarłego okupanta? A jakże, szukano, lecz poza
zardzewiałą, zbutwiałą manierką, niczego nie znaleziono.
Odezwały
się wtedy niepoważnie uczone głosy, że stracony policjant zapadł się pod ziemię
i swym zwalistym cielskiem naruszył podziemną żyłę wody. Tłumaczono to
nadprzyrodzone twierdzenie faktem, iż po drugiej stronie wzniesienia wytrysło
źródło najczystszej wody, jaką znał świat daleki i najbliższe okolice.
Opowiadano
również i takie bajki, że Babie Góry skrywają tajemnicę nieszczęśliwego
rycerza, który, nieprzytomnie zakochany, zginął bez wieści na zboczach góry, a
po tygodniach ciężkiej zimy napotkany przez wieśniaków jego zezwłok, przez nich
to obłupiony i z odzienia rycerskiego odarty, zakopany został, co
chrześcijańskiemu trupowi należało się, jak koniowi obrok. Rycerz, tak zadurzon
w damie swego serca i po śmierci ronił wiadra łez, z których podziemne źródło gromadziło
swe zapasy.
Ilekroć w
dzieciństwie błogim Adam przemierzał Kasztanową, przylegającą do okrytych
tajemnicą Babich Gór, kierując się do wioski po świeże jaja, przystawał przy
bijącym u podnóża stoku źródełku i czerpał zeń krystaliczną krynicę złożonymi w
czerep dłońmi. Rozmyślał czasami, czy ta przejrzystość i smak wypijanej wody ma
swój początek w naruszeniu żyły wodnej przez korpulentną substancję zakłutego
na śmierć nieszczęśnika, czy też wypija łzy zakochanego rycerza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz