Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 stycznia 2025

ODKURZONE - O STAREJ KOBIECIE. O UPADŁYM DRZEWIE

[z roku 2013.] 

* * *

kobieta człapie

nogę za nogą przesuwa boleśnie

pochylona garbem życia

sunie powoli majestatycznie

na ustach zamiast pomadki modlitwa

każdy krok znaczy prośbą do boga

o więcej troski

nad rozlanym mlekiem ludzkich spraw



Onegdaj, kiedy przeszłość moja nie zapowiadała przyszłości, tego kim jestem i kim się stanę (proszę z dystansem odnieść się do słowa „kim”), przed domem moim rodzinnym, kamienicą solidną wciśniętą pomiędzy ogrody a płot fabryczny, a za nim kolejowe tory, fabrykę cukru i magazyny, przed owym domem rósł jesion prastary, oparty pniem o drewniany, przylegający do budynku ganek. Korzenie drzewa wdarły się zapewne głęboko pod fundament; jego pień, chcąc ominąć zewnętrzną, zachodnią krawędź ganku, z konieczności złamał pion, aby wychynąć poza dach i móc dalej bez przeszkód piąć się w górę. A jaki cień uroczy dawał ów jesion, tego nie sposób nie docenić. nie sposób tez nie docenić tego, że wskutek pochyłości pnia, młodzież mogła bez trudu doznawać rozkoszy pokonywania wysokości drzewa i, tym samym, poszerzenia perspektywy spoglądania w kierunku południowo-wschodnim.

Razu pewnego nadciągnęła burza ze srogim wichrem i bezczelnym opadem gradu. Dzień w okamgnieniu stał się nocą; jesionem licho zakręciło, ścisnęło i targnęło nieludzką siłą. Kto wówczas ogarnąłby wzrokiem tę wściekłość natury, wiedziałby, że dni jesionu są policzone, ba, nie dni, nie godziny i nie minuty nawet. W jednej chwili lub jednej chwili ułamku silnie związane z kamienicą drzewo wydało ostatni dech, okrutnie rozdzielając na pół swoją, wydawałoby się, niezniszczalną konsystencję.

Padający jesion ranił dach, ściany i ławki ganku. Bezwładne pazury konarów zadrapały otynkowaną płaszczyznę budynku. Umarłe drzewo zatarasowało wejście do kamienicy, które, po przejściu nawałnicy, mieszkańcy nie bez trudu, przywrócili do używalności.

Koniec żywota drzewa był początkiem sklecenia z kilkudziesięciu zdań opowieści. Prawdopodobnie odczuwałem smutek z powodu rozstania się z jesionem, skoro już dnia następnego wziąłem do ręki ołówek co było moim zwyczajem), aby przynajmniej dla mnie, drzewo zmartwychwstało.

Wymyśliłem więc historię taką:

dom na skraju wsi, przed nim, jak w „rzeczywistości mojej” rosnące drzewo. W domu samotny starzec, na podwórzu pies najwierniejszy biega, niespokojny, przeczuwający nadciągającą nawałnicę. Starzec spostrzega wreszcie ten nagły pomrok, jaki wdziera się od zachodu wraz z brunatną, koszmarnie niską a nażartą wilgocią chmurą. Woła do siebie psa, zaprasza do sieni. Drzwi wejściowe zamyka na klucz, a sam podąża do sypialni, gdzie, choć niepraktykujący katolik, modli się do świętego obrazka.

Za późno. Złowieszcza trąba powietrzna nadeszła prędzej, niż się tego spodziewał. Zapada ciemność, potem słychać potężny grom, a niebo stanęło w ogniu błyskawicy. Rozlała się powódź, wciąż mrok i czuć swąd palonego drzewa. Później cisza, niemy spokój i nieśmiałe światło dnia rozprasza ciemność.

Starzec przedostaje się do sieni – zburzona. Kloc drzewa ugodził front budynku, wdarł się do jego wnętrza, czyniąc spustoszenie odseparowanymi od korpusu pnia gałęziami. Jedna z nich, konar ciężki, solidny, nieprzytomnie zmoczony ugodził w czaszkę jego wiernego przyjaciela.

Mężczyzna, który przeżył w swoim życiu wiele, dwie wojny, oflag, powojenną poniewierkę, utratę najbliższych dodaje do swoich nieszczęść śmierć psa. Okrutny paradoks tej sytuacji wynika stąd, że ulitował się nad losem puszczonego samopas zwierzęcia i przygarnął do swego domu, ulitował się, a los i tak wziął swoje. „Gdybym go nie zawołał, gdybym nie zaprosił go do siebie, może by przetrwał” – myśli stary człowiek, który nigdy wcześniej nie płakał.

Ta opowieść zrodzona w bólach nad unicestwionym jesionem, przetworzona, sfabularyzowana, ujęta w formę fikcją rządzącego się opowiadania, nie przetrwała. Zaginęła bezpowrotnie, dzieląc los niepotrzebnych nikomu papierzysk. Pozostała jedynie w mojej ulotnej, niedoskonałej pamięci jako szkic, pewna myśl niedokończona lub do końca nie rozpoznana.

Można wprawdzie podążyć jej szlakiem i spróbować zapisać ją od nowa, lecz chyba to się nie uda, a i pewności nie ma, czy warto.



[04.01.2025, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz