A więc to
tak wygląda. Chłodne, by nie powiedzieć, zimne policzki i czoło, zmęczone oczy,
kłujący smutek, coraz trudniejszy oddech; płuca jak zużyte dziurawe miechy
unoszą klatkę piersiową, serce ciężkie, nadmiernie szybkie.
- Nic mnie nie boli – słyszy – tylko nie mogę złapać tchu.
- Nic mnie nie boli – słyszy – tylko nie mogę złapać tchu.
Parne
powietrze wnika przez uchylone dźwierze balkonu. Przedtem wstręt do jedzenia,
torsje po każdym miniaturowym posiłku. Niknie w oczach.
Karetka
jeszcze zdążyła. Tlen, kroplówka, EKG. Być może w innej kolejności.
Szpital.
Stan bardzo ciężki. Potem usłyszy, że żyła na słowo honoru.
Piękny,
czysty oddział. Wszystko lśni. Prędki wywiad i wymuszona zgoda na zabieg
ratujący życie. Dziesięć procent serca. Oczekiwanie za drzwiami przerwane nagle
biegiem dwojga ludzi przez szyję korytarza. Potem okaże się, że na komputerowym
obrazie operacji utrwaliły się
reanimacyjne dłonie.
- Przykro
mi, ale nastąpił zgon – usłyszał – O osiemnastej czterdzieści.
Płacz dwu
kobiet i zaciśnięte usta dwóch mężczyzn.
Przeczucie,
niestety, nie zawiodło. Jeden ma sny prorocze, inny przeczucie.
Ten w
lustrze po tamtej stronie ma twarz taką niewyraźną. Jest w niej zniechęcenie.
- Byłeś
złym synem – Adam mówi do niego i jak w kalejdoskopie przedostają się przez
wyobraźnię te wszystkie obrazy, które potwierdzają te proste stwierdzenie. –
Przypomnij sobie. Nawet teraz, kiedy cię potrzebowała, nie potrafiłeś zapobiec
temu, co się stało.
Teraz
jedyna nadzieja w tym, że po tamtej stronie nie ma śmierci. Ostatni raz ją
dotyka i dziwi się, że jej dłonie i policzki są ciepłe. Nieostygłe ciało
poddaje się mimowolnym pieszczotom opuszków palców.
- Tam
będzie ci lepiej – cedzi słowa cichutko, bezgłośnie – jak niewielka jest
odległość pomiędzy życiem a śmiercią – myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz