Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

12 stycznia 2025

TAK WŁAŚNIE (6)

 

6.

Odwiedziłem go, kiedy sprawa pani Żarnickiej i jej dzieci dobiegła do pomyślnego końca. Przez ostatni rok pracowałem na budowie nowego przedsiębiorstwa przetwórczego warzyw i owoców na południu kraju, więc trochę stęskniłem się za naszym miasteczkiem. Adam niewiele pisał, jeszcze mniej dzwonił, więc postanowiłem wpaść do niego w pierwszym możliwym terminie, a było to już po Wielkanocy i podczas realizacji projektu, w który mój przyjaciel się zaangażował. Przyniosłem z sobą jarzębiak; nie wypadało przychodzić bez niczego, choć obaj nie przepadaliśmy za wódką, no, chyba gdy nadarzyła się jakaś okazja. Podobno tak mówią alkoholicy, którzy zawsze znajdą sobie jakiś powód, aby się napić, ale dajmy spokój, alkoholikami nie jesteśmy.

Oczywiście początkowo rozmowa zeszła się na temat tej śmierci Kornackiego oraz tego, co postanowił Adam wedle tego domu, zwłaszcza wedle tego domu. Ponieważ jestem architektem, to moje uwagi okazały się cenne, tak uważam, dla Adama, a mianowicie, kiedy zasugerowałem wybudowanie patio od południowej strony budynku oraz, co spotkało się z kolei z pozytywnym przyjęciem ze strony pani Weroniki, aby założyć po południowej i częściowo zachodniej stronie ogród z prawdziwego zdarzenia. Muszę też powiedzieć, że zdecydowanie spodobało mi się to wyremontowane mieszkanie pani Żarnickiej.

- I powiedzieć, że nie miałeś nic wspólnego z remontami, murarką i robotami wykończającymi – powiedziałem, obserwując, jak moje słowa pogrążają Karskiego w odczuwaniu dumy.

Spędzaliśmy miło czas w pokoju Adama, niewielkim wprawdzie, ale wyposażonym w porządny stół, przy którym można i dobrze zjeść, i rozgościć się, i coś ciekawego napisać, bo jak mi się zwierzył Adam, coraz częściej pisze i lada dzień ma wyjść jego druga powieść. Zarzeka się wprawdzie, że to ostatnia jego taka próba, ale jakoś mu nie wierzę. Pani Weronika początkowo przyłączyła się do nas, ba, wypiła nawet kieliszeczek jarzębiaku, ale potem zaangażowała dzieci pani Żarnickiej w przygotowanie i pieczenie kruchych ciasteczek. No właśnie, pani Żarnicka… koniecznie przykazałem ją sprowadzić, jak tylko przyszła z pracy… chciałem ją przecież poznać.

I faktycznie przyszła – szatynka o piwnych oczach, średniego wzrostu i piersiach przekraczających średnią krajową, zgrabna i, co później zwróciło moją uwagę podczas rozmowy z Adamem, bardzo pogodnego usposobienia. Adam opowiadał mi, że nie przypominała dawnej Eweliny, zastraszonej, bojącej się o przyszłość swych dzieci, Jacka i Kariny, i nawet pozew o rozwód nie zakłócał jej pozytywnego nastawienia do życia. Miała lat dwadzieścia osiem i nie zgubiła urody pomimo wcześniejszej fatalnej sytuacji rodzinnej, a dochodziło przecież do przemocy fizycznej. Ewelina Żarnicka była żywym przykładem kobiety po przejściach, która jest w stanie się odnaleźć, jeśli tylko stworzy się jej znośne warunki do życia.

Ewelina Żarnicka zeszła więc na dół, dołączyła do nas, rozmawiających o sprawach ciągnących się jeszcze w liceum, kiedy to solennie składaliśmy zapewnienia, że po studiach, a nawet jeśli ich nie podejmiemy, podejmiemy pracę w tym naszym Żylinie, nie bacząc na to, w jaką stronę pójdzie świat i czy w ogóle nasze miasteczko przetrwa złe koleje losu. Ja zacząłem pracować po studiach w miejscowej firmie budowlanej, lecz przed rokiem wysłano mnie na inną budowę, tak zadecydował szef.

Wręcz zauroczyłem się w pani Ewelinie w pełnym słowa tego znaczeniu, tak jakoś wpadła mi w oko; jej sposób poruszania się, uśmiech, coś szczególnie interesującego w jej pięknych oczach, ale wiedziałem, że póki co muszę zachowywać dystans, zwłaszcza że mogłem podejrzewać, że Adam ma względem pani Eweliny poważne zamiary, a nie ścierpiałbym, gdybym miał odbijać przyjacielowi kobietę. Natomiast podczas rozmowy wybadałem, że największym sukcesem kobiety, oprócz tego, że jej życie wydatnie się polepszyło w ostatnim miesiącu, był fakt, iż liczy na to, że dostanie szybki rozwód. Pomyślałem sobie: „ty nie myśl za wiele, staraj się o nią, bo to niezła dla ciebie partia, a że ma dwoje dzieci? Cóż, to nie jest problem tak wielki, jak mogłoby się wydawać”. Później w zdawkowej rozmowie z Adamem podczas nieobecności przy niej pani Eweliny, otrzymałem zapewnienie, że mój przyjaciel zostawia mi wolną rękę, gdy chodzi o panią Żarnicką. Widział, tak mówił, moje spojrzenie skierowane w jej stronę, a potem dodał:

- Wiesz, nie angażowałem się, nie wysyłałem sygnałów, gdyż nie chciałem, aby pomyślała, że za tę pomoc, którą jej zaoferowałem, powinna być mi wdzięczna do tego stopnia, aby nasze wzajemne stosunki mogły nabrać erotycznego kontekstu.

Tymczasem rozmawialiśmy na rozmaite tematy, nie wyłączając mojego zapytania gdzie pani Ewelina pracuje i deklaracji, że odtąd wszystkie zakupy spożywcze będę robić w jej sklepie. Wiem, że kierowała mną małostkowość, ale faktycznie zaczynałem myśleć o pani Żarnickiej coraz bardziej poważnie. W pewnej chwili wpadłem na dosyć śmiały, lecz mało oryginalny pomysł, aby zaprosić kobietę na spacer. Ta, nie od razu przystała na moją propozycję, spoglądała na Adama, tak jakby szukając u niego pozwolenia i dopiero wtedy, gdy mój przyjaciel powiedział:

- To niezły pomysł. Ja w tym czasie zajrzę do kuchni, jak się pieką kruche ciasteczka.

Wyszliśmy więc. Ewelina założyła na siebie malinowy sweterek; mnie było ciepło, więc zostałem w mocnej i grubej bawełnianej koszuli. Przeszliśmy spory kawałek miasta aż do rynku, a nasza rozmowa oscylowała wokół przeszłych tematów związanych z tym miastem oraz szkołą. Choć zwykle jestem otwarty i działam niejednokrotnie spontanicznie, to jednak nie zdecydowała się przytulić Eweliny, co wcale nie oznacza, że tego nie pragnąłem. Wróciliśmy więc do domu, lecz przed wejściem spojrzałem na oświetlony uliczną lampą fronton domu Adama. Przemyślałem coś i natychmiast po znalezieniu się w tym stołowym pokoju wypaliłem znienacka:

- Adamie, zaprojektuję dwie mansardy ponad pierwszym piętrem. Zobaczysz, jak zmieni się charakter tego miejsca.

Pani Ewelina była nieco zaskoczona moim „występem”, bo wyglądało na to, że wychodząc na spacer, to mansardy były tematem naszych rozmów, a było zupełnie inaczej – miewam takie nagłe zafiksowania, zwykle związane architekturą, czy ściślej z planami dotyczącymi tego, co by tu zmienić, zabudować, unowocześnić, aby powstały w mgnieniu oka projekt przełożył się na konkretne treści.

- Zanim tu coś pobudujesz, częstuj się ciasteczkami… i pani również… to praca pani dzieci.


[12.01.2025, Toruń]

2 komentarze:

  1. Opowiadanie ciekawe, ale przydałaby się uważniejsza korekta tekstu. Wyłapałam owe niedociągnięcia: "kiedy to solennie składaliśmy zapewnienia, że po studiach, a nawet jeśli ich nie podejmiemy, podejmiemy pracę w tym naszym Żylinie"(powtórzenie w jednym zdaniu słowa PODEJMIEMY. Z tym przytulaniem też nie wyszło "to jednak nie zdecydowała się przytulić Eweliny, co wcale nie oznacza, że tego nie pragnąłem".(powinno być: nie zdecydowałem się) W zdaniu "Wróciliśmy więc do domu, lecz przed wejściem spojrzałem na oświetlony uliczną lampą fronton domu Adama", można opuścić jeden raz wyraz dom i mogłoby ono brzmieć: Wróciliśmy, lecz przed wejściem spojrzałem na oświetlony uliczną lampą fronton domu Adama" lub wyrażenie "fronton domu Adama" zastąpić innym sformułowaniem. Bardzo Cię lubię, podziwiam oczytanie i rozległą wiedzę. Dlatego pozwoliłam sobie na te uwagi, mam nadzieję, że nie weźmiesz mi tego za złe. Iwona Zmyslona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. zdecydowanie błąd stylistyczny - zamiast pierwszego "podejmiemy" wybrałbym "skończymy", zwłaszcza że samo podjęcie studiów nie jest czymś niezwykłym;
      2. absolutnie powinienem było napisać tak jak sugerujesz - "zdecydowałem się". Sam nie wiem, skąd ta zmiana płci i osoby.
      3. Z tym pierwszym "domem" jest w istocie kłopot. Myślę, że szczęśliwszym byłoby napisanie: "Wróciliśmy więc do pokoju, gdzie odbywaliśmy rozmowy, lecz zanim to nastąpiło, spojrzałem odruchowo na oświetlony uliczną lampą fronton domu Adama" [...]
      Absolutnie się nie gniewam, a wręcz przeciwnie, dziękuję za zwrócone mi uwagi. Na usprawiedliwienie mam to, że kończyłem tekst późną nocą nie miałem już sił na korektę. W wolnym czasie poprawię ten tekst. Serdecznie pozdrawiam

      Usuń