ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 stycznia 2012

Dwie panie


Ruch wielki od rana.
A bo to chłopcy i dziewczęta z teatralnego kółka przybieżeli z dekoracjami i pani profesor z nimi, żeby rozwinąć, popatrzeć, dopasować. Strażnik z Edwardem pierwsi przymiarki oglądali. Potem Milska weszła i tak we dwie usiadły przy herbatce z cytryną, bo nauczycielka dla towarzystwa również z cytryną poprosiła.
- Pewnie nie chcecie mieć drugiej lekcji … dopiero na trzecią, tak? – rzuciła w stronę młodych ludzi.
A jakże mieli nie przystać na te propozycję. Rozsiedli się po sali.
- Tylko mi, wiecie co …
- Wiemy, soreczko – jeden przez drugiego zapiszczeli.
Na co kto miał ochotę, zamawiał, a najwięcej kawy. I Maria się przysiadła, bo to najstarszych jeszcze ze szkoły pamiętała.
A starszym paniom na wspominki się zebrało. Nauczycielka, rozmowniejsza zwykle, tym razem ustąpiła Milskiej. Ta o tych dawniejszych styczniach sylwestrowych, balach i wycieczkach a zakochaniach młodzieńczych i później mężu (świeć Panie nad jego duszą) przystojnym, towarzyskim i takim uroczym, szarmanckim mówiła z uśmiechem na twarzy. Nauczycielka początkowo słuchała, słuchała, gotowa wtrącić parę groszy swoich, lecz w język się gryzła, bo Milska szczęśliwa taka, aż te dzieciaki zerkały na nią, zwłaszcza te, które znały jej twarz pochmurną, poważna i majestatyczną na mieście. Potem nauczycielka zaczęła, lecz ona nie o przeszłości swojej, lecz oto o tych młodych ludziach, skupionych w sobie jak słodkie owoce w winogronowej kiści. - Dobrzy są, dobrzy – mówiła - zawsze dobrych miałam i teraz, kiedyśmy wespół z tymi „Dziadami” postanowili coś pięknego zrobić, to oni jakby zapału innego dostali i chociaż nad książkami ślęczą, nota bene niepotrzebnie encyklopedyczną wiedzą umysł obarczając, znajdują czas na prawdziwą sztukę, na ten bunt młodości, który wystarczy ku dobremu pokierować.
I tak dalej i dalej; potem swoje szkolne, niedojrzałe lata wspominały i już drugą herbatką raczyć się zaczęły, a młodzież śmiała się i przytulała do siebie, i żarty, i próbne ról odgrywanie, podpowiedzi i sugestie, widać, że mającą nastąpić rzecz traktowała poważnie.
I kiedy doktor Koteńko wszedł i skłonił się paniom ładnie, lecz się nie przysiadł, bo miał sprawę jaką do Adama, więc na górę się udał, długo nie był, zszedł i znów się paniom pokłonił na pożegnanie, Milska posmutniała, ale tak jakoś pięknie, tak uroczo.
- Dzięki Temu żyję – wzrok pozostawiła na miejscu, skąd doktor Koteńko obu paniom był widziany w chwili ostatniej – pani Zosiu, a teraz przecież nie wiem, co ze mną będzie użaliła się, smutniejąc jeszcze bardziej – te podwyżki mnie do cna wykończą.
- Znam te bóle – przytaknęła pani Zofia – gdybym ja tych kilku kółkowych godzin nie miała, też byłoby ciężko, a zdrowie u pani?
- Trzymam się jakoś, lecz coraz mniej pewnie, bo to insulina mi poszła kilkunastokrotnie i paski skoczyły na sto złotych.
- Co też pani powie!
- A tak. A przecież nie tylko insulinę przyjmuję, a tu gaz, światło. Na tyle wystarcza, żeby przeżyć, za dużo, aby umrzeć.
- Fatalnie. Ja nie wymagam jeszcze takiej opieki, lecz co będzie za rok, dwa? Bóg raczy wiedzieć. Nie można czego zmienić na lepsze.
- Można, pani Zosiu. Doktor Koteńko zmieni mi glukometr na tańsze paski, i insulinę. Tyle, że ja już te tańsze insuliny brałam i nie działały. Muszę jednak jeszcze raz spróbować z nimi, trzeba dostosować dawkę, bo to pani Zosiu z cukrzycą to jest tak, że nie każda insulina pomaga i dopasowanie właściwej dawki nie jest takie proste jak chleb z masłem zjeść i kwita.
- Da Bóg, że z jego pomocą, doktorowi Koteńce się uda.
- W Bogu nadzieja – Milska przetarła wierzchem dłoni wilgotne oczy – jacy oni piękni – zachwyciła się nagle – ci młodzi, ta para, tak blisko siebie, dłoń w dłoń, oczy w oczy, jakie spojrzenia … - spojrzały obie w stronę dwojga młodych ludzi, nieco dalej siedzących od pozostałych; a przed nimi na blacie stolika nietknięte kawy.
- Może w nich nadzieja, pani Milska? Oby.

2 komentarze:

  1. Widzę, że wszyscy chorują na cukrzycę, czemu się nie dziwię, bo to choroba społeczna. Mimo całego pesymizmu Twojego opowiadania uważam, że nie będzie tak źle. Mam nadzieję, że to ja będę mieć rację i cała ta awantura z refundacją skończy się pomyślnie dla diabetyków.
    Pozdrawiam w kolejny wolny dzień.

    OdpowiedzUsuń
  2. smoothoperator9.01.2012, 02:40

    Nie bardzo w to wierzę Anno, bo rząd wie swoje i z oszczędzania na zdrowiu chorych nie popuści,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń