Doliczyłem się sporo ponad 2800 wpisów w kawiarence, a zważywszy, że przed laty około setki, no, może mniej usunąłem dobijam już do 3 tysięcy tekstów, aliści nie są one li tylko moimi produkcjami. Wiele, zwłaszcza ostatnimi czasy cytuję: wiersze, fragmenty, a nawet całe utwory, wychodząc z założenia, że w kawiarence publikuję to, co lubię i robię to zarówno dla siebie, jak i też decydując się na popularyzację tego, com ukochał, a zatem czynię to z pobudek informacyjnych, edukacyjnych, absolutnie niekomercyjnych, albowiem kawiarenka nie zawiera reklam, a nawet staram się unikać natarczywej promocji tego, com opublikował. Rzecz jasna, że nie wszystko może się gościom kawiarenki podobać i wręcz byłoby to niedobrze, gdyby podobała się cała opera omnia pozostawiona w tym miejscu. Wiem to doskonale po sobie, że nie do wszystkich blogów trafia moje oko, choć te, które podglądam uważam z różnych powodów za dobre, wręcz znakomite.
Ten przydługi wstęp pisany jest przeze mnie celowo, albowiem zamierzam wprowadzić nowy, podzielony na części tekst nie mojego autorstwa. Zanim rzeknę o co chodzi, posłużę się takim oto kontekstem…
Rzecz dotyczyć będzie początków mojego czytania. Otóż prawdopodobnie miałem dwie nauczycielki czytania: babcię, która podsuwała mi do przeczytania książeczki i gazety oraz mamę, która przed zaśnięciem czytała po cichu sobie jakieś książki. Czytała niby dla siebie, ale obok leżałem ja i ze starannością dukałem słowo po słowie (musiałem zatem już umieć czytać, chociaż czytałem wolniej niż moja mama). Wyglądało to troche zabawnie, gdyż mama zorientowawszy się, że czytam razem z nią, gdy kończyła swoja stronę, nie przewracała kartki lecz cierpliwie czekała, aż ja skończę. Zdaje się, że potwierdzałem skinięciem głowy, że skończyłem, no i wtedy przeskakiwaliśmy na strone następną. Ciekawe było również to, że mama do tego wieczornego czytania wybierała książki z większą czcionką – rozumiałem, że robiła to dla mnie. Miałem wtedy może pięć lat, więc moja pamięć ma prawo być zawodną, ale przypomniałem sobie, że jedną z pierwszych książek czytanych wtedy wraz z mamą była jakaś proza Władysława Orkana. Kilkadziesiąt lat wcześniej wiedziałem, jaka to była książka, poznałem ja właśnie po dużej czcionce, ale ta powieść, zdaje się, zaginęła w czasie przeprowadzki z domu rodzinnego do miasta.
Zmierzam już do celu… Otóż chciałbym potraktować ten tekst, jaki za chwilę wprowadzę, jako taką właśnie dawną, cowieczorną opowieść przeznaczoną dzisiaj dla siebie (matka) i dla tych wszystkich, którzy chcieliby ją podejrzeć, tak jak podówczas czyniłem.
Wybrałem tekst wysoce edukacyjny, nieco humorystyczny, pisany świetnym staropolskim językiem. Ów tekst to „Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III” księdza Jędrzeja Kitowicza. Zaczynam go od rozdziału drugiego w wydaniu z roku 1840, pozostawiając oczywiście pisownię dziewiętnastowieczną jako oryginalną
JĘDRZEJ KITOWICZ - OPIS OBYCZAJÓW I ZWYCZAJÓW ZA PANOWANIA AUGUSTA III
ROZDZIAŁ II - WYCHOWANIE
Sposób przychodzenia na świat ludziom jeden jest i będzie od początku aż do skończenia tego świata, każdemu wiadomy, z bestyami pospolity. Ale usługa i obrządzanie dziatek narodzonych, tudzież dalsze ich wychowanie, nie zawsze było jednakowe. Pod panowaniem Augusta III. niewiasty podeszłe służyły matkom rodzącym. Zaraz po odłączeniu dziecięcia od żywota macierzyńskiego, kładły je w kąpiel ciepłą z wody i różnych ziółek przygotowaną, w któréj obmyte dziecię obwijały w pieluszki i tę kąpiel do kilku dni z początku, raz lub dwa co dzień, a potém coraz mniéj razy powtarzały; to kąpanie dziecięcia było obowiązkiem baby odbierającéj, potém należało do matki, albo mamki lub piastunki. Zaraz od urodzenia dziecię kładziono do kolebki, wiele razy chciano aby spało, kołysano je, a w dzień je kołysząc śpiewano mu, aby prędzéj usnęło. Tak nauczone dziecię inaczéj nieusypiało, chyba długim płaczem zmordowane, gdy go niemiał kto kołysać; jak się to trafiało dzieciom prostéj kondycyi, lub ubogich rodziców, gdy matka podkarmiwszy je piersią, sama pracą zatrudniona, lada gdzie dziecko porzuciła, czasem na polu w brózdzie przy żniwie, zasłoniwszy je snopkiem od słońca.
W Polszcze zażywano kolebek stojących na ziemi na biegunach, na Rusi i w Litwie wiszących na sznurach. Takie kolebki są wygodniejsze, bo nieczynią żadnego chrobotu, jak te, co na biegunach i rozbujane dobrze, długo się same kołyszą, tak ze kołysząca może się cokolwiek przespać nim kolebka stanie; ale téż za to stłuczenie dziecięcia cięższe, gdy przypadkiem z kolebki rozbujanéj wypadło. Lekarstw wewnętrznych żadnych nie dawano dzieciom przy piersiach będącym, prócz jednych ulepków akkomodowanych do ich choroby, a na zatwardzenie żołądka, kładziono im w otwór tylny czopek z mydła. Gdy zaś wypierały im pachy i łona, zasypowano te miejsca alabastrem skrobanym. Gdy dzieci uczono jeść, karmiono je najprzód papką z chleba, cukru, masła i piwa zrobioną, albo z mąki, lub téż kaszką drobną tatarczaną, daléj zaś wyższego stanu i majętniejszych rodziców dzieciom dawano rosołki z kurcząt, kaszę z mlekiem lub inne jakie lekkie potrawki. Gdy dzieci uczono jeść, najprzód przed podaniem pokarmu układano ich rączki w znak Krzyża Śgo na czole, piersiach i ramionach, a gdy dziecko poczęło wymawiać słowa, natychmiast uczono je pacierza, niepozwalając im żadnego pokosztowania pokarmu, póki się przynajmniéj nieprzeżegnały, a starsze póki choć jakiéj części pacierza nie nauczyły się na pamięć.
Ubogie matki i proste chłopianki dzieciom pchały toż samo w gębę, co same jadły: Groch, kapustę, kluski, przeżuwając wprzód w swojéj gębie i studząc dmuchaniem. Niektóre matki jaki trunek piły, naprzykład gorzałkę, takiego i dziecięciu kosztować podawały, mając to uprzedzenie, że gdy tego trunku kosztować będzie z dzieciństwa; potém gdy dorośnie, brzydzić się nim będzie; ale to wielka nieprawda, wyrastali z takich dzieci główni pijacy i pijaczki.
[04.11.2022, Toruń]
Znam ten tekst bo mam te ksiązkę....ale bardzo dobrze że cytujesz.
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie wiadomo czy śmiać się czy płakać
Proponuję podejście "z humorem". Z drugiej strony ta książka to kopalnia wiedzy na temat obyczajów za panowania Sasów, co oczywiście nie oznacza, że każde z nich należy rozpatrywać jako pozytywne.
UsuńA ja nie mam i nie znam, wiec tym chętniej poczytam u Ciebie:-)
OdpowiedzUsuńjotka
Jest świetna inscenizacja tych "obyczajów" - teatr TV, chociaż bardzo uwspółcześniona. Ja byłem na tym "obyczajach" onegdaj w krakowskim teatrze STU.
Usuń