Rozsypało
się. Jabłka podążyły śladem grawitacji, potoczyły się po asfalcie. Samochód
zahamował, lecz kierowca nie zdołał go zatrzymać w miejscu. Na jednym z kół
pojawiła się mokra miazga miąższu. Adam spostrzegł teraz głowę mężczyzny
wychylającą się przez otwarte okno auta. Najwidoczniej kierowca ujadał teraz na
żebraka, nie wiedząc, że Adam, którego słuch i tak pozostawiał wiele do
życzenia, to w dodatku małżowinę uszną wypełnioną miał zatyczką z waty. Ot,
urok zapalenia ucha środkowego. W końcu jednak odjechał z piskiem opon,
pozwalając, aby mężczyzna pozbierał jabłka z ulicy. Po napełnieniu torby, Adam
skierował się w stronę miejskiego parku, a sprytny pies, niewiele myśląc,
pobiegł za nim.
Adam
dziwił się, dlaczego pies jest tak łasy na jabłka, dodajmy – krojone jabłka.
Zajmując miejsce pod jakimś rozrosłym krzakiem jaśminu, mężczyzna wyjął z
wewnętrznej kieszeni marynarki scyzoryk i przekroił jedno jabłko na pół.
Połówkę przeznaczona dla psa, przekroił na cztery części i ułożył je na trawie
obok zrobionego sobie ze starego pledu posłania. Pies położył się na brzuchu i
w tej, wydawałoby się, niewygodnej pozycji, konsumował swoja porcję witamin,
powoli gruchocząc owoc starymi zębami.
Zbliżało
się popołudnie, pora, w której w ciepłe i pogodne dni Adam ucinał sobie
drzemkę. Regenerując w ten sposób siły, zostawiał je sobie na noc, kiedy
łatwiej było zdobywać sobie coś do jedzenia, zwłaszcza w okolicach dworca
kolejowego. Pies przywykł do wspólnej ze swym przybranym panem sjesty. Obaj
wcisnęli się między krzaki, gdzie mężczyzna rozłożył posłanie. Zasnęli
przytuleni do siebie plecami, przypominając stare dobre małżeństwo nieskore do
łóżkowych uciech. Wiatr dobrotliwie muskał ich odkryte przed światem ciała. Ich
oddech łagodniał, a bicie serc zwalniało tempo uderzeń. Po kilku minutach z
pewnej odległości słychać było przytłumione chrapania obu boskich stworzeń.
Zbudził
ich donośny głos mężczyzny w mundurze strażnika miejskiego. Adam usłyszał
najpierw, że park nie jest miejscem do spania. Chrypliwy dyszkant stanowczo
poprosił o powstanie. Pies, który wydawał się bardziej rześki po przebudzeniu
od swojego przyjaciela zaczął nerwowo warczeć, wycofując się przed strażnikiem.
- No, wstawaj pan –
odezwał się mundurowy do leżącego, kiedy nie poskutkował ton proszący.
- To ten? – zwrócił się
teraz do starszej kobiety, która pojawiła się zza krępej sylwetki strażnika.
- Tak, proszę pana. On
właśnie podszedł do wnuczka i wyrwał mu z rąk torbę z jabłkami.
Adam
przysiadł na trawie i przy jego lewym ramieniu pojawił się pies. Adam uniósł
rękę i pies wsunął pod pachę swój czarny, siwiejący pysk. Zaskomlał.
- I mówi
pani, że zaczął uciekać?
- O tak,
szedł bardzo szybko i wtedy zaczęłam krzyczeć.
-
Obywatelu, ta kobieta oskarża was o kradzież jabłek. Co pan na to?
Adam
wstał i unosząc powoli głowę spojrzał w oczy kobiecie.
- Nie
macie nic do powiedzenia?
Adam
odwrócił się tyłem do kobiety, pochylił i chwycił w dłonie całe swoje
zawiniątko, pozostawiając na trawie torbę z jabłkami.
- Żeby to
mi było ostatni raz – rzucił strażnik miejski za oddalającym się mężczyzną.
Kiedy
kobieta zaczęła odczuwać połowiczną satysfakcję z załatwionej przez strażnika
sprawy, zza jej postaci o silnej posturze pojawił się wnuczek.
- Babciu,
ale to ja s a m dałem temu panu jabłka – powiedział.
- Tylko mi
tu nie kłam – odparła kobieta, podnosząc z trawy torbę, w której pozostały
jabłka dla ich dwojga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz